Szedł szybko ciemnym korytarzem, a jego
kroki dudniły tak, ich echo wydawało się być równym marszem żołnierzy
ruszających w bój. W oddali widział światełko. Ale nie umierał, wiedział to.
Doszedł do końca tunelu i zobaczył uchylone drzwi. Pchnął je, ale nie wszedł od
razu do środka, tylko zerknął przez szparę do komnaty, trzymając twarz
przytuloną do drewnianej framugi. Znajdował się w dziwnym pomieszczeniu
przypominającym kościół. Tak, to z pewnością był kościół. Było w nim pełno
gości ubranych w odświętne stroje, pod ołtarzem stał ksiądz, a obok niego panna
młoda. Miała na sobie złotą szatę, a na twarz przysłaniała jej długa,
śnieżnobiała woalka. Głowa kobiety przyozdobiona była sznurami pereł i
ogromnym, złotym diademem, który musiała dostać od matki na tę wspaniałą
uroczystość. Godryk bezmyślnie podszedł do kobiety, tak, jak mu podpowiadał
jakiś wewnętrzny głos i odsłonił welon.
- Pocałuj swoją żonę, ukochany –
powiedziała Greta.
Była niebezpiecznie piękna i starsza, kusiła go swymi
wdziękami, a on w momencie poczuł się jak dzieciak. Sparaliżował go strach,
podczas gdy kobieta zarzuciła mu ręce na szyję i zbliżyła się do niego. Jej
usta były już bardzo blisko. Twarz Godryka wykrzywił grymas przerażenia. Zawsze
zachowywał zimną krew, kiedy polował, ale gdy zobaczył, że dzieli go z Gretą
zaledwie centymetr…
Godryk
obudził się z krzykiem i usiadł gwałtownie na łóżku. Oblany był potem, a cała
pościel była mokra. Zupełnie tak, jakby przyśnił mu się koszmar o jakimś
przegranym pojedynku z Czarnym Rycerzem. Ale nie, to było o wiele gorsze.
Pierwszy raz poczuł tak straszliwą bezradność, że nawet teraz, kiedy już nie
spał, ze wstydu piekły go policzki. Nie tak powinien zachować się prawdziwy
mężczyzna.
Jego brat, z którym
dzielił pokój, tarzał się ze śmiechu po łóżku, z którego po chwili spadł z
głośnym hukiem na podłogę.
-
Słucham twoich jęków już od kwadransa – wydyszał, kiedy już się uspokoił.
- Nie
mogłeś mnie obudzić? – Zapytał z wyrzutem Godryk.
-
Mogłem, ale to było takie zabawne… - Henryk podniósł się z podłogi i wdrapał
się z powrotem na wypchany słomą materac.
- Ty szydzisz,
a mnie śnił się koszmar o Grecie – mruknął starszy brat i przetarł pięściami
oczy. – To najstraszniejszy koszmar, jaki kiedykolwiek miałem i jaki będę
kiedykolwiek miał.
-
Kiedy już pojmiesz ją za żonę, będzie cię nawiedzać nie tylko nocami, ale i
każdego dnia do końca twego nędznego życia, bracie.
Henryk znów dostał
ataku niekontrolowanego śmiechu. Godryk tylko pokręcił głową i wstał z łóżka. Nie
mógł już zasnąć, był zbyt roztrzęsiony. Doskonale wiedział, że zaręczyny są już
na dniach i nic nie mógł na to poradzić. Tak, jak rzekł mu Henryk: spędzi
resztę życia u boku wiecznie narzekającej, irytującej kobiecie, którą będzie
musiał zdradzać, lecz nie odejdzie, ponieważ na zawsze połączy ich święty węzeł
małżeński. Nie widział już przed sobą żadnych perspektyw.
Kiedy
zszedł na śniadanie, matka i ojciec byli już na nogach. Rozmawiali o czymś
przyciszonymi głosami, choć gdy tylko usłyszeli kroki, natychmiast umilkli z nienaturalnymi
uśmiechami zastygłymi na twarzach.
-
Dobrze, że już wstałeś – pani Gryffindor wstała i zaczęła się krzątać przy
kuchennych meblach, by podać synowi śniadanie. – Chcielibyśmy z tobą
porozmawiać.
