Poranne,
nieśmiałe promyki słońca zajrzały do niewielkiej izby, padając prosto na starą,
wypchaną sianem poduszkę, leżącą na rozklekotanym, przeżartym przez korniki
łóżku. Jednak jego właścicielka już dawno wstała. Rowena wstała tuż przed
świtem i krzątała się przy równie wysłużonych szafkach. Dziewczyna liczyła już
sobie lat piętnaście i stała się wielką pomocą dla zmęczonej życiem, powoli
starzejącej się już matki. W tym momencie przygotowywała dla niej śniadanie. W
sąsiednim pokoju było cicho, lecz nie oznaczało to, że kobieta śpi. Anastasia
wybrała się poprzedniego wieczory daleko, w głąb lasu, aby zebrać kwiaty
paproci, potrzebne do eliksiru. Oznaczało to, że nieprędko wróci, więc Rowena
nie spieszyła się zbytnio.
Skończywszy
robotę, wyszła przed chatę, aby móc w spokoju wypatrywać matki. Wiedziała, że
nie ma sensu zapuszczać się w las, gdyż Anastasia Ravenclaw chodziła swoimi
ścieżkami i nie życzyła sobie towarzystwa podczas tak ważnych dla niej
poszukiwań. Dlatego Rowena usiadła na drewnianym progu i podparła podbródek na
obu dłoniach. Uwielbiała takie rześkie, majowe poranki. Zewsząd otaczała ją
stoicko spokojna zieleń, a lekki wietrzyk przynosił z samego serca lasu zapach
świeżych, iglastych drzew oraz żywicy. Kochała takie krótkie chwile nieróbstwa
na łonie natury. Rowena była dziewczyną szczupłą i filigranową, czarne, grube
włosy zaplatała często w warkocz, który przerzucała sobie przez ramię, kiedy
siadała, aby odpocząć. Jej kasztanowe oczy śmiały się do każdego, jak i
czerwone, kształtne usta, czemu ludzie zawsze się dziwili. Rowena po prostu
miała w zwyczaju uśmiechać się do każdego.
Po kilku
minutach wypatrywania matki ujrzała jej lekko pochyloną sylwetką w oddali, na
tle ukrytych w cieniu swych własnych koron drzew. Rowena wybiegła jej na
spotkanie. Gdy Anastasia zobaczyła córkę, na jej zmęczonej, trochę poszarzałej
twarzy pojawił się blady uśmiech. Dziewczyna wzięła od matki koszyk i obie
wróciły do domu. Anastasia zdjęła poszarpany, pokryty kurzem płaszcz i położyła
go na krześle.
-
Przygotowałam dla ciebie śniadanie – poinformowała ją Rowena, kładąc koszyk w
kącie izby.
-
Dobre z ciebie dziecko – odparła Anastasia, siadając przy stole i spoglądając
na skromny, lecz ładnie przygotowany posiłek.
Rowena usiadła
naprzeciwko matki i spytała:
-
Zwykle wracasz wcześniej. Co cię zatrzymało?
- Ano
– odparła pani Ravenclaw. – Kiedy przechodziłam przez targ, zaczepił mnie jakiś
zamożny człowiek i zapytał wprost: czy nie chciałabym uczyć jego syna. Ja na
to, że z chęcią, bo się w domu nie przelewa. Z góry ostrzegłam go, że może to
tylko źle wpłynąć na jego reputację, bo w wiosce mówią, że jestem czarownicą.
Na to człowiek tylko się roześmiał i powiedział, że cudownie trafić na swojego.
-
Czyli że co? – Spytała Rowena. – To był czarodziej? I nie bał się tak
ryzykować?
Pani Ravenclaw
tylko wzruszyła ramionami.
-
Powiedział, że w południe przyśle powóz – odpowiedziała. Rowena przekrzywiła
głowę. Wyglądała jak zadziwiony pies.
-
Wyjeżdżamy stąd? – Zapytała, a w jej głosie zabrzmiało z trudem ukrywane
podniecenie. – Już tu nie będziemy mieszkać?
-
Wygląda na to, że nie – stwierdziła pani Ravenclaw. – Wiedziałam, że los
jeszcze się do nas uśmiechnie.
