Deszcz
uderzał w szyby posępnego, starego sierocińca, a wiatr targał drzewami
wyginającymi się we wszystkie strony tak, jakby chciał wyrwać je z korzeniami i
wywiać gdzieś daleko stąd. Niebo pokrywały ciemne, groźne chmury. Ale nie tylko
pogoda była podła. W sierocińcu rozszalała wśród małych podopiecznych epidemia
krupu. Ostatnio stała się to dość częsta choroba w takich miejscach, jak to.
Właścicielka
sierocińca, pani Hufflepuff, od rana miała urwanie głowy z maluchami, które kaszlały,
gorączkowały i majaczyły w półśnie. Córkę chciała trzymać z dala od ogniska
epidemii, ta jednak uparła się, by pomóc. Była dobrym duchem tego
przygnębiającego, zimnego sierocińca. Lekarz miał przybyć dopiero wieczorem,
ale Anna Hufflepuff wątpiła, aby zechciał pomóc dzieciom za tak marne
pieniądze, jakie mu miała zaoferować. Od kiedy tylko straciła męża, jej świat
się zawalił. Napędzały ją tylko dzieciaki, którymi się opiekowała i córka.
Helga
otarła pot z czoła i podała matce stos świeżo upranych, lnianych ręczników.
Była niezbyt wysoką, trochę przy kości dziewczyną, podobnie jak jej matka, z
jasnorudymi włosami, z tą tylko różnicą, że oczy Helgi były niebieskie, a Anny -
ciemnoszare. Poza tym była do matki niezwykle podobna, nie tylko z wyglądu, ale
i charakteru. Bo niewiele jest ludzi, którzy w tak trudnych, średniowiecznych
czasach założyliby sierociniec dla chorych, ubogich dzieci bez opieki. Zatem
Anna Hufflepuff zyskała sobie uznanie miejscowego księdza i nie musiała się
bać, że ktoś zacznie ją nagle posądzać o uprawianie czarów. Bo to właśnie
robiła Anna. Uczyła córkę magii, co pomagało też w prowadzeniu sierocińca.
Anna
pochyliła się nad małą dziewczynką, którą zwali Mary Kate. Była tu od niedawna.
Jej ojciec, usłyszawszy o sierocińcu, oddał ją pod opiekę pani Hufflepuff.
Powód był prosty - miał zbyt dużo dzieci, by je wszystkie utrzymać, więc pozbył
się najstarszej z nich, mając nadzieję, że jakoś sobie poradzi. Ale to
najlepsze, co mogło czekać takie wzgardzone przez rodziców istotki, jak Mary Kate.
Większość wyrzucano na ulicę, gdzie nie mogły przeżyć dłużej, niż kilka dni.
-
Helgo, zagotuj więcej wody – zakomenderowała Anna.
Helga natychmiast zrobiła
to, co kazała matka. Zawsze robiła, co jej kazano. Była posłuszna, jak małe
dziecko, zbyt naiwne i uległe, by nie zostać wykorzystanym. A Helga miała już
piętnaście lat. Co niedzielę biegała do kościoła, uczyła młodsze sieroty o Bogu
i robiła wiele innych rzeczy. Stała się ich młodą nauczycielką, choć sama
studiowała pilnie magię, którą zatajała przed dzieciakami, co nie było trudne,
bo je kochała i potrafiła sprawić, że robiły wszystko, o co je prosiła. Anna zaś
nie była bogata, a utrzymanie sierot sporo ją kosztowało. Robiła to z czystej
dobroci serca, mając nadzieję, że córka przejmie po niej ten „interes”.
Przez
małe okna od dłuższego czasu nie wpadały promienie słońca. Było zimno, ciemno i
ponuro, a niewielką grządkę pani Hufflepuff zalewał deszcz. Mimo dachu nad
głową, sieroty cierpiały głód i zimno, kiedy wychodziły na zewnątrz, ich
skostniałe, bose stopy tonęły w brudnym, błotnistym błocie, a szare sukienki
brudziły się natychmiast.
