Slytherin
zakrztusił się cierpkim piwem, zaczął prychać i kaszleć, usiłując zaczerpnąć
powietrza, a wnętrzności zwinęły mu się w ciasny, bolesny supeł. Znał to
nazwisko. Jego ojciec opowiadał mu o stoczonym pojedynku z Mattem Gryffindorem,
który przegrał, aby ratować życie swoich ludzi. Na początku przemknęło mu przez
głowę, że być może to zbieżność nazwisk, ale kiedy głębiej się nad tym zastanowił,
stwierdził, że nie ma takiej możliwości.
Pani
Hufflepuff obserwowała, jak brwi Salazara powoli się krzyżują, a okropny grymas
gniewu występuje na jego przystojną, ostrą twarz.
-
Salazar. Salazar Slytherin – wycedził w końcu.
Twarz Godryka
również się nachmurzyła, choć widać było, że usiłował tym zamaskować
zakłopotanie, niemniej jednak nie odwrócił wzroku od połyskujących groźnie oczu
czarodzieja. Kiedy tylko usłyszał jego nazwisko, od razu zdał sobie sprawę z
tego, że będzie musiał odpowiedzieć za czyny swego ojca.
- To
niesłychane, w jakich okolicznościach się spotykamy – rzekł, starając się za
wszelką cenę zachować spokój.
Atmosfera
gwałtownie zgęstniała. Rowena spuściła wzrok i zainteresowała się nagle skórką
przy jednym ze swoich paznokci. Nie chciała się wtrącać w rodzinne sprawy
Salazara, a kłótnia była czymś, czego chciała teraz za wszelką cenę uniknąć.
Przez ten niecały rok zdążyła już poznać swego towarzysza i wiedziała, jak był
dla niego ważny honor rodziny. Choć nigdy dotąd nie słyszała o rodzinie
Gryffindorów, prędko zauważyła, że Salazar musiał żywić do nich niechęć.
Slytherin wstał.
- Nie
będę przebywał w jednym pomieszczeniu z człowiekiem, którego ojciec to zdrajca
– oświadczył i odwrócił się na pięcie, aby wyjść.
Chwilę później Rowena
widziała go już przez okno, jak zatrzymał się pod gnijącą, drewnianą bramką i
skrzyżował ręce na piersiach. Oddychał głęboko, aby ochłonąć. Bardzo chciał
zachować się godnie, podkreślając tym jednocześnie swoją wyższość nad synem
zdrajcy, choć było to niesamowicie trudne. Czuł, jak gniew wymyka się spod jego
kontroli i szaleje po całym jego ciele. Jęknął w duszy, kiedy zobaczył, jak
Godryk brnie w jego kierunku przez zabłocone podwórko.
- Czego
chcesz? – Zapytał natarczywie Salazar. – Twój ojciec obraził mojego.
- To
sprawa między nimi – odrzekł, wzruszając ramionami. – Nie musimy się przez nich
sprzeczać. Ja na przykład nie popieram tego, co uczynił mój ojciec. Nie
powinien zaczynać tego pojedynku, to jego wina.
Salazar uniósł
brwi. Wypowiedź Gryffindora wzbudziła w nim mieszane uczucia, a jego szczerość
zbiła go z tropu. Spodziewał się, że młody czarodziej zacznie zacięcie bronić
racji swego ojca, choć nie byłoby to słuszne. Zaskoczył go swoją szczególną
odwagą i umiejętnością przyznania, że jego własny ojciec popełnił błąd. Salazar
poczuł, że gdyby był na jego miejscu, nie byłby w stanie tego uczynić.
-
Bardzo dobrze, że się zgadzasz, bo to prawda – potwierdził. – Zabił bezbronnego
służącego mego ojca, zasługuje na potępienie.
Godryk nie
odpowiedział. Ostre słowa młodzieńca bardzo go bolały, jednak nie chciał się z
nim kłócić oraz sam świadom był winy Matta Gryffindora. Cieszył się, że w tych
trudnych dla czarodziejów czasów spotkał już dwóch. I to w tak krótkim czasie. Zależało
mu na zaprzyjaźnieniu się z Salazarem, mimo że ich ojcowie żywią do siebie
serdeczną nienawiść. Wiedział, że ze swoim już nigdy się nie spotka, uciekając
sprzed ołtarza stał się dla swych bliskich czarną owcą.
- Jest
nas tak mało – odezwał się po chwili milczenia. – Mamy umierać w nienawiści? Nie
oceniaj mnie przez pryzmat czynów mego ojca.
Wyciągnął do niego
rękę na znak zgody, a Slytherin spojrzał na nią z wyższością. Zawahał się.