Zapakowanie
wszystkich swoich rzeczy nie zajęło Rowenie dużo czasu. Posiadała jedynie
różdżkę, kilka zniszczonych szat i diadem. Było to coś na podobieństwo
delikatnej, srebrnej korony i naprawdę należało do jej matki, ale przecież było
wiadome, że Rowena odziedziczy go po śmieci Anastasii.
Tak,
jak nowy pracodawca pani Ravenclaw obiecał, niewielki, drewniany powóz około
południa nadjechał tuż przed drzwi rozpadającej się chatkę. Miał problem z
wtoczeniem się pod całkiem stromą górkę, jednak dwa odziane w łachmany skrzaty
domowe pomogły mu dyskretnie czarami. Rowena była pod wielkim wrażeniem.
-
Jeszcze nigdy nie jechałam takim powozem – szepnęła do matki, rozglądając się
po jego wnętrzu. – Zupełnie jak w kościele…
Powóz ruszył.
Zapowiadała się długa podróż, przecież ze Szkocji do wschodniej Anglii był
kawał drogi… Tak więc, pani Ravenclaw przybyła wraz z córką do Either trzy dni
później. Zbliżała się północ, więc zmęczone kobiety nie zważały nawet na piękno
krajobrazu, choć paskudnie bogaty, groteskowo zdobiony dwór zrobił na nich
piorunujące wrażenie. Rowena pamiętała doskonale swój stary dom, jednak nie
panował tam taki przepych.
- Ale
tu jest nieco cieplej – stwierdziła, gdy powóz zatrzymał się przed wielkim
dworem. Wyszły z matką z dorożki i rozejrzały się. Ów apartament znajdował się
na skraju wielkiego parku. Dookoła panował mrok.
-
Proszę za mną – zwrócił się do pani Ravenclaw jeden ze skrzatów domowych. To
one zostały wysłane po nową nauczycielkę i jej córkę. Poprowadził ją i Rowenę
na drugie piętro i wskazał im dwoje drewnianych, rzeźbionych drzwi. Wszędzie
panował nienaturalny mrok.
- To
jest pokój panienki – rzekł skrzat, wskazując Rowenie drzwi po lewo. – A tu
pani, madame – wskazał kościstą,
zielonkawą rączką na drzwi po prawej stronie. – Pan czeka jutro z samego rana w
salonie.
Ukłonił się pokornie
i odszedł, starając się nie odwracać do nowoprzybyłych plecami. Kiedy tylko
zniknął w mroku, kobiety wymieniły szybkie spojrzenia. Rowena doszła do
wniosku, że nauczyciele pełnią tu wyższe stanowisko, niż służba, co trochę ją
speszyło, ale i bardzo ucieszyło, ponieważ przez te wszystkie lata nie
usłyszała od nikogo obcego ani jednego miłego słowa.
- Nie
szwendaj się jutro po domu – ostrzegła córkę pani Ravenclaw. – To może się nie
spodobać panu.
-
Jutro raczej zwiedzę miasto – powiedziała Rowena, pożegnała matkę, chwyciła
rączkę starego kufra i weszła do pokoju, który wskazał jej skrzat domowy.
Uznała tę komnatę
za iście królewski pokój. Łóżko było osłonięte jedwabnym, ciemnozielonym
baldachimem, na podłodze leżał gruby, ciemny dywan. Mimo wszechobecnego mroku,
Rowena już chwilę temu zauważyła, że w całym domu dominują szmaragdowozielone i
srebrne barwy, a prawie wszystko okraszone jest motywem węża. Sama komnata,
która została jej przydzielona nie różniła się od reszty domu i była większa,
niż chata, w której mieszkała z matką przez połowę swojego życia.