Godryk mruknął pod
nosem coś niezrozumiałego i zaczął jeść.
- Minęło
już dość dużo czasu od tej sprawy – powiedziała Helena, zerkając co chwilę
nerwowo na męża. – No wiesz, synu. Z Gretą. Ona uważa, że powinieneś uczynić
jakieś kroki…
-
Jakieś kroki? – Powtórzył niepewnie Godryk, podnosząc miedziany kufel
wypełniony piwem do ust. – Czyli jakie?
- Powinieneś
poprosić o jej rękę.
Godryk wciągnął
połowę zawartości kufla nosem i zakrztusił się. Kaszlał przez kilka dobrych
minut, ponieważ gorzkie piwo wciąż piekło go niemiłosiernie w gardle. Kiedy już
się uspokoił, jego twarz była bardzo czerwona, nie tyle z wysiłku, który włożył
w usunięcie całego płynu z płuc, co ze złości.
-
C-co? – Wyjąkał. – Nigdy, przenigdy nie ożenię się z Gretą! Ja chcę być
rycerzem… A ona cały czas chce, żebym brał ją ze sobą na polowania. Stanowczo
odmawiam.
Skrzyżował ręce na
piersiach, jak małe, uparte dziecko. Mina też nie świadczyła o jego dorosłości,
jednak sam młodzieniec nie miał pojęcia, jak odwieść swoich rodziców od tego
poronionego pomysłu. Jednak ich twarze nie świadczyły o tym, że syn przekonał
ich do swoich racji. Patrzyli na niego z niekłamanym smutkiem. Nie chcieli unieszczęśliwiać
Godryka, jednak nie mogli też złamać danego ojcu Grety słowa. I tak już
odciągali mariaż zbyt długo.
- Ale
już wszystko ustalone – odpowiedział Matt Gryffindor. – Pójdziesz dzisiaj do
Grety i poprosisz ją o rękę. Jeśli chcesz być rycerzem, musisz brać pod uwagę
przede wszystkim dobro innych. A jeśli nie zawrzecie tego małżeństwa, to będzie
nasz koniec. Pius McCower ma znajomości, złoto…
Godryk westchnął.
Pomyślał, że łapią go za słowa. I zmuszają do czegoś, co było niezgodne z
Bożymi naukami. W tej chwili nie było ważne złoto ani wpływy swoich przyszłych
teściów, ponieważ wiedział, że za ten luksus przyjdzie mu zapłacić najwyższą
cenę, jaką było jego własne szczęście. Jednak dobrze znał swego ojca i
wiedział, że nie zmieni on decyzji, choćby błagał o zlitowanie.
- Z
tego wynikną same złe rzeczy – stwierdził, robiąc minę całkowicie przegranego.
– Ale dobrze. Najwyżej pojadę na jakąś niebezpieczną wyprawę i zginę od łapy
niedźwiedzia… Miejmy nadzieję, że nie dożyję ślubu.
Ojciec popatrzył na
niego surowo i wyciągnął z kieszeni złoty pierścionek z dużym, czerwonym
rubinem. Pierścień przewiązany był białą wstążką. Domyślał się, że Godryk
żartował, choć doskonale go znał. Był jego nieodrodnym synem, który właśnie po
nim odziedziczył charakter i zaciętość.
-
Zostaliśmy zaproszeni na kolację u państwa McCower – rzekł. – Po deserze
weźmiesz Gretę do ogrodu, powiesz jej coś miłego i oświadczysz się jej. To
tylko romantyczna formalność, ponieważ jej ojciec od dawna traktuje cię jak
swego zięcia.
- Mam
nadzieję, że się nie zgodzi – mruknął.
Pan Gryffindor
puścił mimo uszu tą uwagę i ciągnął dalej:
- To
jest naprawdę ważne, więc nie zawiedź nas. Chyba że chcesz resztę życia spędzić
bez honoru w tym starym, rozpadającym się dworku na utrzymaniu swych starzejących
się rodziców.