Godryk był czarodziejem, pochodził z dobrze sytuowanej i bardzo uzdolnionej
rodziny. Mógłby być niesamowicie pomocny, do tego wykazał się rozsądkiem i z
jakiegoś powodu opuścił rodzinny dom. Musiał myśleć o dzieciach, które, mimo
magicznej mocy, nie miały możliwości i nauczycieli, którzy by ten potencjał wykorzystali.
Oczywiście jego ojciec by ten pomysł potępił, on nigdy nie zwykł myśleć o
innych, jeśli łączyło się to z jakimś poświęceniem z jego strony. Rzekłby do
niego: Myśl o sobie, a nie o smarkatych
sierotach. Chcesz być nauczycielem? Jesteś czystej krwi dziedzicem rodu
Slytherinów, a będziesz uczył
mieszańców, którymi rodzice nie chcą się opiekować!
Odrzucił od siebie
wyobrażenie ojca, do którego poczuł niechęć. Uścisnął rękę Gryffindora i
przewrócił teatralnie oczami, choć gniew szybko go opuścił. Nie chciał, aby
młodzieniec pomyślał, że szybko i łatwo można go udobruchać.
- Ale
to nie znaczy, że wybaczyłem twemu ojcu, co zrobił – rzekł Slytherin.
Godryk odpowiedział
na to śmiechem i wrócił do towarzystwa. Osiągnął to, co chciał, a teraz pragnął
podzielić się z resztą dobrą nowiną, ale Pani Hufflepuff wyglądała tak, jakby
nic się nie stało. Była już starszą, doświadczoną kobietą i doskonale
wiedziała, że chłopcy się pogodzą. Przeszłość była ważna, lecz to przyszłość
można było zmienić.
-
Jeszcze piwa? – Zapytała, lecz wszyscy pokręcili przecząco głowa, dlatego
zwróciła się do Roweny: - Pokażę wam
wasze pokoje.
Dziewczyna natychmiast
wstała i poszła za właścicielką sierocińca. Choć dyskretnie obserwowała
chłopców przez okno, była niesamowicie ciekawa, o czym rozmawiali. Kamień spadł
jej z serca, kiedy ujrzała, jak podają sobie ręce. Oczywiście Salazar jak
zwykle był do tego sceptycznie nastawiony, o wiele bardziej spodobała się jej
postawa Godryka, który okazał zaskakującą dojrzałość i rozsądek. W jej głowie
także zaświtał pomysł genialny, acz ryzykowny. Domyśliła się, że Godryk
Gryffindor musi być czarodziejem, zatem mógłby być bardzo przydatny w ich
dalszej podróży. Jednak nie chciała sama podejmować decyzji, postanowiła
poczekać na swego towarzysza. W tym czasie Anna zaprowadziła ją na pierwsze
piętro i wskazała jej drzwi do jednego pokoju.
-
Możesz spać tutaj, Salazar obok – otworzyła drzwi do przeciwległej sypialni i
zerknęła do środka, aby się upewnić, czy nie zaplątał się w niej jakiś dzieciak.
– Zostańcie, ile tylko chcecie.
Rowena uśmiechnęła
się z wdzięcznością.
-
Dziękuję pani, postaramy się wyjechać jak najszybciej – odpowiedziała.
Nadszedł Salazar. Poprosił
Rowenę, by porozmawiała z nim na osobności. Wszedł do pokoju, w którego progu
stała i zamknął drzwi, podczas gdy dziewczyna mierzyła go chłodnym spojrzeniem.
Tylko czekała, żeby skrytykować jego zachowanie.
-
Zachowujesz się jak dziecko – odezwała się. – Co się znowu stało? Odniosłam
wrażenie, że ty szukasz momentu, aby tylko wdać się z kimś w sprzeczkę.
- To
długa historia, nasi ojcowie nie przepadają za sobą – odparł, siadając na
drewniany łóżku. Zignorował jej złośliwy docinek. – Ale wpadłem na pewien
pomysł. Moglibyśmy wszyscy razem stworzyć tę szkołę. Oni też są czarodziejami,
nie widzisz? Mogą się nam przydać.
Rowena westchnęła
ciężko. Co do Godryka… Tak, owszem, byłby świetnym towarzyszem w tej
niebezpiecznej, trudnej podróży. Wydawał się być także bardzo zabawnym, młodym
człowiekiem, no i być może razem ze Slytherinem zapomnieliby o tym, co między
nimi zaszło.
- Przyznam,
że również o tym pomyślałam – powiedziała. – Ale jak chcesz im to zaproponować?
Tak po prostu podejdziesz i zapytasz, czy chcą z nami wyruszyć w podróż?
- Tak
– odrzekł Slytherin, a na jego twarzy pojawił się znajomy, cwany uśmiech
pewnego siebie człowieka. – Tak właśnie zrobię.
