niedziela, 2 sierpnia 2009

1. Czas zmian

Poranne, nieśmiałe promyki słońca zajrzały do niewielkiej izby, padając prosto na starą, wypchaną sianem poduszkę, leżącą na rozklekotanym, przeżartym przez korniki łóżku. Jednak jego właścicielka już dawno wstała. Rowena wstała tuż przed świtem i krzątała się przy równie wysłużonych szafkach. Dziewczyna liczyła już sobie lat piętnaście i stała się wielką pomocą dla zmęczonej życiem, powoli starzejącej się już matki. W tym momencie przygotowywała dla niej śniadanie. W sąsiednim pokoju było cicho, lecz nie oznaczało to, że kobieta śpi. Anastasia wybrała się poprzedniego wieczory daleko, w głąb lasu, aby zebrać kwiaty paproci, potrzebne do eliksiru. Oznaczało to, że nieprędko wróci, więc Rowena nie spieszyła się zbytnio.

Skończywszy robotę, wyszła przed chatę, aby móc w spokoju wypatrywać matki. Wiedziała, że nie ma sensu zapuszczać się w las, gdyż Anastasia Ravenclaw chodziła swoimi ścieżkami i nie życzyła sobie towarzystwa podczas tak ważnych dla niej poszukiwań. Dlatego Rowena usiadła na drewnianym progu i podparła podbródek na obu dłoniach. Uwielbiała takie rześkie, majowe poranki. Zewsząd otaczała ją stoicko spokojna zieleń, a lekki wietrzyk przynosił z samego serca lasu zapach świeżych, iglastych drzew oraz żywicy. Kochała takie krótkie chwile nieróbstwa na łonie natury. Rowena była dziewczyną szczupłą i filigranową, czarne, grube włosy zaplatała często w warkocz, który przerzucała sobie przez ramię, kiedy siadała, aby odpocząć. Jej kasztanowe oczy śmiały się do każdego, jak i czerwone, kształtne usta, czemu ludzie zawsze się dziwili. Rowena po prostu miała w zwyczaju uśmiechać się do każdego.

Po kilku minutach wypatrywania matki ujrzała jej lekko pochyloną sylwetką w oddali, na tle ukrytych w cieniu swych własnych koron drzew. Rowena wybiegła jej na spotkanie. Gdy Anastasia zobaczyła córkę, na jej zmęczonej, trochę poszarzałej twarzy pojawił się blady uśmiech. Dziewczyna wzięła od matki koszyk i obie wróciły do domu. Anastasia zdjęła poszarpany, pokryty kurzem płaszcz i położyła go na krześle.
- Przygotowałam dla ciebie śniadanie – poinformowała ją Rowena, kładąc koszyk w kącie izby.
- Dobre z ciebie dziecko – odparła Anastasia, siadając przy stole i spoglądając na skromny, lecz ładnie przygotowany posiłek.
Rowena usiadła naprzeciwko matki i spytała:
- Zwykle wracasz wcześniej. Co cię zatrzymało?
- Ano – odparła pani Ravenclaw. – Kiedy przechodziłam przez targ, zaczepił mnie jakiś zamożny człowiek i zapytał wprost: czy nie chciałabym uczyć jego syna. Ja na to, że z chęcią, bo się w domu nie przelewa. Z góry ostrzegłam go, że może to tylko źle wpłynąć na jego reputację, bo w wiosce mówią, że jestem czarownicą. Na to człowiek tylko się roześmiał i powiedział, że cudownie trafić na swojego.
- Czyli że co? – Spytała Rowena. – To był czarodziej? I nie bał się tak ryzykować?
Pani Ravenclaw tylko wzruszyła ramionami.
- Powiedział, że w południe przyśle powóz – odpowiedziała. Rowena przekrzywiła głowę. Wyglądała jak zadziwiony pies.
- Wyjeżdżamy stąd? – Zapytała, a w jej głosie zabrzmiało z trudem ukrywane podniecenie. – Już tu nie będziemy mieszkać?
- Wygląda na to, że nie – stwierdziła pani Ravenclaw. – Wiedziałam, że los jeszcze się do nas uśmiechnie.