Mary Kate
zapadła w końcu w niespokojny sen, mrucząc coś w gorączce. Pani Hufflepuff
odetchnęła z ulgą; teraz mogła zająć się resztą chorych dzieci. Musiała ukoić
każde z osobna, wysłuchać, pocieszyć, podać napar z ziół… Dostała od księdza
trochę lekarstwa na krup, bo ta choroba nader często występowała w tych
regionach. Biorąc pod uwagę to, że w tych czasach leki były bardzo drogie i
cenne, Anna trzymała ipekakuanę na czarną godzinę, która właśnie nastała. Podała
trochę specyfiku małemu chłopcu, którego Helga znalazła w lesie parę lat temu,
gdy zbierała grzyby. I tak dziecko, liczące już sobie lat jedenaście, mieszkało
w sierocińcu do tej pory. Jednak takie sytuacje nie były niczym zaskakującym, w
średniowieczu dzieci było całe mnóstwo, jednak wiele z nich dożywało zaledwie
kilku lat. To nie był dobry czas dla dzieci.
*
Do wieczora, zanim
przybył lekarz, zmarła dwójka dzieci. Jedno dopiero co zostało Annie podrzucone
na próg, drugie zaś urodziła kobieta, którą dwa lata wcześniej przyjęły kilka
dni przed porodem. Młoda ofiara brutalnego gwałtu zmarła następnego dnia,
pozostawiając syna na głowie pani Hufflepuff i jej córki. Teraz zaś szlochająca
cicho Helga musiała wynieść do izby jej matki dwa zimne, sine truchełka
owinięte w niedawno wyprane, lniane ręczniki. Lekarz natomiast nawet dla kilku
pozostałych, najmłodszych sierot nie przepowiadał on długiego życia.
- To
straszne choróbsko, szanowna – powiedział, chowając swój marny sprzęt lekarski
do ziszczonej, skórzanej torby. – A przy takiej pogodzie i tylu chorych zostaje
się tylko modlić. Jedno dziecko zaraża drugie…
-
Tak, Helgę właśnie wysłałam do kościoła – powiedziała Anna Hufflepuff, patrząc
z rozczarowaniem na mugola. – Obiecała, że zostanie na wieczorną mszę i da na
tacę. Powinna niedługo wrócić, choć wolałabym, żeby została w kościele, jak
najdalej od tego ohydztwa. Chociaż ona by się wystrzegła przed chorobą.
Lekarz tylko
wzruszył ramionami. Miał na głowie teraz całą wioskę, w której również panowała
epidemia, poza tym był już tak zmęczony, że los dzieciaków w sierocińcu w ogóle
go nie interesował. Chciał jak najszybciej wrócić do domu, gdzie żona czekała
na niego z ciepłym obiadem.
-
Przemarznie i wróci z zapaleniem płuc – rzekł. – Z deszczu pod rynnę. Do widzenia,
szanowna. Zdrowia życzę.
-
Dobranoc – pożegnała go pani Hufflepuff.
Dla niej jednak noc
zapowiadała się nie tak dobrze, jakby tego sobie życzyła.
Helga
wróciła pół godziny później cała przemoknięta i drżąca z zimna. Matka posadziła
ją przy kominku i kazała się jej przebrać w suchą szatą, a sama poszła podgrzać
córce zupy jarzynowej. Bardzo wzięła sobie do serca rzuconą przez lekarza
mimochodem wzmiankę o zapaleniu płuc, które, podobnie jak i ospa, było wyrokiem
śmieci dla człowieka.
-
Ksiądz dał mi to – Helga wyciągnęła ku matce skostniałą z zimna piąstkę i
otworzyła ją. Na dłoni leżała mała buteleczka ipekakuany. – Powiedział, że jak
się rozcieńczy z wodą, to wystarczy na dłużej.
Pani Hufflepuff wzięła
od córki fiolkę i schowała do kieszeni szarego fartucha.