Wstał i wyszedł z
pokoju, zanim Rowena zdążyła go zatrzymać. Przygryzła wargi i zaczęła
intensywnie myśleć. To, co zamierzał uczynić było nierozsądne i naiwne. Salazar
znów pozwolił, aby egoizm i narcystyczne zamiłowanie do samego siebie
zwyciężyło. Helga i Godryk z pewnością mieli tu własne życie, być może chcieli
się pobrać i założyć rodzinę… Wyglądali na zgraną parę. A Slytherin chciał tak
po prostu narzucić im swój pomysł. Gryffindor będzie chciał zadośćuczynić błędy
swego ojca i zgodzi się na podróż, to było pewne, a jego towarzyszka nie
pozwoli, aby wyruszył bez niej.
Salazar
wrócił z Helgą i Godrykiem kilka minut później. Wyglądał na bardzo zadowolonego
swoim pomysłem.
- Chcielibyśmy
z wami porozmawiać – odezwała się Rowena z nadzieją, że jej towarzysz jeszcze
niczego im nie powiedział.
Czuła, że Salazar
popełniłby jakiś błąd, przejmując inicjatywę. Wskazała im więc krzesła i
dodała:
-
Wiemy, że nie jesteście zwykłymi ludźmi.
Jej wzrok padł na
różdżkę, przytwierdzoną w tak niefrasobliwy sposób do pasa Helgi. Dziewczyna
wydawała się w ogóle nie przejmować tym, że Rowena odkryła jej tajemnicę.
-
Zmierzamy na północ – rzekł Slytherin. – Chcemy tam wybudować szkołę dla młodych
czarodziejów.
Helga otworzyła
usta, żeby coś powiedzieć, ale Godryk ją uprzedził:
-
Macie przecież niecałe siedemnaście lat.
- To
nie znaczy, że nie możemy czegoś zrobić dla naszego świata – odparła Rowena. –
A ktoś musi to zrobić, zatem dlaczego nie my? Mamy odpowiednią wiedzę, pomysł i
chęci, ale potrzebujemy utalentowanych czarowników. Dlatego chcielibyśmy prosić
was o pomoc.
Helga spojrzała na
Godryka. Była nieśmiała i nigdy nie miała swojego zdania, gdyż o wszystkim zawsze
decydowała matka. W tym wypadku było tak samo. Czekała na to, co odpowie Gryffindor.
Już wybaczyła mu to, w jaki sposób zachował się w stosunku do niedoszłej żony i
zaczynała ufać jego rozsądkowi. Niemniej jednak mruknęła:
-
Musielibyśmy opuścić ten dom.
-
Innej opcji nie ma – Salazar uśmiechnął się z radością.
- Nie
musicie teraz decydować – dodała Rowena, chcąc naprawić nietaktowne słowa
swojego towarzysza, któremu rzuciła ostrzegawcze spojrzenie.
Na twarz Godryka
wystąpił uśmiech. Jemu pomysł spodobał się tak, jak Salazarowi. Mimo że ciemnowłosy
młodzieniec wydawał się być sztywny i napuszony, jednak Gryffindor wiedział, że
to tylko przesadnie podkreślana na każdym kroku maska. Czuł, że jeszcze kiedyś będą
w stanie się polubić.
- Ja
się na to piszę – odparł z zapałem. – Idę z wami. Wcześniej czy później rodzice
znajdą mnie tutaj.
Helga patrzyła to
na Rowenę, to na Salazara. Czuła, że nieuczciwie byłoby zostawiać matkę z całą
gromadą sierot. Wszak Anna nie robi się coraz młodsza, a dzieciaków wciąż przybywa.
Z drugiej strony bardzo pragnęła zobaczyć trochę świata, zasmakować przygody, sprawdzić
swoje zdolności magiczne w prawdziwym życiu. W domu czuła się tak, jakby wciąż miała
dziesięć lat, a osiągnęła przecież niemal siedemnasty rok życia. Była dorosłą kobietą.
-
Muszę to przemyśleć – odpowiedziała w końcu.
Podziękowała jeszcze
za złożoną propozycję, wstała i opuściła pokój. Chciała być teraz sama, aby móc
dobrze zastanowić się nad ich pomysłem, który niewątpliwie był kuszący, choć odstraszał
niewiadomą i niebezpieczeństwami czyhającymi na nich w drodze na północ.
Podczas
gdy ona patrzyła w okno i rozważała setki odpowiedzi, pozostała trójka omawiała
właśnie plany budowy szkoły magii. Czuła się odtrącona i bardzo samotna. Bardzo
chciała odpowiedzieć im „tak”, ale stwierdziła, że nie jest chyba jeszcze gotowa
na opuszczenie rodzinnego gniazda.
~*~
Przepraszam,
że wyszło tak nudno, ale nie mam dziś kompletnie weny. Na dodatek jakiś kabel
odłączył się od komputera i już myślałam, że się w ogóle nie włączy. W końcu
jednak dotarłam do sedna i jest notka. Postaram się następnym razem xD
Dedykacja dla Olki :*