Zapakowanie wszystkich swoich rzeczy nie zajęło Rowenie dużo czasu. Posiadała jedynie różdżkę, kilka zniszczonych szat i diadem. Było to coś na podobieństwo delikatnej, srebrnej korony i naprawdę należało do jej matki, ale przecież było wiadome, że Rowena odziedziczy go po śmieci Anastasii.
Tak, jak nowy pracodawca pani Ravenclaw obiecał, niewielki, drewniany powóz około południa nadjechał tuż przed drzwi rozpadającej się chatkę. Miał problem z wtoczeniem się pod całkiem stromą górkę, jednak dwa odziane w łachmany skrzaty domowe pomogły mu dyskretnie czarami. Rowena była pod wielkim wrażeniem.
- Jeszcze nigdy nie jechałam takim powozem – szepnęła do matki, rozglądając się po jego wnętrzu. – Zupełnie jak w kościele…
Powóz ruszył. Zapowiadała się długa podróż, przecież ze Szkocji do wschodniej Anglii był kawał drogi… Tak więc, pani Ravenclaw przybyła wraz z córką do Either trzy dni później. Zbliżała się północ, więc zmęczone kobiety nie zważały nawet na piękno krajobrazu, choć paskudnie bogaty, groteskowo zdobiony dwór zrobił na nich piorunujące wrażenie. Rowena pamiętała doskonale swój stary dom, jednak nie panował tam taki przepych.
- Ale tu jest nieco cieplej – stwierdziła, gdy powóz zatrzymał się przed wielkim dworem. Wyszły z matką z dorożki i rozejrzały się. Ów apartament znajdował się na skraju wielkiego parku. Dookoła panował mrok.
- Proszę za mną – zwrócił się do pani Ravenclaw jeden ze skrzatów domowych. To one zostały wysłane po nową nauczycielkę i jej córkę. Poprowadził ją i Rowenę na drugie piętro i wskazał im dwoje drewnianych, rzeźbionych drzwi. Wszędzie panował nienaturalny mrok.
- To jest pokój panienki – rzekł skrzat, wskazując Rowenie drzwi po lewo. – A tu pani, madame – wskazał kościstą, zielonkawą rączką na drzwi po prawej stronie. – Pan czeka jutro z samego rana w salonie.
Ukłonił się pokornie i odszedł, starając się nie odwracać do nowoprzybyłych plecami. Kiedy tylko zniknął w mroku, kobiety wymieniły szybkie spojrzenia. Rowena doszła do wniosku, że nauczyciele pełnią tu wyższe stanowisko, niż służba, co trochę ją speszyło, ale i bardzo ucieszyło, ponieważ przez te wszystkie lata nie usłyszała od nikogo obcego ani jednego miłego słowa.
- Nie szwendaj się jutro po domu – ostrzegła córkę pani Ravenclaw. – To może się nie spodobać panu.
- Jutro raczej zwiedzę miasto – powiedziała Rowena, pożegnała matkę, chwyciła rączkę starego kufra i weszła do pokoju, który wskazał jej skrzat domowy.
Uznała tę komnatę za iście królewski pokój. Łóżko było osłonięte jedwabnym, ciemnozielonym baldachimem, na podłodze leżał gruby, ciemny dywan. Mimo wszechobecnego mroku, Rowena już chwilę temu zauważyła, że w całym domu dominują szmaragdowozielone i srebrne barwy, a prawie wszystko okraszone jest motywem węża. Sama komnata, która została jej przydzielona nie różniła się od reszty domu i była większa, niż chata, w której mieszkała z matką przez połowę swojego życia.
Dziewczyna postawiła w kącie swój kufer i położyła się delikatnie na miękkim łóżku. Poduszki wypełnione były miękkim, ptasim pierzem, obleczone w miłą w dotyku, ciemnozieloną, gładką tkaninę, dobrze znaną Rowenie z dawnego, wytwornego życia. Poczuła, że właśnie do tego świata należy. Bardzo się ucieszyła, bo skrzaty, z którymi podróżowała przez ostatnie trzy dni były niezwykle miłe i z chęcią sporo opowiadały o panujących na dworze zasadach, o mieszkających tu czarodziejach, a nawet o Małym Księciu Salazarze, który nie był już dzieckiem, a przystojnym, błyskotliwym młodzieńcem. Sama myśl o tym, że w końcu spotka rówieśnika, który również studiuje magię sprawiała, że radość rozpierała ją tak, jak nigdy dotąd. Nadmiar wrażeń, męcząca i trudna podróż sprawiły, że zasnęła z niemal widocznym uśmiechem na ustach, przyciskając do piersi różdżkę.