Godryk westchnął. To
był ostateczny argument, z którym nie mógł się już sprzeczać. I, choć wiedział,
że ojciec bardzo przekoloryzował jego losy, odpowiedział zrezygnowanym tonem:
- Zrobię tak, jak
sobie życzycie.
*
Do
kolacji z McCowerami cała rodzina Gryffindorów przygotowała się bardzo
starannie. Godryk cieszył się każdą chwilą swojego spokojnego i normalnego
życia, bo już za niecałe trzy godziny zamienić się miało w piekło. Czekał na to
spotkanie jak na ścięcie, zaczął się nawet zastanawiać, czy lepszym pomysłem
nie byłaby ucieczka, jednak jego honor chyba by tego nie zniósł. Brzydził się
wszystkim, co było przeciwieństwem cnoty, a tchórzostwem najbardziej.
Pani
McCower powitała ich wylewnie, jakby rozmowa dotycząca Godryka i Grety wcale
nie miała miejsca. Od tego zdarzenia minęło wszak już całkiem sporo czasu,
jednak wszyscy doskonale wiedzieli, że państwo McCower są niesamowicie
pamiętliwi. Pani domu posadziła młodego Gryffindora obok swojej córki i podała
kolację. Godryk czuł się bardzo nieswojo. Czuł na sobie rozognione spojrzenie
Grety oraz wzrok świdrujących oczu jej ojca, który oczekiwał, że jego przyszły
zięć oświadczy się córce w tej chwili. Młodzieniec jednak za wszelką cenę chciał
uniknąć spojrzenia przyszłej żony. Widział ją kątem oka. Ona też bardzo
starannie przygotowała się do tej kolacji. Złote loki miała ułożone w wytworną
fryzurę, wyszywana złotą nicią czerwona suknia przyciągała do jej właścicielki
wzrok. Na szyi miała sznur pereł, który wciskał się łagodnie w rowek pełnych,
choć jeszcze nie do końca rozkwitniętych, odsłoniętych bezwstydnie piersi. Ich
właścicielka uśmiechała się promiennie, za wszelką cenę chcąc ściągnąć na
siebie spojrzenie Godryka. Jednak ten nie zerknął na nią ani razu, kiedy niby
przypadkiem musnęła swoją ręką jego dłoń.
Gdy
pani McCower zabrała talerze po deserze i nalała dorosłym wina, a najmłodsi
dostali mleka w szklanych kubeczkach, Godryk zerknął na swojego ojca. Ten dał
mu znak spojrzeniem, żeby się nie ociągał i działał według planu. Wszyscy
doskonale go znali i teraz wpatrywali się oczekująco w młodzieńca, który
zgarbił się nienaturalnie pod ciężarem ich naglących spojrzeń.
-
Możesz na chwilę ze mną wyjść, Greto? – Zapytał młody Gryffindor, po raz
pierwszy tego wieczora patrząc prosto w oczy swojej przymuszonej wybrance.
Ona uśmiechnęła się
jeszcze szerzej, ukazując rządek białych zębów. Nie odpowiedziała, tylko wyszła
za Godrykiem na taras, cała drżąc z podniecenia. Ten poprowadził ją wzdłuż
alejki.
-
Pięknie wyglądasz – powiedział.
Greta zarumieniła
się skromnie, jednak dobrze wiedziała, że podoba się mężczyzną. Uwielbiała,
kiedy wodzili wzrokiem za jej młodym, choć kusząco poruszającym się ciałem.
Często dla zabawy uwodziła ich, nie dbając o to, co mówią o niej mieszkańcy
miasteczka oraz ksiądz. Miała jedynie twarz anioła, w duszy zaś była
wyrafinowaną, dorosłą kobietą, która tylko czekała, aż biedny, przymuszony do
małżeństwa Godryk wpadnie w jej sidła. Podobał się jej niesamowicie i taki
miała kaprys, aby to właśnie on ją poślubił. Zawsze dostawała to, czego
chciała. Wystarczył jej cichy szloch, aby ojciec uczynił wszystko, co w swej
mocy, aby uchylić córce nieba.
-
Dziękuję.
Godryk zatrzymał
ją, wyciągnął z kieszeni pierścionek i uklęknął przed dziewczyną.
