Salazar
zaczynał już żałować, że pokazał Rowenie swoją rodzinną bibliotekę, bo kiedy
tylko by do niej nie zajrzał, zawsze ją w niej spotykał. Z nudów już sam
spędzał tam swój wolny czas, towarzysząc dziewczynie w nauce. A był tak znużony
patrzeniem na półki pełne książek, że brał jakieś do ręki i czytał razem z nią.
I chociaż miał już tej biblioteki serdecznie dosyć, siedział tak i, czytając,
nie dostrzegał korzyści, jakie się z tym wiązały. Stawał się coraz bogatszy nie
tylko w złoto, ale i wiedzę. Tak mijały im dni, tygodnie, miesiące…
Trzy
miesiące po przyjeździe do Either Rowena zauważyła ze śmiechem pewną poprawę w
zachowaniu Salazara.
- Jesteś
teraz innym człowiekiem, niż wtedy, kiedy cię poznałam. Całkowicie się
zmieniłeś – powiedziała z uznaniem. – Biblioteka dobrze na ciebie działa.
Salazar tylko
wzruszył ramionami. Pogrążony był w lekturze jakiejś książki oprawionej w
brązową skórę. Wyglądał na bardzo skupionego. O wiele bardziej, niż
niejednokrotnie Rowena wciągnięta w kolejne tomy, które pochłaniała. Odezwał
się dopiero po chwili:
-
Skąd u ciebie te całe ambicje i miłość do książek? Uczysz się całe dotychczasowe
życie. Nie chciałaś kiedyś coś zmienić? Wyrwać się z tej klatki, w której
trzyma cię matka, posmakować prawdziwego życia?
- Tak
już zostałam wychowana – odpowiedziała Rowena. – Gdybyś musiał żyć w
rozpadającej się chacie na skraju lasu, też miałbyś zupełnie inne wartości. Ja
nie doświadczyłam przyjęć, wytwornych kolacji, dostatniego życia… Jeśli się
czegoś nie pozna, to się za tym nie tęskni. Tobie zawsze wszyscy pobłażali. A
ja nauczyłam się, że takich jak ty należy trzymać krótko, bo później wyrosną na
złych czarnoksiężników i morderców.
- Czyli
takie masz o mnie zdanie – stwierdził z rozbawieniem w głosie Salazar, choć w
sercu go to bardzo zabolało. – Dobrze wiedzieć.
Rowena popatrzyła
na niego zupełnie jak jej matka, kiedy panicz Slytherin drwił sobie ze sławnych
praw wielkich czarodziejów podczas jej lekcji.
- Gdyby
tak było, nie chciałabym z tobą rozmawiać – odparła. – Jeszcze wyjdzie z ciebie
naprawdę dobry człowiek, tylko potrzebujesz kogoś, kto cię poprowadzi.
Salazar uśmiechnął
się tajemniczo na jej słowa i odłożył książkę na bok.
- Otóż
to – szybko podjął temat. – Obserwowałem cię przed długi czas, od samego
początku, gdy się tu zjawiłaś. Zastanawiałem się już od dawna… Nawet zapytałem
ojca, jak dużo istnieje czarodziejskich rodzin, a on odpowiedział, że całkiem
sporo, ale wszyscy kryją się przed mugolami.
Rowena uniosła wysoko
brwi.
- A
co ma piernik do wiatraka? – Spytała zadziwiona.
-
Bardzo dużo, jeśli tylko zgodzisz się mnie pomóc – odrzekł Slytherin. – Nie
możemy przecież pozwolić, żeby mugole nas zdominowali i abyśmy żyli jak szczury
w rynsztoku.
Rowenie co raz
bardziej nie podobały się jego słowa, co jeszcze spotęgował wyraz twarzy
młodzieńca. Slytherin uśmiechał się teraz tak, jakby zwariował, a jego oczy
lśniły niezdrowym blaskiem.
-
Jeśli myślisz, że pomogę ci jakoś zapanować nad nie magicznymi, to możesz sobie
mnie wybić z głowy – oburzyła się.
Salazar zaśmiał się
ponuro.
- Daj
mi dokończyć. Jest wiele dzieci, które tracą swoje magiczne moce, bo nie ma kto
ich rozwinąć i dobrze nimi pokierować. Dlatego wpadłem na pomysł założenia
szkoły magii, gdzie moglibyśmy trenować młodych na czarodziejów. Oczywiście,
tylko tych wybranych, którzy nie są zatwardziałymi mugolami.