Rano obudziły ją promienie słońca, przedzierające się przez jedwabne, ciężkie zasłony. Dzień był piękny, jakby witał Rowenę w nowym miejscu zamieszkania. Na rzeźbionym, lakierowanym stole zauważyła srebrną tacę ze śniadaniem. Nareszcie trafiła do miejsca, w którym nikt nie będzie tępić jej magicznych zdolności. Oczywiście pamiętała przestrogę matki, która jej powiedziała: nigdy nie używaj czarów w domu pana. On może sobie tego nie życzyć.

Po zakończeniu samotnego posiłku, Rowena umyła twarz, splotła gruby warkocz, ubrała najlepszą szatę i wymknęła się z pokoju. Na korytarzu spotkała matkę, która chyba też właśnie opuściła swoją sypialnię.
- Chodź, muszę przedstawić cię panu – powiedziała cicho, jakby się bała, że każdy głośniejszy dźwięk może kogoś zdenerwować i sprawi, że wrócą do nędznego życia w chacie na skraju lasu. Wyglądała na nieco zdenerwowaną.
Rowena jednak nie podzielała jej uczuć. Szczerze wierzyła w przeznaczenie. Co miało się stać, to się stanie i żaden człowiek tego nie mógł zmienić. Bóg najwyraźniej chciał, aby się tu znalazły. Właśnie odpłacał im te siedem lat, które spędziły na wygnaniu, każdego dnia walcząc o przeżycie.
Ruszyła za matką szerokimi, marmurowymi schodami na pierwsze piętro, potem na parter. Obawiała się, że może się po prostu zgubić w takiej ilości korytarzy i przejść. Matka skierowała się ku największym drzwiom i zapukała, dyskretnie chowając do kieszeni maleńką mapę, którą poprzedniego dnia dostała od skrzata. Nikt nie odpowiedział, więc przekręciła gałkę w kształcie głowy węża. Salon był porządnie umeblowany. Wielkie okna wpuszczały do środka mnóstwo światła, co było zupełną niezgodnością z panującą w tym czasie modą. Wszystko było szare i ponure, tylko ten dom zdawał się być jakby nowym, lepszym światem. Pani Ravenclaw weszła do środka, a za nią, jak cień, podążała Rowena.
- Jest pani punktualnie – rozległ się radosny głos od strony drzwi. 
Do salonu wszedł wysoki, dość groźnie wyglądający mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami i krótką, kozią bródką. Uśmiechał się jednak promiennie, co łagodziło jego ostre rysy twarzy.
Pani Ravenclaw skłoniła się nisko, jak służąca, co nieco oburzyło jej młodszą towarzyszkę.
- Moja córka, Rowena – rzekła, wskazując na Rowenę, która dygnęła nieznacznie.
- Może od razu zaczniemy? – Zaproponował pan. – Chociaż tak naprawdę nie ma czego ustalać. Będzie pani nauczać Salazara codziennie po godzinie trzynastej.
- Oczywiście – zgodziła się pani Ravenclaw. – A czego ja bym uczyła panicza?
- Tego, co pani umie – odparł ze szczerym uśmiechem pan Slytherin.
Na korytarzu rozległy się kroki, a po chwili w drzwiach stanął wysoki młodzieniec. Oparł się niedbale o framugę drzwi, zakręcił sobie na palcu kosmyk długich, ciemnych włosów i powiedział nieco wyzywającym tonem:
- Już piętnaście minut czekam na nauczyciela szermierki.
Jego bystre, zielone oczy zatrzymały się przez dłuższy czas na brązowych oczach Roweny, na co ta zarumieniła się lekko i odwróciła wzrok.
- Idź, poczekaj w ogrodzie – odrzekł pan Slytherin i zwrócił się ciepło do matki Roweny: – A teraz proszę się czuć jak u siebie w domu. Mam nadzieję, że nie zrazi się pani do mojego syna, jest nieco butny, owszem, ale w gruncie rzeczy to dobry chłopak. Gdyby były jakieś problemy, proszę się do mnie zgłosić.
Pomachał do niej po królewsku ręką i odszedł. Mimo swojej groźnej prezencji, sprawiał wrażenie człowieka, który sporo czasu spędzał z bardzo różnymi ludźmi: i z tymi bajecznie bogatymi, dorównującymi poziomowi jego rodzinie, lecz także i z tak ubogimi i prostymi, z jakimi musiała przez ostatnie lata żyć pani Ravenclaw.
Rowena mruknęła do matki, że idzie do miasta i wymknęła się z pokoju. Trochę ją przeraził ogrom komnat i ilość korytarzy, które wiły się nieznośnie i prowadziły do różnych, zamkniętych na klucz pomieszczeń. Sporo czasu jej zajęło, aż napotkała jednego z pracujących w domu skrzatów, którego mogła zapytać o drogę do holu. Kiedy już wyszła do ogrodu, uderzyło ją świeże powietrze i oślepiający blask promieni słońca.
Polną drogą doszła do wielkiej, żelaznej bramy i zatrzymała się. Wieczorem nie zwróciła uwagi na to, że posiadłość Slytherinów znajduje się na wzgórzu. Wybiegła więc przed bramę i puściła się pędem z owego zielonego pagórka. Wiatr opływał jej twarz, delikatnie targał suknię i kapelusz, zrywał z ramion chustę, a warkocz obijał się rytmicznie o jej plecy. Kiedy dobiegła do bram miasta, nie mogła złapać tchu. Dalszą drogę pokonała więc powoli, ściskając się za bok, w którym coś kłuło ją nieznośnie.