- Czy… czy zostaniesz
moją żoną? – Zapytał.
Te słowa z trudem
przeszły mu przez gardło i chyba nadal po części w nim tkwiły, bo czuł w
przełyku wielką, twardą gulę. Nadal miał przed oczami scenę ze swojego snu i
Gretę ubraną w złotą, wykwintną, całkowicie niemodną i groteskową szatę.
-
Oczywiście! – Zawołała, a kiedy Godryk wcisnął jej na palec złoty pierścionek,
rzuciła mu się na szyję i wpiła się w jego usta z taką gwałtownością, że aż się
przestraszył. Trzymał się sztywno i nienaturalnie do czasu, aż dziewczyna wypuściła
go ze swych szczupłych, choć bez wątpienia silnych ramion.
Myślałem, że mój pierwszy pocałunek będzie inaczej
wyglądać,
pomyślał, kiedy wracał z Gretą, uwieszoną u jego ramienia do salonu. Wciąż był
w ogromnym szoku. Stwierdził też, że te zaręczyny nie były takie złe w
porównaniu do tego, co będzie się działo podczas ślubu i po nim. Był
przekonany, że to dopiero początek koszmaru, który zamierzała zafundować mu
narzeczona.
Stało się. Oto byli
po słowie. Mimo że ślub dopiero był planowany przez podnieconą Gretę i jej
surową matkę, zostali przed Bogiem przedstawieni już jako mąż i żona. Nie było
ucieczki od tych silnych, zakończonych długimi paznokciami paluszków Grety,
które trzymały Godryka mocno przy sobie.
Wszyscy
bardzo się radowali, kiedy zobaczyli pierścionek na palcu Grety. Wszyscy oprócz
Godryka. Uśmiechał się tylko sztucznie i udawał zadowolonego, choć wiedział, że
zgromadzeni tu czarodzieje i czarownice są świadomi jego goryczy, która
zalewała mu serce. Poczuł przemożną niechęć do swojej przyszłej żony. Nie była
głupia, ale Godryk zraził się do niej jeszcze bardziej, choć tak naprawdę nigdy
nie rzekła mu niczego bolesnego ani nie uczyniła nic, co mogłoby uczynić ją w
jego oczach odpychającą. Była dla niego zbyt rozpieszczona i dumna. Nagle
pomyślał o Heldze Hufflepuff. O wiele bardziej pragnął z nią się ożenić. Była
spokojna, pokorna i grzeczna, tych wszystkich cech szukał w dziewczynie. A
Greta ich nie miała. Nie wiedział, jak zdoła przeżyć z nią resztę życia.
-
Ślub za dwa tygodnie – oświadczyła pani McCower. – Trzeba wiele przygotować.
Godryk nie zgadzał
się z nią. Wolał, aby ślub był cichy i spokojny. Wstydził się swojej przyszłej
żony oraz tego, z jaką pompą chciała urządzić ich wesele. Nie potrzebował
rozgłosu. Ale wyglądało na to, że będzie zupełnie odwrotnie. Mimo że był
mężczyzną, nikt nie liczył się z jego zdaniem, co niesamowicie go bolało i
złościło, choć tak naprawdę do dorosłości jeszcze trochę mu brakowało. Był
jeszcze młodzieńcem, za którego ojciec jeszcze przez jakiś czas będzie
podejmował decyzje.
Kiedy
przyszedł czas powrotu do domu, Godryk odetchnął z ulgą. Ale zanim jeszcze
puścił dom McCowerów, musiał godnie pożegnać swoją narzeczoną, choć tak
naprawdę nie chciał już na nią patrzeć. Zmusił się jedynie do nieznacznego
pokłonu i mruknięcia:
- Do widzenia.
Ucałował dłoń Rachel
McCower i już miał wyjść, ale Greta przytrzymała go za rękę i złożyła na jego
policzku soczysty pocałunek. Kiedy szedł drogą obok swojego ojca, czuł, że skóra
piecze go w tym miejscu, gdzie dotknęły go usta dziewczyny.