-
Zjedz zupę i idź spać – powiedziała, starając się ukryć przed Helgą swoje
zmęczenie i rozpacz. – Poradzę sobie sama.
Następnego
ranka, kiedy Helga otworzyła oczy, na dworze było już o wiele spokojniej. Burza
i deszcz zniknęły wraz z grozą nocy, poranne niebo było białe, gdzieniegdzie
pojawiały się szare chmury, z których lada chwila mógł na nowo lunąć deszcz.
Przyjechał człowiek, którego przysłał ksiądz, aby zawiózł na cmentarz ciała
małych sierot. Podczas długiej, zimnej nocy zmarła jeszcze jedna dziewczynka.
Gdy Helga zeszła na
śniadanie, dowiedziała się, że reszta dzieci czuje się raczej dobrze, tylko
niewielka garstka z nich mają gorączkę, ale ich stan jest stabilny. Tak
przynajmniej wydawało się jej matce.
- Mam
nadzieję, że takie okropieństwo już się nie powtórzy – powiedziała pani
Hufflepuff. – Idź teraz i zbierz to, co zostało z naszej grządki. Jeśli znów
spadnie deszcz, zniszczy i tę resztkę, która została.
Helga bez słowa
ubrała się i wyszła na zewnątrz. Przy pierwszym kroku, kiedy zeszła ze schodów,
jej bose stopy zatonęły w błocie, a ona zapadła się w nim aż po kolana. Z
trudem przedarła się do prawie całkowicie zalanego ogródka. Był to kawałek
średniej jakości ziemi otoczony niskim płotem zbitym z pokrytych mchem, w wielu
miejscach podziurawionych desek. Dziewczynka musiała wydobyć z błota resztkę rozmokłych
marchewek, brudną, marną kapustę i inne, zmizerniałe, zszargane przez
zawieruchę warzywa.
Jedno jest w tym pocieszające, myślała,
wrzucając do koszyka brudne, wiotkie warzywa. Ale będzie grzybów w lesie!
Matka
nie była zachwycona, kiedy Helga przyniosła jej owe „zbiory”.
- No
cóż, trzeba będzie coś z tym zrobić – westchnęła i wyciągnęła różdżkę z
kieszeni fartucha. – Myślałam jednak, że będzie tego więcej. Trudno.
Machnęła różdżką i
podwoiła ilość kapusty. To samo zrobiła z marchewkami, burakami i fasolą. Helga
dokładnie obserwowała czary, które się tam działy. Nie mogła używać magii.
Matka mówiła, że to niebezpieczne, więc lekcji udzielała córce najczęściej
wieczorem, gdy pozostali mieszkańcy sierocińca kładli się spać.
Anna
Hufflepuff miała rację. Ledwo trochę się rozpogodziło, wieczorem znów lunął
deszcz i to o wiele gorszy, niż przedtem. Co chwilę ciemne niebo rozjaśniał
piorun. Kilka razy rozbrzmiał też tak głośno, że Helga bała się, że trafi w
dom.
-
Dobrze, że przynajmniej dzieciakom się nie pogorszyło – mruknęła pani
Hufflepuff. – Dostały jeść i poszły spać. Ty chyba też powinnaś się położyć.
Tak naprawdę Anna
wątpiła, że śpią. Doskonale wiedziała, że rozprawiają o ostatnich wydarzeniach
i boją się zasnąć, bo co chwilę rozbrzmiewało uderzenie pioruna. Mimo że były
tylko dziećmi, nie były ślepe. Zauważyły, że zniknęła trójka sierot, z którymi
przecież się uczyły i bawiły. Utraciły właśnie trzy osoby ze swojej rodziny,
które nie zostały nawet godnie pożegnane. Z bolesnym sercem Anna wyobrażała
sobie, jak martwe ciała dzieci są wrzucane do masowego grobu, w którym spoczną
ofiary epidemii.