Dojście na rynek nie zajęło jej dużo czasu. Po raz pierwszy mogła cieszyć się wyprawą do miasta – tu nikt jej nie znał i nie traktował jej jak wybryk natury. Z przyjemnością przyglądała się cyganom, zmuszającym małpki do pokazywania sztuczek. Obserwowała wystawy, towary, którym handlowali mugole. Zatrzymała się na chwilę, by przyjrzeć się gołębiom w klatce. Mimo że wiele już widziała w swoim krótkim, piętnastoletnim życiu, dopiero teraz zaczęła dostrzegać barwy tych wszystkich twarzy i przedmiotów.

Rynek Rowena zwiedzała prawie do południa, ale i tak wszystkiego nie zdążyła zobaczyć. Przechodziła właśnie obok straganu z kolorowymi przyprawami – nowymi nabytkami ze Starego Świata, kiedy usłyszała tuż obok siebie czyjś syczący szept, skierowany do niej:
- Witaj, Roweno.
Dziewczyna wzdrygnęła się i obróciła w kierunku miejsca, z którego ów głos dobiegał.
- Och! To ty, paniczu Salazarze – wydyszała, przyciskając dłoń do serca.
Jego przenikliwe, nienaturalnie zielone włosy niesamowicie ją peszyły, tak, że nie miała pojęcia, gdzie wzrok podziać. Do tego przystojny młodzieniec uśmiechał się do niej tak łagodnie i zuchwale zarazem, że dziewczyna całkowicie utraciła pewność siebie.
- Oprowadzić cię? – Zapytał uprzejmie.
Rowena uśmiechnęła się. Wiedziała, że odmowa byłaby niegrzeczna, poza tym w sercu bardzo chciała poznać owego Księcia, o którym tak rozgadywały się wczoraj skrzaty domowe. Wychwalały jego cnoty pod niebiosa, jakby młody panicz nie był śmiertelnikiem, lecz zaledwie zamieszkującym Olimp boskim Adonisem i Heliosem w jednym.
- Nie wiem, czym godna – odparła nieco żartobliwym tonem głosu, choć w sercu wiedziała, że wcale nie jest gorsza od przystojnego czarodzieja. Sama wszak również pochodziła ze starego, szanowanego rodu.