Dziewczyna
postawiła w kącie swój kufer i położyła się delikatnie na miękkim łóżku. Poduszki
wypełnione były miękkim, ptasim pierzem, obleczone w miłą w dotyku,
ciemnozieloną, gładką tkaninę, dobrze znaną Rowenie z dawnego, wytwornego
życia. Poczuła, że właśnie do tego świata należy. Bardzo się ucieszyła, bo
skrzaty, z którymi podróżowała przez ostatnie trzy dni były niezwykle miłe i z
chęcią sporo opowiadały o panujących na dworze zasadach, o mieszkających tu czarodziejach,
a nawet o Małym Księciu Salazarze, który nie był już dzieckiem, a przystojnym,
błyskotliwym młodzieńcem. Sama myśl o tym, że w końcu spotka rówieśnika, który
również studiuje magię sprawiała, że radość rozpierała ją tak, jak nigdy dotąd.
Nadmiar wrażeń, męcząca i trudna podróż sprawiły, że zasnęła z niemal widocznym
uśmiechem na ustach, przyciskając do piersi różdżkę.
Rano
obudziły ją promienie słońca, przedzierające się przez jedwabne, ciężkie
zasłony. Dzień był piękny, jakby witał Rowenę w nowym miejscu zamieszkania. Na
rzeźbionym, lakierowanym stole zauważyła srebrną tacę ze śniadaniem. Nareszcie
trafiła do miejsca, w którym nikt nie będzie tępić jej magicznych zdolności.
Oczywiście pamiętała przestrogę matki, która jej powiedziała: nigdy nie używaj czarów w domu pana. On może
sobie tego nie życzyć.
Po zakończeniu
samotnego posiłku, Rowena umyła twarz, splotła gruby warkocz, ubrała najlepszą
szatę i wymknęła się z pokoju. Na korytarzu spotkała matkę, która chyba też
właśnie opuściła swoją sypialnię.
-
Chodź, muszę przedstawić cię panu – powiedziała cicho, jakby się bała, że każdy
głośniejszy dźwięk może kogoś zdenerwować i sprawi, że wrócą do nędznego życia
w chacie na skraju lasu. Wyglądała na nieco zdenerwowaną.
Rowena jednak nie
podzielała jej uczuć. Szczerze wierzyła w przeznaczenie. Co miało się stać, to
się stanie i żaden człowiek tego nie mógł zmienić. Bóg najwyraźniej chciał, aby
się tu znalazły. Właśnie odpłacał im te siedem lat, które spędziły na wygnaniu,
każdego dnia walcząc o przeżycie.
Ruszyła za matką
szerokimi, marmurowymi schodami na pierwsze piętro, potem na parter. Obawiała
się, że może się po prostu zgubić w takiej ilości korytarzy i przejść. Matka
skierowała się ku największym drzwiom i zapukała, dyskretnie chowając do kieszeni
maleńką mapę, którą poprzedniego dnia dostała od skrzata. Nikt nie
odpowiedział, więc przekręciła gałkę w kształcie głowy węża. Salon był
porządnie umeblowany. Wielkie okna wpuszczały do środka mnóstwo światła, co
było zupełną niezgodnością z panującą w tym czasie modą. Wszystko było szare i
ponure, tylko ten dom zdawał się być jakby nowym, lepszym światem. Pani
Ravenclaw weszła do środka, a za nią, jak cień, podążała Rowena.
-
Jest pani punktualnie – rozległ się radosny głos od strony drzwi.
Do salonu wszedł
wysoki, dość groźnie wyglądający mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami i
krótką, kozią bródką. Uśmiechał się jednak promiennie, co łagodziło jego ostre
rysy twarzy.
Pani Ravenclaw
skłoniła się nisko, jak służąca, co nieco oburzyło jej młodszą towarzyszkę.
-
Moja córka, Rowena – rzekła, wskazując na Rowenę, która dygnęła nieznacznie.
-
Może od razu zaczniemy? – Zaproponował pan. – Chociaż tak naprawdę nie ma czego
ustalać. Będzie pani nauczać Salazara codziennie po godzinie trzynastej.
- Oczywiście
– zgodziła się pani Ravenclaw. – A czego ja bym uczyła panicza?
-
Tego, co pani umie – odparł ze szczerym uśmiechem pan Slytherin.
Na korytarzu
rozległy się kroki, a po chwili w drzwiach stanął wysoki młodzieniec. Oparł się
niedbale o framugę drzwi, zakręcił sobie na palcu kosmyk długich, ciemnych
włosów i powiedział nieco wyzywającym tonem:
- Już
piętnaście minut czekam na nauczyciela szermierki.