Nagle
do drzwi ktoś załomotał. Helga wytrzeszczyła ze strachu oczy, a jej matka
wstała i, przekrzykując walenie do drzwi, rzekła gniewnie, usiłując siłą swego
głosu ukryć strach:
- Co
to, wilcy kogoś gonią, czy co… Kogo o tej porze tu niesie?
Wyszła z izby, po
czym Helga usłyszała, jak kilka osób wchodzi do budynku. Zamarła na swym
drewnianym, kulawym krześle, nasłuchując. Pani Hufflepuff wprowadziła
przybyszów do skromnej komnaty. Okazali się nimi być dorosły mężczyzna i mniej
więcej piętnastoletni chłopiec. Oboje byli przemoczeni do suchej nitki, a woda
kapała z ich ciężkich szat na przeżarte przez korniki deski, którymi wyłożona
była podłoga.
-
Dziękuję, że zgodziła się nas pani wpuścić – rzekł starszy mężczyzna. – Okropna
ulewa. Wracaliśmy z synem z polowania i zastał nas deszcz. Nie chciałbym być
zbyt śmiały, ale… Czy możemy liczyć na nocleg? Oczywiście szczodrze się
odwdzięczymy.
- Oczywiście, że
tak - odparła pani Hufflepuff.
- Nie chcielibyśmy
sprawić kłopotu…
Starszy mężczyzna miał
długie, mokre, ciemne włosy, mokrą, brązową, kozią bródkę i miecz przytwierdzony
do pasa. Musiał być o wiele starszy od Anny, w jego gęstej czuprynie widać było
już siwe pasma, a twarz miał suto pooraną zmarszczkami. Jego syn, jak się łatwo
domyśliła Helga, miał tak samo jak ojciec, długie, brązowe włosy, z których na
podłogę kapała woda, miał ciemnozielone oczy, a ubrany był w dziwną szatę
uszytą ze skóry jakiegoś zwierza.
-
Dobrze panowie trafiliście – rzekła Anna, wskazując im krzesła przed kominkiem
i ponaglając, aby usiedli, by się ogrzać. – To sierociniec, miejsca nie
brakuje. A przed snem może coś zjecie?
-
Skoro pani proponuje… - odparł starszy, choć zawahał się trochę. Szybko omiótł
spojrzeniem swych bystrych oczu czystą, choć nędzną izdebkę. – Czy ma pani
jakąś stodołę, by schować tam konie?
-
Jest za domem.
-
Godryku, zaprowadź je tam – zwrócił się do chłopca, a ten natychmiast wybiegł z
pokoju. – Byliśmy z synem na polowaniu, jak już mówiłem. Niezbyt udane, ale
lepsze to niż nic. Mieliśmy już wracać do domu, ale tak potwornie się
rozpadało… Byliśmy akurat na skraju lasu, skąd zobaczyliśmy światełka właśnie z
pani domu. Postanowiliśmy podjechać…
Gdy
wrócił chłopie nazwany Godrykiem, pani Hufflepuff podała zupę. Młodzieniec nie
odezwał się ani słowem, było widać, że bardzo go speszyło towarzystwo dwóch tak
pewnych siebie kobiet. Helga natychmiast się zorientowała, że jego matka musi
być całkowicie podporządkowana mężowi i niewiele miała do powiedzenia. Widać
było, że chłopiec wychowywał się raczej wśród mężczyzn. Za to jego ojciec mówił
bardzo dużo i wydawał się być całkiem przyjaznym człowiekiem.
-
Mieszkamy niedaleko, zaledwie jeden dzień drogi – rzekł. – Jutro rano
wyruszamy, nie będziemy nadużywać pani gościnności.