Oboje szli przez chwilę w milczeniu, oglądając towary kupców. Młody Slytherin co chwilę zagadywał dziewczynę, żartując i przedrzeźniając niektórych mugoli znajdujących się na targu, jednak jej nie śmieszyły podłe naigrywania się z biedniejszych. Sama przecież jeszcze kilka dni temu była taką ubogą, prostą wieśniaczką.
- Panicz nie ma lekcji? – Spytała nagle.
- Może mówmy sobie po imieniu? – Zaproponował panicz Salazar, sprytnie unikając odpowiedzi na pytanie dociekliwej Roweny, jednocześnie rzucając na nią czas swoich hipnotyzujących, szmaragdowozielonych oczu.
- Rowena.
Salazar sięgnął po dłoń dziewczyny, którą ucałował, na co młoda czarownica spłonęła rumieńcem, a pewność siebie na nowo ją opuściła. Jeszcze nigdy nikt nie wyraził w ten sposób szacunku do niej. Kiedy była małą dziewczynką i mieszkała w wielkim, starym zamku, dorośli nie zaprzątali nią sobie głowy, nieustannie bywała pod opieką bon i mamek, jej rodzona matka bardzo rzadko poświęcała jej czas, ponieważ głowę zaprzątały jej inne sprawy. Kiedy zaś zostały wygnane, spotykała się tylko i wyłącznie z kpinami lub pełnym trwogi wzrokiem. To towarzyszyło jej przez połowę jej życia, więc trudno się dziwić, jak łatwo zapomniała o tym, że ktoś jeszcze kiedyś mógłby być dla niej miły.
Slytherin poprowadził ją już bardziej odludnymi uliczkami, aż doszli na jakieś podwórko, całe wyłożone kamienną kostką. Pod murem stała niewielka fontanna i rosło powyginane, wątłe drzewko.
- Co to jest za miejsce? – Zapytała Rowena, podejrzewając, że jej towarzysz nie przyprowadził jej tu bez powodu.
- To fontanna, zbudowana przez czarodzieja – odparł Salazar. Usiadł na niskim murku starej budowli, mówiąc: - Podobno, jeśli wypowie się życzenie i wrzuci tu kwiat wiśni, spełni się.
Rowena spojrzała na powyginane drzewko. Wyglądało jak martwe, choć z drugiej strony emanowała od niego siła życia. Musiało więc żyć dzięki magii. Dzięki jakiemuś potężnemu zaklęciu lub eliksirowi, który potrafił przedłużać życie lub dawać nieśmiertelność…
- To jest wiśnia? – Zapytała Rowena. – Kim był czarodziej, który zbudował tą fontannę?
- Lubisz dużo wiedzieć – stwierdził Salazar, patrząc na nią uważnie.
Była dla niego uroczą istotą. Mimo że wiedział o niej niewiele, znał ją zaledwie jeden dzień, oczarowała go swoim skrywanym wdziękiem, szczerym spojrzeniem i głębią swego arystokratycznego piękna.
- To prawda – odrzekła śmiało Rowena. – Im więcej wiesz, tym jesteś mądrzejszy.
Usiadła na drugim końcu fontanny, podziwiając promienie popołudniowego słońca, igrającego w szeleszczącej tafli wody.
- Niewiele o tobie wiem – odezwał się panicz Salazar, zakładając nogę na nogę. – Mogę jedynie powiedzieć, że jesteś piękna, bystra i pragniesz wciąż się dokształcać.
Rowena uśmiechnęła się skromnie i zamoczyła w chłodnej wodzie dłoń. Chciała coś na to odpowiedzieć, ale nie mogła mu powiedzieć niczego, czego sam dobrze już o sobie nie wiedział. Mogła mu jedynie wytknąć, że nie garnie się do nauki, jak już wcześniej zauważyła, ale doskonale zdawała sobie z tego sprawę, że, choć oboje wywodzili się z arystokratycznych rodów, jemu wolno było o niebo więcej, a ona musiała być uległa i posłuszna.
- To miłe, dziękuję – mruknęła, wciąż się uśmiechając.
Salazar przysunął się do niej, kładąc rękę na jej mokrej dłoni, spoczywającej na kamiennym murku. Rowena spostrzegła złoty pierścień z dużym, zielonym oczkiem na jego serdecznym palcu. Przeniosła wzrok a jego twarz. Spojrzenie jego zielonych tęczówek było bystre, lecz zbyt śmiałe. Za to kasztanowe oczy Roweny nie śmiały się już. Były lekko rozszerzone ze strachu. Jeszcze nikt nigdy nie zbliżył się do niej aż tak bardzo, dlatego dziewczyna nie miała pojęcia, co dalej robić. Nie wiedziała jak uciec, by nie urazić tym kapryśnego księcia.
Salazar założył kosmyk kruczoczarnych włosów za jej ucho i pogładził ją po policzku. Był tak blisko, że czuła żar jego oddechu na twarzy. Zbyt się bała, żeby coś powiedzieć. Poczuła się osaczona, to wszystko działo się za szybko, a sama Rowena nie była przyzwyczajona do tak gwałtownych zmian w swoim życiu. Zerwała się z miejsca i wybiegła z tego zaczarowanego miejsca. Doskonale wiedziała, że Salazar świetnie radził sobie z kobietami. To było widać gołym okiem. Jednak ona sama czuła, że robi coś grzesznego i niemiłego Bogu, który dopiero co wyciągnął w kierunki jej i jej matki przyjazną dłoń. Nie mogła pozwolić, by zniszczył to głupi dowcip kapryśnego Księcia.