Rowena polowi
uśmiechnęła się. Zupełnie nie spodziewała się, że Salazar powie kiedyś coś tak
inteligentnego. Pomysł był… genialny! Owszem, sama kiedyś myślała o czymś
podobnym, aczkolwiek na nieco mniejszą skalę… Częściej w jej głowie pojawiała
się wizja czegoś w rodzaju tajnych spotkań złożonych z małych grupek. Nigdy nie
pomyślała o czymś tak śmiałym, jak prawdziwa szkoła magii.
- No
wiesz, to jest pomysł – odrzekła. - Kto ma olej w głowie, temu dość po słowie.
Nigdy bym nie przypuszczała, że wpadniesz na tak szlachetny i cudowny pomysł.
Salazar wypiął
dumnie pierś, ujął rękę Roweny i musnął ją ustami.
- Te
słowa w twoich ustach wiele dla mnie znaczą, wielmożna pani – powiedział, na co
Rowena zaśmiała się. – Więc zgadzasz się?
Dziewczyna pokiwała
głową. Po raz pierwszy ujrzała w swym życiu światełko. Wiedziała, że zmierza
już w konkretnym celu, a droga, którą wcześniej spowijała gęsta mgła, była
doskonale widoczna.
-
Więc jest już nas dwoje – dodał Slytherin po chwili namysłu. – Z pieniędzmi
mojego ojca, z naszymi magicznymi mocami i twoją inteligencją moglibyśmy
wybudować wspaniały zamek. Możemy wyruszać choćby zaraz.
Rowena znów się
roześmiała. Salazar powrócił do swego zwyczajnego optymizmu i dziecięcej
naiwności, jednak dziewczyna nie miała ani siły, ani chęci, by się na niego o
to gniewać.
- Coś
taki narwany, musimy to bardzo dokładnie przemyśleć – powiedziała. – Na
przykład, gdzie zbudujemy tę szkołę, czy ludzie będą chcieli posyłać tam swoje
dzieci… A co, jeśli nie?
-
Dlaczego jesteś taką pesymistką? – Zapytał, a uśmiech zniknął z jego wąskich
warg. – Jeśli nie będą chcieli, to jakoś ich przekonamy. Opatrzymy zamek
potężnymi zaklęciami, żeby żaden mugol go nie odnalazł. Wiesz, ja osobiście
proponuję Szkocję. Jest tam dużo lasów, są góry… Większa dyskrecja niż tu, w
Anglii.
Na ten pomysł
Rowena nieco skrzywiła się. Ta kraina nie budziła w niej zbyt przyjemnych
wspomnień, zwłaszcza, że jej rodzina, która przegnała jej matkę wciąż mogła tam
żyć.
-
Wiesz… Ja pochodzę ze Szkocji – mruknęła.
- Tym
lepiej – ucieszył się Slytherin.
- Nie
rozumiesz – jej głos zadrżał nieco. – Tam mają po prostu chyba większe
uprzedzenia do czarodziejów, bo jest ich chyba więcej, niż tu. Owszem, jest większe
prawdopodobieństwo, że szkoła stanie się bardziej popularna, ale istnieje
również ogromna szansa, że nas tam odkryją. Nie znam się na magii tak, jak moja
matka.
- To
się poznasz – odparł Salazar, ściskając delikatnie jej dłoń, aby dodać
dziewczynie otuchy. – Masz tu książki, masz różdżkę, więc używaj magii, ile ci
się podoba. A ja teraz muszę coś załatwić…
Wstał od stołu i,
zanim Rowena otworzyła usta, był już za drzwiami. Wyciągnęła różdżkę, wpatrzyła
się w nią uważnie, ale się zawahała. Matka zabroniła jej używać magii w domu pana
Slytherina. Choć z drugiej strony… Nie powinna spowodować tu większych szkód.
Na wszelki wypadek postanowiła poćwiczyć w lesie. Wyciągnęła z torby kawałek
szarego, starego pergaminu i spisała listę zaklęć z książki. Wstała, odłożyła
wszystkie dzieła na miejsce i poszła do lasu.
Zapuściła
się dość głęboko w las, żeby nikt jej nie usłyszał ani nie zobaczył. Bardziej
niż matki czy ojca Salazara obawiała się mugoli, którzy mogli przez przypadek
zauważyć to, co robi, a wtedy pomysł młodego Slytherina mogli włożyć między
baśnie. Dlatego pierwsze, co zrobiła, to rozejrzała się uważnie dookoła. Las
jednak był tu tak gęsty, że nawet, jeśli jakiś mugol mógłby się tu zagubić,
nigdy by jej nie zobaczył. Więc Rowena wypowiedziała pierwsze zaklęcie:
- Engorgio!
Wycelowała różdżką
w szary, pokryty mchem kamień, który powiększył się trzykrotnie.
- Avis – tym razem dzięki temu zaklęciu,
pojawiły się małe, niebieskie, rozćwierkane ptaszki.