Anna Hufflepuff
szybko wdała się w rozmowę z panem, jak się później okazało, Gryffindorem. Helga
tylko przyglądała się albo jemu, albo Godrykowi. Bardzo intrygowały ją osoby
ojca i syna, ich szaty, sposób, w jaki mówili… To był zupełnie inny świat, inna
klasa… Całkowicie nieznane Heldze życie. Polowania! Pierwszy raz miała okazję
spotkać kogoś, kto w nich uczestniczył. Polowania zawsze wydawały jej się być
czymś… królewskim. W lesie, do którego łatwo można było się dostać polną drogą
z sierocińca, w którym mieszkała wraz z matką, nie było zbyt wielu zwierząt i
nikt nie urządzał polowań. Bo kto miałby to robić? Wieśniacy? A może ich żony? Piętnastolatka
przez prawie całe swoje życie brała czynny udział w opiece nad sierotami
niewiele młodszymi od niej samej. Nie widziała świata, choć bardzo dobrze
poznała prawdziwe życie większości zwyczajnych ludzi. Świetnie znała uczucie
głodu, zimna, a nędza nie była jej obca. Jednak cieszyła się z tego, co
posiadała, ponieważ wiedziała, że zawsze mogła mieć w życiu o wiele gorzej.
Pokory i wdzięczności nauczyło ją przebywanie z sierotami, które w swym krótkim
życiu wycierpiały więcej, niż przeciętny człowiek.
W końcu Anna
wstała, zabrała puste talerze, a gdy wróciła, powiedziała, siląc się na
wytworny ton głosu:
-
Sądzę, że są panowie zmęczeni. Helgo, pokaż Godrykowi pokój, ja zaprowadzę pana
Gryffindora do naszej najlepszej komnaty.
Dziewczyna wstała z
krzesła i bez słowa opuściła ubogi salon, nawet nie czekając na gościa. Czuła
się bardzo nieswojo. Pierwszy raz, odkąd jej ojciec wyjechał na wojnę z
goblinami, był w tym domu w nocy dorosły mężczyzna. Syna Matta Gryffindora się
nie obawiała. Gdy była jeszcze dziesięcioletnią dziewczynką, tacy chłopcy jeszcze
mieszkali w sierocińcu. Helga traktowała ich jak braci. Gdy zaś mieli siedemnaście
lat, znaleźli sobie żony i się wyprowadzili. Nigdy więcej ich już nie ujrzała,
więc nauczyła się nie przywiązywać się do sierot. Dziś jeszcze bawili się razem
w lesie, jutro zaś któreś z nich może umrzeć, jak poprzedniej nocy albo mogą
nagle znaleźć nową, lepszą rodzinę.
- Tu
jest twój pokój – Helga otworzyła drzwi do izby, w której sypiała. – Dobranoc.
-
Zaczekaj chwilę – Godryk chwycił ją za nadgarstek. – Jak ci na imię?
-
Helga.
-
Bardzo ładnie – dodał. Poczuł, że zachował się bardzo dziecinnie, ignorując
piętnastolatkę i jej matkę. Dały im wszak dach nad głową podczas tej
niespokojnej nocy, którą musieliby spędzić w niegościnnym lesie, po którym
musieliby błąkać się aż do rana. Na samą myśl Godryk wzdrygnął się nieznacznie.
– Chciałbym podziękować tobie i twojej matce za gościnę, nie każdy wpuściłby
dwóch mężczyzn do domu po zmroku.
-
Dziękuję – Helga dygnęła lekko. – To normalne. Potrzebowaliście pomocy, a my
postarałyśmy się jej udzielić. Dobrej nocy.
Zanim Godryk znów
ją zatrzymał, dziewczyna zniknęła w drzwiach niedaleko jego sypialni. Oddała mu
swój pokój, był wszak gościem z wyższych sfer, ona sama zaś musiała spędzić tę
noc na pryczy między sierotami. Matka nie musiała jej o tym przypominać. Dla
dziewczyny było to oczywiste. Gość w dom, Bóg w dom.