Jego bystre,
zielone oczy zatrzymały się przez dłuższy czas na brązowych oczach Roweny, na
co ta zarumieniła się lekko i odwróciła wzrok.
-
Idź, poczekaj w ogrodzie – odrzekł pan Slytherin i zwrócił się ciepło do matki
Roweny: – A teraz proszę się czuć jak u siebie w domu. Mam nadzieję, że nie
zrazi się pani do mojego syna, jest nieco butny, owszem, ale w gruncie rzeczy
to dobry chłopak. Gdyby były jakieś problemy, proszę się do mnie zgłosić.
Pomachał do niej po
królewsku ręką i odszedł. Mimo swojej groźnej prezencji, sprawiał wrażenie
człowieka, który sporo czasu spędzał z bardzo różnymi ludźmi: i z tymi
bajecznie bogatymi, dorównującymi poziomowi jego rodzinie, lecz także i z tak
ubogimi i prostymi, z jakimi musiała przez ostatnie lata żyć pani Ravenclaw.
Rowena mruknęła do
matki, że idzie do miasta i wymknęła się z pokoju. Trochę ją przeraził ogrom
komnat i ilość korytarzy, które wiły się nieznośnie i prowadziły do różnych,
zamkniętych na klucz pomieszczeń. Sporo czasu jej zajęło, aż napotkała jednego
z pracujących w domu skrzatów, którego mogła zapytać o drogę do holu. Kiedy już
wyszła do ogrodu, uderzyło ją świeże powietrze i oślepiający blask promieni
słońca.
Polną
drogą doszła do wielkiej, żelaznej bramy i zatrzymała się. Wieczorem nie
zwróciła uwagi na to, że posiadłość Slytherinów znajduje się na wzgórzu.
Wybiegła więc przed bramę i puściła się pędem z owego zielonego pagórka. Wiatr
opływał jej twarz, delikatnie targał suknię i kapelusz, zrywał z ramion chustę,
a warkocz obijał się rytmicznie o jej plecy. Kiedy dobiegła do bram miasta, nie
mogła złapać tchu. Dalszą drogę pokonała więc powoli, ściskając się za bok, w
którym coś kłuło ją nieznośnie.
Dojście
na rynek nie zajęło jej dużo czasu. Po raz pierwszy mogła cieszyć się wyprawą
do miasta – tu nikt jej nie znał i nie traktował jej jak wybryk natury. Z
przyjemnością przyglądała się cyganom, zmuszającym małpki do pokazywania
sztuczek. Obserwowała wystawy, towary, którym handlowali mugole. Zatrzymała się
na chwilę, by przyjrzeć się gołębiom w klatce. Mimo że wiele już widziała w
swoim krótkim, piętnastoletnim życiu, dopiero teraz zaczęła dostrzegać barwy
tych wszystkich twarzy i przedmiotów.
Rynek
Rowena zwiedzała prawie do południa, ale i tak wszystkiego nie zdążyła
zobaczyć. Przechodziła właśnie obok straganu z kolorowymi przyprawami – nowymi
nabytkami ze Starego Świata, kiedy usłyszała tuż obok siebie czyjś syczący
szept, skierowany do niej:
-
Witaj, Roweno.
Dziewczyna
wzdrygnęła się i obróciła w kierunku miejsca, z którego ów głos dobiegał.
-
Och! To ty, paniczu Salazarze – wydyszała, przyciskając dłoń do serca.
Jego przenikliwe,
nienaturalnie zielone włosy niesamowicie ją peszyły, tak, że nie miała pojęcia,
gdzie wzrok podziać. Do tego przystojny młodzieniec uśmiechał się do niej tak
łagodnie i zuchwale zarazem, że dziewczyna całkowicie utraciła pewność siebie.
-
Oprowadzić cię? – Zapytał uprzejmie.
Rowena uśmiechnęła
się. Wiedziała, że odmowa byłaby niegrzeczna, poza tym w sercu bardzo chciała
poznać owego Księcia, o którym tak rozgadywały się wczoraj skrzaty domowe.