Natomiast sam Salazar nie wziął tego wszystkiego, co się tu wydarzyło na poważnie. Z uśmiechem patrzył, jak dziewczyna ucieka w popłochu, falując swoją niemodną, brzydką, poszarzałą szatą. Kiedy zaś zniknęła mu z oczu, Salazar parsknął śmiechem i mruknął do siebie:
- Dzieciak.
Wsunął ręce głęboko do kieszeni i również udał się w drogę powrotną.

~*~


No i jak mi wyszedł pierwszy rozdział? Wiem, że to wszystko za szybko się dzieje, ale mam jeszcze tyle odcinków do napisania, zanim wszyscy Założyciele Hogwartu się spotkają… I przepraszam, że długo nie pisałam, po prostu zepsuł mi się komputer. Nie jest też wykluczone, że za tydzień też nie będzie notki. Ale bądźmy dobrej myśli xD 

35 komentarzy:

  1. Wyobraź sobie, że w pierwszym momencie myślałam, że ta na dole w nagłówku, to Angelina Jolie xD Ech, ślepnę już.

    PS. Gdybyś chciała kiedyś w przyszłości szablon, to chętnie go dla ciebie wykonam, nawet na zamówienie =)
    Na wszelki wypadek zostawię adres. Dopiero zaczynam, także...=)

    http://szablon-zone.blog.onet.pl/


    szablon_zone@onet.eu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, podobna... Ale ma za małe wargi xD

      Usuń
  2. Ha, pierwsza. I mogę powiedzieć, że mi się podobało xD. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie coś o tych drugich, czyli o pulchniej Heldze i Gryffindorze xD.