~*~
Końcówka może taka
trochę dziwna, ale cóż. Jutro idę na pieszą pielgrzymkę, pakowanie i inne
głupoty… na dodatek zepsuł mi się znów komputer, ale tata naprawił. Nie wiem,
ile jeszcze tak pociągnę. Dedykacja dla Claudii
:*
No to fajnie, że wreszcie napisałaś o Heldze i Godryku, już myślałam, że interesują Cię tylko Rowena i Salazar. Świetna notka, czekam na następną. Możesz napisać mi na kroliki505@vp.pl kiedy będzie nowa notka? Będę wdzięczna. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń~Phie
Pisze w "informacjach" xD Ale spoko xD Nie no, przecież to jest czwórka hogwartu, jakbym mogła pominąć godryka, idola Harry'ego i helgę, naszą piękną grubaskę xD
UsuńHa w końcu drugaXD Świetny rozdział. Bardzo mi się spodobał. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuń~Jeanne
Dziękuję xD I gratuluję xD
UsuńFajny rozdział.Mnie się podobał......z opisu wynika że Helga była fajna.Czekam na nową notkę.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń~Olka
Była xD
UsuńWięc wypowiem się i ja.
OdpowiedzUsuńRozdział trochę nudnawy, mało akcji. Opisy bardzo ładne, ale to i tak nie wiele dało. W sumie jest o wiele, wiele więcej opisów co robili niż dialogów. Wiem, że początki z nowymi opowiadaniami są trudne, ja też tak mam ;) Ale zapewne z rozdziałami wszystko dojdzie do normy.
Jak chcesz możesz zajrzeć do mnie www.uwieziona-na-wyspie.blog.onet.pl
Isabelle_
Dzięki za komentarz. Tak, zgadzam się, że nudno było, ale muszę przecież wszystkich dopiero z bohaterami zapoznać, potem będzie akcja xD
UsuńWiem i rozumiem. U mnie początki zawsze są nudne ^^
OdpowiedzUsuńIsabelle_
Nie tylko u Ciebie xD
Usuń"Bo niewiele jest ludzi, którzy w tak trudnych, średniowiecznych czasach, założyliby sierociniec dla chorych, ubogich dzieci bez opieki." To mnie powaliło xD. Ech, Tyyyyy.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział, choć rzeczywiście mało się dzieje. Ale to nic. ;) Podoba mi się! Czekam na nexta.
Pzdr ;).
[siostrzenicavoldemorta]
~Gabika138
Popatrz, nawet taki banalny tekst może kogoś powalić... xDD
UsuńBardzo podobały mi się te dwa rozdziały. ;)) Już dawno nie byłam czymś tak zauroczona. xp Czekam na więcej. ;)
OdpowiedzUsuń~Cam.
Tak, urocza ta Helga. Takie duże dziecko xD
UsuńNoo, ciekawie to wszystko się rozwija :) I ogólnie ciekawy pomysł na opowiadanie... a co będzie dalej, to zobaczymy :) Jak na razie mi się podoba :) Pozdrawiam - dramione-draco-i-hermione
OdpowiedzUsuń~Gonia
Bo na razie nie ma tu burzliwych romansów xD
UsuńNaresc=zcie sobie przypomniałam, że tu miałam jeszcze przeczytać... eh, skleroza. Aczkolwiek szkoda, że tak mało o Heldze i Godryku.
OdpowiedzUsuń~carmen37
Mam ten sam problem xD Cóż, na Helgę nie miałam większego pomysłu, nie chciałam z niej zrobić takiego dużego dziecka. A Godryk, to oczywiście, drugi Harry Potter xD
UsuńNotkę przeczytałam już tydzień temu, ale jakoś nie wiedziałam co napisać. Bardzo mi się podobała (ale ja oryginalna) chociaż oczywiście wolę Salazara. Ale to już takie moje małe zboczenie zawodowe. Mam nadzieję, że Helga i Godryk nie zapałają do siebie ogromną miłością od razu. Wolałabym na razie stosunki czysto przyjacielskie. No i dziękuję za dedyk xd
OdpowiedzUsuń~Claudia
Hehe, zobaczysz, jakie uczucia Helga żywi do Godryka po 3 rozdziale xD Są baaardzo przyjacielskie xD
Usuń