Wychwalały jego cnoty pod niebiosa, jakby młody panicz nie był śmiertelnikiem,
lecz zaledwie zamieszkującym Olimp boskim Adonisem i Heliosem w jednym.
- Nie
wiem, czym godna – odparła nieco żartobliwym tonem głosu, choć w sercu
wiedziała, że wcale nie jest gorsza od przystojnego czarodzieja. Sama wszak
również pochodziła ze starego, szanowanego rodu.
Oboje
szli przez chwilę w milczeniu, oglądając towary kupców. Młody Slytherin co
chwilę zagadywał dziewczynę, żartując i przedrzeźniając niektórych mugoli
znajdujących się na targu, jednak jej nie śmieszyły podłe naigrywania się z
biedniejszych. Sama przecież jeszcze kilka dni temu była taką ubogą, prostą
wieśniaczką.
-
Panicz nie ma lekcji? – Spytała nagle.
-
Może mówmy sobie po imieniu? – Zaproponował panicz Salazar, sprytnie unikając
odpowiedzi na pytanie dociekliwej Roweny, jednocześnie rzucając na nią czas
swoich hipnotyzujących, szmaragdowozielonych oczu.
-
Rowena.
Salazar sięgnął po
dłoń dziewczyny, którą ucałował, na co młoda czarownica spłonęła rumieńcem, a
pewność siebie na nowo ją opuściła. Jeszcze nigdy nikt nie wyraził w ten sposób
szacunku do niej. Kiedy była małą dziewczynką i mieszkała w wielkim, starym
zamku, dorośli nie zaprzątali nią sobie głowy, nieustannie bywała pod opieką
bon i mamek, jej rodzona matka bardzo rzadko poświęcała jej czas, ponieważ głowę
zaprzątały jej inne sprawy. Kiedy zaś zostały wygnane, spotykała się tylko i
wyłącznie z kpinami lub pełnym trwogi wzrokiem. To towarzyszyło jej przez
połowę jej życia, więc trudno się dziwić, jak łatwo zapomniała o tym, że ktoś
jeszcze kiedyś mógłby być dla niej miły.
Slytherin
poprowadził ją już bardziej odludnymi uliczkami, aż doszli na jakieś podwórko,
całe wyłożone kamienną kostką. Pod murem stała niewielka fontanna i rosło
powyginane, wątłe drzewko.
- Co
to jest za miejsce? – Zapytała Rowena, podejrzewając, że jej towarzysz nie
przyprowadził jej tu bez powodu.
- To
fontanna, zbudowana przez czarodzieja – odparł Salazar. Usiadł na niskim murku starej
budowli, mówiąc: - Podobno, jeśli wypowie się życzenie i wrzuci tu kwiat wiśni,
spełni się.
Rowena spojrzała na
powyginane drzewko. Wyglądało jak martwe, choć z drugiej strony emanowała od
niego siła życia. Musiało więc żyć dzięki magii. Dzięki jakiemuś potężnemu
zaklęciu lub eliksirowi, który potrafił przedłużać życie lub dawać
nieśmiertelność…
- To jest
wiśnia? – Zapytała Rowena. – Kim był czarodziej, który zbudował tą fontannę?
-
Lubisz dużo wiedzieć – stwierdził Salazar, patrząc na nią uważnie.
Była dla niego
uroczą istotą. Mimo że wiedział o niej niewiele, znał ją zaledwie jeden dzień,
oczarowała go swoim skrywanym wdziękiem, szczerym spojrzeniem i głębią swego
arystokratycznego piękna.
- To
prawda – odrzekła śmiało Rowena. – Im więcej wiesz, tym jesteś mądrzejszy.
Usiadła na drugim
końcu fontanny, podziwiając promienie popołudniowego słońca, igrającego w
szeleszczącej tafli wody.
-
Niewiele o tobie wiem – odezwał się panicz Salazar, zakładając nogę na nogę. –
Mogę jedynie powiedzieć, że jesteś piękna, bystra i pragniesz wciąż się
dokształcać.