    ~Eles.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ugh, trzecia. ^^ Ale zawsze xD

    ineskryszen@autograf.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, druga! One były równocześnie! HA! xDD

      ineskryszen@autograf.pl

      Usuń
    2. No tak, to gratuluję xD

      Usuń
  4. Oooch, a rozdział mi się bardzo podobał! Tylko nie wiedziałam, że Salazar tak będzie zarywał do Roweny. xDD Hm, piękne z niej dziewczę musi być. Albo "było". Jak kto woli. ;))
    I nie powiem, jestem zaskoczona przebiegiem wydarzeń. xD Ale i uradowana. Więc czekam na kolejny ;*

    Nadine

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On jest taki jak Malfoy, w końcu Salazar to pierwszy Ślizgon. Zarywa do każdej xD

      Usuń
  5. Widzę, że skupiłaś się na Rowenie. Każdy rozdział będziesz opisywała z perspektywy innego z bohaterów? Fajnie, że się przeprowadziła. Szczerze mówiąc nie myślałam, że już wtedy miała ten diadem. Troszkę za szybko się to wszystko działo jeśli chodzi o Salazara i Rowenę, wolałabym, żeby on stopniowo jej okazywał swoje zainteresowanie. Tak się spłoszyła i już nie będzie mu okazywała zaufania. Będzie go trzymała na dystans, no chyba, że inaczej to rozwiążesz.

    ~Claudia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie wiele rozdziałów, skupię się i na Heldze, i na Godryku, i na Salazarze xD Na razie muszę ich zapoznać z czytelnikami, żeby każdy poznał każdego bohatera xD

      Usuń
  6. No takiego obrotu spraw, to się nie spodziewałam. Salazar to jednak śmiała bestia. Jeszcze przez niego biedne dziewczę zrazi się do mężczyzn. Ah, może być ciekawie... Co też ten Slytherin planuje? Ale sądzę, że rozdział drugi nie przyniesie odpowiedzi, bo jak mniemam pojawią się w nim Helga i Godryk, prawda? Ah, w jakim oni są właściwie wieku?
    [pozorna-bajka]

    ~Groszek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mają piętnaście lat, jak większość bohaterów na blogach z opowaidaniami. Bo co to byłaby za historia, gdybym zaczęła od podeszłego wieku? xD

      Usuń
    2. Podeszłego, to może nie, ale gdyby mieli tak z siedemnaście, osiemnaście... I wszyscy są w równym wieku? Jakoś mi to nie pasuje.

      ~Groszk

      Usuń
    3. A czemu nie? Mogą być rówieśnikami. Na przykład tak samo możesz powiedzieć do Rowling, dlaczego zrobiła Harry'ego Rona i Hermionę w równym wieku. Czemu Ron nie może być starszy? Albo Hermiona? Albo Harry mógłby być od nich obojga młodszy xD I Draco Malfoy też jest w ich wieku, więc pewnie Założyciele też byli. Po co się Rowling miałąby głowić? xD

      Usuń
  7. Jedno słowo. Extra. Chyba wystarczy:D

    ~Jeanne

    OdpowiedzUsuń
  8. wietny rozdział.Mnie się podobało.Napisałaś dużo o Rowenie.......
    będzie fajne opowiadanie,będzie co czytać.Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam.

    ~Olka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko xD No tak, napisałam o niej dużo, bo to jedna z głównych bohaterów. Następna będzie kolejna płeć damska - Helga xD

      Usuń
  9. wiesz co? Jak tak można? taka romantyczna chwila a tu on ma ucieka a on jak Malfoy.... wyjeżdża z dzieciakiem :)) dobre :) Zabić salazara :) a teraz o Gordyku i heldze ;) czekam na next pozdrawiam :****

    ~Lilly

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo jest Ślizgonem, a Malfoy jest doskonałym członkiem jego domu. Ma wszystkie cechy założyciela xD Ale nie będę z Roweny robiła Hermiony, to, że dostała mądrość od Rowling, nie znaczy, że będzie taka sama wstydliwa, nienormalna i denerwująca. Tak samo Godryk nie będzie Potterem a Helga Neville'em. Dostaną ode mnie swoje charaktery, tak samo jak i Salazar. Nie będzie dokładnie taki, jak Draco xD

      Usuń
  10. No nie! Rzeczywiście z niego ślizgon! Biedna Rowena, co on sobie myśli? Phi! Ale już go uwielbiam xDD Zamawiam go sobie, chyba ze już ktoś go ma xD Od dzisiaj on jest mój! Weźcie sobie Gryffindora... Notka cudowna xD {po-voldemorcie}