Jak
się domyślał, przygotowania do ślubu szły pełną parą. Już następnego dnia przybył
do dworku Gryffindorów krawiec, który własnoręcznie sporządził dla przyszłego
pana młodego szatę ślubną z miękkiej, kremowej tkaniny. Godryk czuł się naprawdę głupio, kiedy stał na
drewnianym, okrągłym stołeczku, a mugol biegał dookoła niego, co chwilę
odmierzając coś wąską, błyszczącą tasiemką. Igła biegała w jego dłoniach tak
zwinnie, jakby starzec miał co najmniej dwadzieścia lat. Z początku to zjawisko
bardzo Gryffindora zaabsorbowało, jednak stanie godzinami w jednej pozycji
zaczęło go nużyć, a niestety nie było w komnacie nikogo, kto zabawiłby go
rozmową. Wszyscy rzucili się w wir przygotowań, ponieważ wesele pierworodnego
syna Gryffindorów było nie lada wydarzeniem.
W
tej samej chwili Greta wraz z matką wybierały materiał na swoje weselne szaty.
Kupiec, którego zwerbował jej ojciec właśnie przywiózł całą masę materiałów,
drogich kamieni, koronek i pereł, aby kobiety mogły stworzyć najpiękniejsze
kreacje, jakie widział świat. To miał być dla młodziutkiej narzeczonej
niezapomniany i najcudowniejszy dzień w życiu.
- Tak się cieszę! Już myślałam, że
ojciec będzie musiał go siłą ciągnąć do ołtarza, ale chłopak w końcu poszedł po
rozum do głowy – zwróciła się do swej córki Rachel McCower.
- Nie mógł mi się opierać wiecznie –
powiedziała Greta, gładząc palcami delikatne perły, którymi bezwiednie się bawiła.
Krawiec
upiął już większość materiałów na pannie McCower i właśnie podziwiał swoje
dzieło, drapiąc się po brodzie. Kobiety całkowicie ignorowały jego osobę, pogrążone
w pasjonującej rozmowie o zbliżającym się wielkimi krokami ślubie.
- Pani wybaczy – odezwał się. – Ale
jeśli miałbym czas do końca tego tygodnia, to szata byłaby bardziej
dopracowana.
- Ależ ona musi być dopracowana – pani McCower spojrzała na krawca z lodowatą
obojętnością. – I musi ją pan skończyć na jutro.
~*~
Wybaczycie, że
końcówka taka nijaka? I oto pierwszy tydzień szkoły się zakończył. Jutro już
poniedziałek, dwie matematyki z samego rana… postaram się za tydzień coś lepiej
napisać, bo dziś mam jeszcze mnóstwo nauki i nic więcej nie wyskrobię.
Dedykacja dla Kicysławy :*
PS: Mam nadzieję,
że szablon się podoba xD
1! muahah! xD
OdpowiedzUsuń~kicysława
Gratuluję xD
UsuńDziękuję, ale żem z siebie dumna! xD
Usuń~kicysława
Godryk nie wie, że grzeczne dziewczynki wyszły z mody? xD Bidulek, z takim kimś się żenić... Jednak "twierdził też, że te zaręczyny nie były takie złe w porównaniu do tego, co będzie się działo podczas ślubu i po nim. " oraz "To najważniejsze wydarzenie w twoim życiu – odparła Helena. – Więc pieniądze się tu nie liczą.
OdpowiedzUsuń- Tak, to i jeszcze mój pogrzeb"- rozwaliły mnie, Gryffindor jest mistrzem ironii. ^^ Kurcze, bidulek z niego, ale mam nadzieję, że jakoś uda mu się z tego wywinąć, albo żeby na tym ślubie stało się coś strasznego itp, dzięki czemu Greta dostałaby zawału ;] Ale mam pobożne życzenia, względem przyszłej pary młodej ;D Ah, i nie chciałaby yć w skórze tego krawca....
~kicysława
Godryk, jak i ja, nie idzie za stadem mody jak ten baran. Więc ma inne poglądy xD
UsuńHerbata we wczesnym średniowieczu?
OdpowiedzUsuńNo dobra, miałam się nie czepiać. ;P Ale to jest silniejsze ode mnie i przykro mi.