Rowena uśmiechnęła
się skromnie i zamoczyła w chłodnej wodzie dłoń. Chciała coś na to
odpowiedzieć, ale nie mogła mu powiedzieć niczego, czego sam dobrze już o sobie
nie wiedział. Mogła mu jedynie wytknąć, że nie garnie się do nauki, jak już
wcześniej zauważyła, ale doskonale zdawała sobie z tego sprawę, że, choć oboje wywodzili
się z arystokratycznych rodów, jemu wolno było o niebo więcej, a ona musiała być
uległa i posłuszna.
- To
miłe, dziękuję – mruknęła, wciąż się uśmiechając.
Salazar przysunął
się do niej, kładąc rękę na jej mokrej dłoni, spoczywającej na kamiennym murku.
Rowena spostrzegła złoty pierścień z dużym, zielonym oczkiem na jego serdecznym
palcu. Przeniosła wzrok a jego twarz. Spojrzenie jego zielonych tęczówek było
bystre, lecz zbyt śmiałe. Za to kasztanowe oczy Roweny nie śmiały się już. Były
lekko rozszerzone ze strachu. Jeszcze nikt nigdy nie zbliżył się do niej aż tak
bardzo, dlatego dziewczyna nie miała pojęcia, co dalej robić. Nie wiedziała jak
uciec, by nie urazić tym kapryśnego księcia.
Salazar założył
kosmyk kruczoczarnych włosów za jej ucho i pogładził ją po policzku. Był tak
blisko, że czuła żar jego oddechu na twarzy. Zbyt się bała, żeby coś
powiedzieć. Poczuła się osaczona, to wszystko działo się za szybko, a sama
Rowena nie była przyzwyczajona do tak gwałtownych zmian w swoim życiu. Zerwała
się z miejsca i wybiegła z tego zaczarowanego miejsca. Doskonale wiedziała, że Salazar
świetnie radził sobie z kobietami. To było widać gołym okiem. Jednak ona sama czuła,
że robi coś grzesznego i niemiłego Bogu, który dopiero co wyciągnął w kierunki jej
i jej matki przyjazną dłoń. Nie mogła pozwolić, by zniszczył to głupi dowcip kapryśnego
Księcia.
Natomiast
sam Salazar nie wziął tego wszystkiego, co się tu wydarzyło na poważnie. Z uśmiechem
patrzył, jak dziewczyna ucieka w popłochu, falując swoją niemodną, brzydką, poszarzałą
szatą. Kiedy zaś zniknęła mu z oczu, Salazar parsknął śmiechem i mruknął do
siebie:
-
Dzieciak.
Wsunął ręce głęboko
do kieszeni i również udał się w drogę powrotną.
~*~
No i
jak mi wyszedł pierwszy rozdział? Wiem, że to wszystko za szybko się dzieje,
ale mam jeszcze tyle odcinków do napisania, zanim wszyscy Założyciele Hogwartu
się spotkają… I przepraszam, że długo nie pisałam, po prostu zepsuł mi się
komputer. Nie jest też wykluczone, że za tydzień też nie będzie notki. Ale
bądźmy dobrej myśli xD
Wyobraź sobie, że w pierwszym momencie myślałam, że ta na dole w nagłówku, to Angelina Jolie xD Ech, ślepnę już.
OdpowiedzUsuńPS. Gdybyś chciała kiedyś w przyszłości szablon, to chętnie go dla ciebie wykonam, nawet na zamówienie =)
Na wszelki wypadek zostawię adres. Dopiero zaczynam, także...=)
http://szablon-zone.blog.onet.pl/
szablon_zone@onet.eu
Rzeczywiście, podobna... Ale ma za małe wargi xD
UsuńHa, pierwsza. I mogę powiedzieć, że mi się podobało xD. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie coś o tych drugich, czyli o pulchniej Heldze i Gryffindorze xD.
OdpowiedzUsuń~Eles.