Rowena
ćwiczyła jeszcze przez kilka minut, aż doszła do końca listy. Widniało tam
podejrzanie brzmiące zaklęcie. Wiedziała, że postępowała nierozsądnie, wypowiadając
formułki, których nie znała, jednak tak jej było spieszno wypróbować nowe zaklęcia,
że nie było już czasu, aby się dowiedzieć, co tak naprawdę wyczaruje, kiedy je wypowie.
Dziewczyna wycelowała różdżką w trawę i zawołała:
- Serpensortia!
Ku jej przerażeniu
z różdżki wystrzelił ogromny, czarny wąż, który skręcił się obrzydliwie w powietrzu
i upadł z głuchym łomotem na ściółkę. Rowena wrzasnęła ze strachu i odskoczyła
do tyłu, ponieważ gad odwrócił ogromny, lśniący łeb w jej stronę i wystawił
język. Młoda czarodziejka widziała w jego ślepiach tak porażającą pewność, że
cofnęła się kilka kroków, ale nie zauważyła kamienia, który uprzednio
powiększyła i potknęła się o niego, czego skutkiem był upadek.
Wąż ruszył w jej
stronę, groźnie na nią łypiąc. Serce Roweny o mało nie wyskoczyło z jej piersi.
Różdżka wypadła jej z ręki i potoczyła się gdzieś w krzaki, więc nie mogła się
bronić. Była już przygotowana na pewną śmierć.
Ale
pomoc nadeszła chwilę potem, kiedy wąż był już bardzo blisko niej. Rowena
usłyszała jakiś syk, przeraźliwy charkot i dziwne prychanie. Odwróciła głowę i
zobaczyła Salazara, stojącego kilka kroków od niej, wpatrzonego w węża. To on
wydawał te dziwne odgłosy, a co było jeszcze bardziej zdumiewające, wąż go
słuchał. Kiedy Slytherin umilkł, gad odpełzł w krzaki.
- Accio – Salazar spokojnie wypowiedział
zaklęcie, a różdżka Roweny podleciała do jego ręki.
-
Następnym razem lepiej dokładniej przeczytaj, do czego służą czarno magiczne
zaklęcia – poradził, pomagając jej wstać.
- Co
to było? – Wyjąkała dziewczyna, otrzepując szatę. Wzięła od Slytherina swoją
różdżkę, podczas gdy on chował właśnie do kieszeni swoją. – Dlaczego on cię
posłuchał? Ten wąż…
- Bo
jestem wężousty – wyjaśnił Salazar.
- Co jesteś? – Zapytała.
- Potrafię
rozmawiać z wężami ich językiem – odparł Slytherin, nawet nie próbując ukryć dumy.
Poczuł się o wiele pewniej, ponieważ udało mu się zrobić na Rowenie wrażenie. Dziewczyna
wciąż bardzo go pociągała, jednak zdążył się już dawno zorientować, że nie zdobędzie
jej dawnymi metodami. Ale to właściwie jeszcze bardziej go zachęcało. Pierwszy raz
musiał się naprawdę wysilić, aby upolować tę łanię. Bo jaką ma satysfakcję myśliwy
z tego, że zwierzyna sama da się złapać w jego sidła?
Rowena przewróciła
teatralnie oczami. Była rozdrażniona i wściekła na samą siebie, że tak idiotycznie
pozwoliła zapędzić się w kozi róg i utracić różdżkę.
-
Zdążyłam się zorientować – zadrwiła. – Chodźmy stąd, na dziś mam dosyć ćwiczeń.
Chwyciła Salazara
za rękaw i szybkim krokiem oddaliła się od tego miejsca. Jeszcze nigdy nie
obawiała się tak o swoje życie, jak podczas tego ataku węża, którego sama
wyczarowała. Postanowiła dostosować się do rad Slytherina, ale postanowiła też
sprawdzić w jakiejś książce, co dokładniej znaczy słowo wężousty. Młody dziedzic zaś pierwszy raz od wielu tygodni poczuł się
prawdziwym zwycięzcą. Posunął się już o krok dalej w swoim planie – Rowena ściskała
jego rękę, a on zachował się jak prawdziwy, mężny rycerz. Ocalił swej damie serca
życie, a ona już zawsze będzie musiała być mu za to wdzięczna. Oczekiwał więc sowitej
nagrody.
~*~
I oto ostatni
podczas tych wakacji rozdział. Następny będzie już w roku szkolnym, niestety.