Oj, biedny Godryczek. ;D Ale ja myślę, że on ucieknie z kościoła, kiedy będzie musiał powiedzieć sakramentalne "tak". Nie lubię tej Grety. Wydaje mi się, że jest słodką idiotką. Tak miało być, prawda?
Z niecierpliwością czekam na nexta. Szkoda, że dopiero za tydzień... Uch, szkoła jest straszna. Mam nadzieję, że dożyję następnej niedzieli.
P.S. Do widzenia się pisze osobno ;).
~Gabika138
Word nie podkreślił, więc i ja nie poprawiłam. Oto uroki dysortografii xD Czemu wciąż nie możesz uwierzyć w wielkość czarodziejów? Przeciez i żyją dłużej, i sa mądrzejsi... a Ty cały czas ich do mugoli porównujesz. Przecież Matt Gryffindor by syna z mugolką nie swatał xD
UsuńAle grzeczne dziewczynki są zawsze modne ;P Ojjj...współczuje Godrykowi..tego czegoś ;P Ucieknie jej z przed ołtarza ?
OdpowiedzUsuń~Clumsy
Jakbyś zgadła xD Ale nie mogę przecież zdradzić, co będzie za tydzień w notce xD
UsuńLoL !!! Tym to mnie powaliłaś !!!! Może jak się pobiorą to Godryk wniesie o rozwód ??? xD xD chociaz mam nadzieję, że Greta zostanie starą panną =)
OdpowiedzUsuń~W.
Jak się jej z Godrykiem nie uda, to Greta wstąpi do zakonu xD
UsuńFajny rozdział i ładny szablon.Więc Godryk się oświadczył(pod przymusem rodziców),jeśli dojdzie do ślubu to będzie się męczył przez całe życie......biedny.Czekam na next.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń~Olka
Dobrze to ujęłaś. Jak dojdzie do ślubu xD
UsuńxD Helga musin jakoś pokochać Godryka ;P
OdpowiedzUsuń~Clumsy
Czemu? Znajdę mu lepszą dziewczynę xD
UsuńO_o a ja przypuszczałam,ze będzie z Helgą, pokomplikujesz wszystko ? ;P
OdpowiedzUsuń~Clumsy
Gdybym wszystko dała takie proste, to co to by była za opera mydlana? xDD
UsuńWspółuczuje Godrykowi. Nigdy nie zgodziłabym sie na coś takiego!
OdpowiedzUsuń~carmen37
To było średniowiecze, tam Cię do zjedzenia pomyji by zmusil xD Zacofanie jednym słowem xD Nawet wśród czarodziejów tak bywało xD Dzięki takim małżeństwom z przymusu przetrwała linia magów do czasów HP. Bo jakby się z mugolami pożenili, to by sale szlamy chodził po świecie, i to jakby się trafiło szczęście xD
UsuńNo w sumie ;D
UsuńWspółczuje Gordykowi. Ale mam nadzieję, że do ślubu nie dojdzie! Niech on ucieknie do Helgi! Ucieka i nie wraca! O niech udaje, że zginął na polowaniu!
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdzialik.
Pozdrawiam
Domitilla
[opowiesc-diabla.blog.onet.pl]
Domitilla
Aż tak nie lubicie Grety? Czemu?
UsuńBo jest próżna ;P
Usuń~Clumsy
no, nareszcie udało mi się przeczytać odcinek ;)
OdpowiedzUsuńjak zwykle fantastyczny. Ale Greta i Godryk? Współczuję mu... Chociaż ciekawa jestem czy oni wezmą ten ślub czy nie... Jeśli tak, to byłoby to...co najmniej dziwne. xD tak, wiem, mój komentarz nie ma jakiegoś specjalnego sensu, ale cóż... nie wiem co moge więcej napisać...
czekam an kolejną notkę ;)
mort.blog.onet.pl
~Clara
W średniowieczu właśnie tak brano śluby. Bez sensu było tam chyba wszystko xD Nawet to, że mężczyźni szli do zakonu, a i tak mieli po kilka dzieci w tajemnicy
UsuńGodryk zabije siebie Helga z tego popelni samobójstwo a Grecie złamie się paznokieć^^
OdpowiedzUsuń~Pepa