Jakbyś zgadła xD
UsuńUgh, trzecia. ^^ Ale zawsze xD
OdpowiedzUsuńineskryszen@autograf.pl
Nie, druga! One były równocześnie! HA! xDD
Usuńineskryszen@autograf.pl
No tak, to gratuluję xD
UsuńOooch, a rozdział mi się bardzo podobał! Tylko nie wiedziałam, że Salazar tak będzie zarywał do Roweny. xDD Hm, piękne z niej dziewczę musi być. Albo "było". Jak kto woli. ;))
OdpowiedzUsuńI nie powiem, jestem zaskoczona przebiegiem wydarzeń. xD Ale i uradowana. Więc czekam na kolejny ;*
Nadine
On jest taki jak Malfoy, w końcu Salazar to pierwszy Ślizgon. Zarywa do każdej xD
UsuńWidzę, że skupiłaś się na Rowenie. Każdy rozdział będziesz opisywała z perspektywy innego z bohaterów? Fajnie, że się przeprowadziła. Szczerze mówiąc nie myślałam, że już wtedy miała ten diadem. Troszkę za szybko się to wszystko działo jeśli chodzi o Salazara i Rowenę, wolałabym, żeby on stopniowo jej okazywał swoje zainteresowanie. Tak się spłoszyła i już nie będzie mu okazywała zaufania. Będzie go trzymała na dystans, no chyba, że inaczej to rozwiążesz.
OdpowiedzUsuń~Claudia
Będzie wiele rozdziałów, skupię się i na Heldze, i na Godryku, i na Salazarze xD Na razie muszę ich zapoznać z czytelnikami, żeby każdy poznał każdego bohatera xD
UsuńNo takiego obrotu spraw, to się nie spodziewałam. Salazar to jednak śmiała bestia. Jeszcze przez niego biedne dziewczę zrazi się do mężczyzn. Ah, może być ciekawie... Co też ten Slytherin planuje? Ale sądzę, że rozdział drugi nie przyniesie odpowiedzi, bo jak mniemam pojawią się w nim Helga i Godryk, prawda? Ah, w jakim oni są właściwie wieku?
OdpowiedzUsuń[pozorna-bajka]
~Groszek
Mają piętnaście lat, jak większość bohaterów na blogach z opowaidaniami. Bo co to byłaby za historia, gdybym zaczęła od podeszłego wieku? xD
UsuńPodeszłego, to może nie, ale gdyby mieli tak z siedemnaście, osiemnaście... I wszyscy są w równym wieku? Jakoś mi to nie pasuje.
Usuń~Groszk
A czemu nie? Mogą być rówieśnikami. Na przykład tak samo możesz powiedzieć do Rowling, dlaczego zrobiła Harry'ego Rona i Hermionę w równym wieku. Czemu Ron nie może być starszy? Albo Hermiona? Albo Harry mógłby być od nich obojga młodszy xD I Draco Malfoy też jest w ich wieku, więc pewnie Założyciele też byli. Po co się Rowling miałąby głowić? xD
UsuńJedno słowo. Extra. Chyba wystarczy:D
OdpowiedzUsuń~Jeanne
Tak, spoko xD
Usuńwietny rozdział.Mnie się podobało.Napisałaś dużo o Rowenie.......
OdpowiedzUsuńbędzie fajne opowiadanie,będzie co czytać.Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam.
~Olka
Spoko xD No tak, napisałam o niej dużo, bo to jedna z głównych bohaterów. Następna będzie kolejna płeć damska - Helga xD
Usuńwiesz co? Jak tak można? taka romantyczna chwila a tu on ma ucieka a on jak Malfoy.... wyjeżdża z dzieciakiem :)) dobre :) Zabić salazara :) a teraz o Gordyku i heldze ;) czekam na next pozdrawiam :****
OdpowiedzUsuń~Lilly
No bo jest Ślizgonem, a Malfoy jest doskonałym członkiem jego domu. Ma wszystkie cechy założyciela xD Ale nie będę z Roweny robiła Hermiony, to, że dostała mądrość od Rowling, nie znaczy, że będzie taka sama wstydliwa, nienormalna i denerwująca. Tak samo Godryk nie będzie Potterem a Helga Neville'em. Dostaną ode mnie swoje charaktery, tak samo jak i Salazar. Nie będzie dokładnie taki, jak Draco xD
UsuńNo nie! Rzeczywiście z niego ślizgon! Biedna Rowena, co on sobie myśli? Phi! Ale już go uwielbiam xDD Zamawiam go sobie, chyba ze już ktoś go ma xD Od dzisiaj on jest mój! Weźcie sobie Gryffindora... Notka cudowna xD {po-voldemorcie}
OdpowiedzUsuń~żercolód
Spoko, nikt jeszcze nie zamówił sobie Slytherina. I niech sobie ktoś inny weźmie Gryfona, nie lubię go za jego szlachetność. Wolę czarne charaktery, ale Slytherin to za mało. Mój i tak zawsze był Voldemort, więc od niego łapy precz xD
UsuńKiedy Slytherin powiedzial na koncu "Dzieciak" to od razu dla odmniany nazwalam go ciolkiem XD Ale pasuje mi madrosc i przebieglosc.