    ~żercolód

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, nikt jeszcze nie zamówił sobie Slytherina. I niech sobie ktoś inny weźmie Gryfona, nie lubię go za jego szlachetność. Wolę czarne charaktery, ale Slytherin to za mało. Mój i tak zawsze był Voldemort, więc od niego łapy precz xD

      Usuń
  11. Kiedy Slytherin powiedzial na koncu "Dzieciak" to od razu dla odmniany nazwalam go ciolkiem XD Ale pasuje mi madrosc i przebieglosc.
    A bycie szlachetnym i o wielkim sercu to zostawmy Godrysiowi i Heldze....
    XD

    ~kicyslawa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, można się trochę poprzezywać xD Na przykład, kiedy mój brat powie mi "głupek", ja iod razu go nazwę "bździaż". Mniejsza o to xD Skupię się tu bardziej na Salazarze i Rowenie, bo Godryk za szlachetny jak dla mnie, a Helga jakaś taka... Nevilleowata xD

      Usuń
  12. To było świetne. Czuję, że jeśli będziesz opisywać jeszcze Rowenę i Salazara to będzie mój ulubiony wątek. A na pewno będziesz opisywać, czyż nie? xD Tylko jak on śmiał ją nazwać dzieciakiem? Pff. xD

    ~Lottie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam się jak dzieciak Salazar zachowyuje, bo poszedł poskarżyć tacie, że nie ma jakiegoś nauczyciela. Konfident xD

      Usuń
    2. Salazar Konfident Slytherin. xD Fajnie Brzmi, ale powinno być Skonfident, bo oni tam mają wszystko na jedną literę. G.G., H.H., R.R. i S.S. Zakłóciłabym im harmonię.

      ~Lottie

      Usuń
    3. Tak, Salazar Konfident Slytherin. Konfisent to będzie jego pseudonim xD

      Usuń
  13. Bardzo mi się podobało:) przepraszam,że dopiero komentuje ale nie było mnie w domu:) podoba mi się pomysł z przeprowadzeniem sie ROweny xD czekam na kolejną notkę pozdrawiam:*

    ~Miki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz się tłumaczyć, mnie nie ma często w domu, kopmuter się czasem psuje, a się nie tłumaczę. Nieno, dobra, tłumaczę się xD

      Usuń
  14. Jezu, nadal nie mogę przęłknąć tego, że rzecz naprawdę dzieje się we wczesnym średniowieczu, a wszystko opisujesz tak, jakby to był co najmniej barok.
    Poza tym wszystko fajnie, choć może rzeczywiście za szybko. To ty planujesz, żeby Rowena była z Salazarem? Oryginalne!

    ~Gabika138

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może... a może nie... xD Jak mówiłam, nie musi wszystko się dziać, jak w baroku, to dopiero pierwszy rozdział, a ty osądzasz mnie, jakbyś znała już całe opowiadanie. Nawet ja nie wiem, co napiszę w trzecim rozdziale, a co dopiero w dwudziestym! xD

      Usuń
    2. Chodzi mi np. o tą posiadłość i takie tam. Same szczegóły, które nie pasują do średniowiecza.
      Dobra, już się nie odzywam. xD
      Ale i tak mnie to wkurza.
      Czekam na nexta ;).

      A, właśnie. Kasuję violet-riddle. Założyłam nowego i tam będę pisała wersję ulepszoną ;). Na razie nic takiego tam nie ma, ale jakbyś chciała looknąć, to: siostrzenicavoldemorta.blog.onet.pl.
      Pzdr ;).

      ~Gabika138

      Usuń
    3. Spoko, to zmienię w linkach xD Nie martw się, już nie będą się tak rzucać w oczy te szczegóły, wiesz przecież, że pierwsze notki zawsze są sztuczne, choćbyś nie wiem jak świetą pisarką była, zawsze wyjdzie ci sztucznie xD

      Usuń