Nie rozpisuję się już, bo przed nowym semestrem mam mnóstwo roboty na innych
blogach. Dedykacja dla Groszka :*
Fajny rozdział.Ciekawe czy pomysł z założeniem szkoły dla czarodziejów się powiedzie? Czekam na next.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń~Olka
Adres bloga brzmi "czwórka hogwartu" więc muszą założyć szkołę, bo by nie byli wtedy jego czwórką xD
UsuńDRUGA!! xDD
OdpowiedzUsuń~Nadine
Rozdział świetny, mam nadzieję, że ten pomysł ze szkoła wypali. xD No, w każdym bądź razie u Rowling wypalił. xD I Rowena odkrywa nowe zdolności panicza Salazara. Robi się ciekawie. Nie mogę się tylko doczekać, kiedy spotka się cała Czwórka.
UsuńPozdrawiam ;**
~Nadine
Tak, ale zanim się wszyscy czworo spotkają, będzie się działo. Właśnie wczoraj musiałam zacząć pisać ten rozdział, bo bym później się nie wyrobiła... a jak wiadomo, najlepsza w te klocki nie jestem xD
UsuńPowiem tylko jedno słowo - niesamowite! Twoje opowiadanie jest wprost nieziemskie, jeszcze nigdy nie trafiłam na historię o założycielach Hogwartu! Piszesz tak, że czytelnik zaraz się wciąga i nawet nie wie kiedy, co jest ogromnym plusem. Wspaniale opisujesz wszelkie zdarzenia, opowiedziałaś jak spotkali się założyciele... To dopiero 5 notek, a dowiedziałam się z nich mnóstwo rzeczy. Ciekawa jestem tylko kiedy Rowena i Salazar spotkają na swojej drodze Helgę i Godryka... I ten fragment o złocie obiecanym przez ojca Grety...
OdpowiedzUsuńmogłabym liczyć na poinformowanie mnie o nowym odcinku? Bardzo, ale to bardzo bym cię o to prosiła!
mort.blog.onet.pl
~Clara
Hmmm. Nieco przesadziłaś z tą nieziemskością, bo są opowiadania o niebo od moich lepsze. Jestem okropną egositką, mimo że mam młodszego brata, ale i tak potrafię to dostrzec. Ale oczywiście, będę Cię informować xD
UsuńHmm, jak zawsze fajna notka !! xD Nie przypuszczałam, że ten mały wkurzający smarkacz potrafi wymyślić coś tak inteligentnego. No i fajnie =) czekam na next
OdpowiedzUsuń~W.
Prawda? Nawet gnojkom zdarzają się takie dobre pomysły xD
UsuńJaki bohater z tego Salazara ;D A jak spotkają się w czwórkę to będzie jeszcze ciekawiej ;D
OdpowiedzUsuń[unattainablle]
~Clumsy
Tak, rycerz w czarnej zbroi xD
UsuńPowiedz mi tylko jedną rzecz skoro, jak to ujęłaś " nawet gnojek może wymyślić coś mądrego" to czemu do jasnej ciasnej ( ! ) mały Lord S. zgrywa takiego debila ??????!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń~W.
A może nie zgrywa, tylko nim jest? xD
UsuńNie poinformowałaś mnie
OdpowiedzUsuńI to wielki ;D.
Kiedy oni we czwórkę się spoktają ?
~Silene
Sorry. Zapomniałam xD Mam 4 blogi i każdy chce na coś innego. Już mi się miesza to wszystko xD
UsuńZawiodłaś mnie to rozdziałem, aczkolwiek fajny moment z wężem. Pozdrawiam xD
OdpowiedzUsuń~carmen37
No pewnie, musiałam dać w końcu jakiś moment z wężem xD Bo by to nie było po Ślizgońsku, gdyby Salazar nie wyjawił swojego talentu xD
UsuńTamten nagłowek podaobał mi się bardziej^^
OdpowiedzUsuń~kaktusica xD
Ale zgłosiłam się do ocen i musiałam coś zmienić xD
UsuńTen też jest fajny ^^
OdpowiedzUsuńSzkoda,że jestem takim debilem bo ciacho z niego jest xD
~Clumsy
Bardzo groźne ciacho. Chociaż dla mnie za bardzo Malfoyowaty xD
UsuńCzy ja wiem ^^ A kto to w ogóle jest ? To jakiś aktor, czy kto xD ( chodzi mi o zdjęcie ;p)
OdpowiedzUsuń~Clumsy
Nie znam aktora, ale wiem, że grał w "Dynastii Tudorów" Henryka xD
Usuńhehe, najbardziej podoba mi się ostatnia notka ;] zajejbista ;D
OdpowiedzUsuńmoglabyś mnie informować o nowych notkach? na czwórce, Selene i siostrzenicy? zbiorowe zamówienie xD 1593179
~kicysława
Mogłabym xD
Usuń