OdpowiedzUsuńA bycie szlachetnym i o wielkim sercu to zostawmy Godrysiowi i Heldze....
XD
~kicyslawa
Tak, można się trochę poprzezywać xD Na przykład, kiedy mój brat powie mi "głupek", ja iod razu go nazwę "bździaż". Mniejsza o to xD Skupię się tu bardziej na Salazarze i Rowenie, bo Godryk za szlachetny jak dla mnie, a Helga jakaś taka... Nevilleowata xD
UsuńTo było świetne. Czuję, że jeśli będziesz opisywać jeszcze Rowenę i Salazara to będzie mój ulubiony wątek. A na pewno będziesz opisywać, czyż nie? xD Tylko jak on śmiał ją nazwać dzieciakiem? Pff. xD
OdpowiedzUsuń~Lottie
Sam się jak dzieciak Salazar zachowyuje, bo poszedł poskarżyć tacie, że nie ma jakiegoś nauczyciela. Konfident xD
UsuńSalazar Konfident Slytherin. xD Fajnie Brzmi, ale powinno być Skonfident, bo oni tam mają wszystko na jedną literę. G.G., H.H., R.R. i S.S. Zakłóciłabym im harmonię.
Usuń~Lottie
Tak, Salazar Konfident Slytherin. Konfisent to będzie jego pseudonim xD
UsuńBardzo mi się podobało:) przepraszam,że dopiero komentuje ale nie było mnie w domu:) podoba mi się pomysł z przeprowadzeniem sie ROweny xD czekam na kolejną notkę pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuń~Miki:)
Nie musisz się tłumaczyć, mnie nie ma często w domu, kopmuter się czasem psuje, a się nie tłumaczę. Nieno, dobra, tłumaczę się xD
UsuńJezu, nadal nie mogę przęłknąć tego, że rzecz naprawdę dzieje się we wczesnym średniowieczu, a wszystko opisujesz tak, jakby to był co najmniej barok.
OdpowiedzUsuńPoza tym wszystko fajnie, choć może rzeczywiście za szybko. To ty planujesz, żeby Rowena była z Salazarem? Oryginalne!
~Gabika138
Może... a może nie... xD Jak mówiłam, nie musi wszystko się dziać, jak w baroku, to dopiero pierwszy rozdział, a ty osądzasz mnie, jakbyś znała już całe opowiadanie. Nawet ja nie wiem, co napiszę w trzecim rozdziale, a co dopiero w dwudziestym! xD
UsuńChodzi mi np. o tą posiadłość i takie tam. Same szczegóły, które nie pasują do średniowiecza.
UsuńDobra, już się nie odzywam. xD
Ale i tak mnie to wkurza.
Czekam na nexta ;).
A, właśnie. Kasuję violet-riddle. Założyłam nowego i tam będę pisała wersję ulepszoną ;). Na razie nic takiego tam nie ma, ale jakbyś chciała looknąć, to: siostrzenicavoldemorta.blog.onet.pl.
Pzdr ;).
~Gabika138
Spoko, to zmienię w linkach xD Nie martw się, już nie będą się tak rzucać w oczy te szczegóły, wiesz przecież, że pierwsze notki zawsze są sztuczne, choćbyś nie wiem jak świetą pisarką była, zawsze wyjdzie ci sztucznie xD
Usuń