niedziela, 22 listopada 2009

14. Pogromca Wilków

Po kliku poważnych konwersacjach cała czwórka zgodnie stwierdziła, że należy jak najszybciej ruszyć w drogę. Potworne, gniewliwe ulewy były teraz codziennością, a słońce przebijało się przez ciężkie, burzowe chmury zaledwie od święta. Robiło się też coraz zimniej, co wróżyło szybkie nadejście zimy. Październik nieubłagalnie dobiegał końca. Młodzi bardzo poważnie zastanawiali się także, czy może by nie ulec pokusie i przeczekać zimę w sierocińcu Anny Hufflepuff, jednak każdy dzień był teraz dla nich na wagę złota.
Zapał i odwaga, pod wpływem których Helga podjęła decyzję zgasły wraz z ostatnimi wczesnojesiennymi promieniami słońca. Raz nachodziło ją pragnienie spełnienia się, następnie przychodziło poczucie winy i wstyd, że chce zostawić matkę z sierocińcem na głowie. Odbyła już z nią rozmowę na ten temat. Anna jednak nie chciała już ingerować w życie córki, którą nadchodzące wraz z zimą niebezpieczeństwa przerażały bardziej niż śmiały krok w dorosłość. Helga, choć przyszła na świat w tym samym roku, co pozostała trójka jej przyjaciół, była z nich najstarsza, a siedemnaste urodziny obchodzić miała pod koniec stycznia następnego roku. Drugi w kolejności był Salazar, który huczne i grzeszne urodziny obchodził w maju, później Rowena, urodzona dokładnie w ostatni dzień wakacji. Najmłodszy zaś był Godryk, którego matka na świat wydała na początku października. W owych czasach jednak nikt nie wydawał z tej okazji przyjęć, chyba że w skarbcu miał stos złotych monet i nie obawiał się reakcji wielebnego.

W końcu doszli do wniosku, że na nadejście zimy czekać nie mogli. Przeczekanie jej też nie wchodziło w grę, bo zbyt dużo by stracili czasu. Jedyną alternatywą, która nie odniosłaby przykrych skutków, było natychmiastowe opuszczenie sierocińca. Brnięcie przez zawalone ciężkim, wilgotnym śniegiem lasy i doliny szkockie było czymś, czego bardzo chcieli uniknąć, choć każdy gdzieś w środku był pewien, że nie uda im się tego dokonać.
W Brytanii zimy są nieprzyjemne, zwłaszcza ich początki. Śnieg miesza się z deszczem, tworząc ciężką, wodnistą substancję. A po wymieszaniu tego z ziemią powstaje błotnista, kleista papka, prawie niemożliwa do przejechania. Godryk, który wychowywał się w towarzystwie koni, obawiał się, że zwierzęta będą tonąć w grząskich brejach niemal po same brzuchy. Nie mogli sobie natomiast pozwolić na bez wątpienia wygodniejsze, acz po stokroć niebezpieczniejsze poruszanie się drogami, które bardzo często łączyły ze sobą małe osady i miasteczka. 

Chłopcy zajęli się zatem przygotowaniem wszystkiego, co mogłoby się im przydać podczas zimowej słoty i nocnego zagrożenia. Sieroty przyglądały się temu w milczeniu, co jakiś czas odganiane poprzez zirytowanego wciąż Salazara, który nie mógł przeżyć tego, że stracili wraz z Roweną tak dużo czasu. W gniewie nie potrafił dostrzec pozytywnych stron tych krótkich wakacji, zyskali wszak dwójkę bardzo utalentowanych i chętnych kompanów, wszystko go w tej chwili drażniło, nawet Bogu ducha winne sieroty. Bardzo przeżywały odejście Helgi i jej przyjaciół, gdyż zdążyli się już do nich bardzo przywiązać. Ta pierwsza skrycie myślała nad przyjęciem niektórych z nich do szkoły, lecz na razie postanowiła się nie dzielić tym pomysłem ze swoimi towarzyszami, głównie z Salazarem, który od samego początku nie krył swej niechęci do mugoli. Mimo że wszyscy umówili się już dawno, że wspólnie będą podejmować wszystkie decyzje, Slytherin wyraźnie wiódł prym. 

*

Nadeszła chwila pożegnania. Czwórka musiała wstać bardzo wcześnie, tuż przed słońcem, żeby zdążyć dojechać przed zlodowaceniem polnych dróg, którymi mogli przez pewien czas bezpiecznie wieść swoje konie. Oni trochę mniej obawiali się trudów podróży, gdyż bardziej wierzyli w swoje umiejętności, dziewczęta natomiast nie wiedziały już, czego bardziej się bać: zimna czy może niebezpiecznych i jeszcze bardziej męczących nocy? Wilki, buszujące po lasach zbóje i inne straszne, magiczne stwory.
W momencie, gdy Salazar i Godryk sprawdzali po raz dwudziesty tego samego ranka, czy o niczym nie zapomnieli, jednocześnie obserwowani przez nieco znudzoną i wciąż bardzo zaspaną Rowenę, Helga poszła ostatecznie pożegnać się z matką, która również tej nocy nie wypoczęła.
- Wiedziałam, że nie mogę cię tu wiecznie więzić – odparła Anna Hufflepuff, z całych sił tłumiąc łzy. – Jesteś światowa, tak, jak ojciec. Zdążyłam się już pogodzić z tym, że cię utracę.
- Ależ nie utraciłaś mnie – zaprzeczyła Helga, a głos jej zadrżał. – Jeszcze się zobaczymy. Może w lecie? Przyjadę cię trochę odciążyć. Być może uda nam się przemycić kiedyś kilka dzieciaków. Nie można wiecznie udawać, że moce, nad którymi nie panują to czysty przypadek…
Nadeszła Rowena, przerywając Heldze gorącą przemowę. Na ramieniu wisiała jej wielka, szmaciana torba, którą pospiesznie zapinała.
- Za chwilę odjeżdżamy – oznajmiła, dając tym samym do zrozumienia swej towarzyszce, że nie mogą dłużej na nią czekać.
Anna uściskała jeszcze raz córkę, jakby jej miała już nigdy nie ujrzeć, a do oczu podeszły łzy, których nie mogła już przed nią ukryć.
- Powodzenia – więcej nie potrafiła wykrztusić.
Helga wymamrotała jakieś podziękowanie i sama uroniła kilka gorących, wielkich jak ziarna grochu łez, które szybko otarła. Czuła, że jeśli teraz nie odejdzie, nie będzie mogła już tego zrobić.
Anna odprowadziła całą czwórkę pod samą drewnianą bramkę. Patrzyła, jak ich konie przedzierają się przez wysokie, niemalże nagie już zarośla. Później zobaczyła jeszcze pięć malutkich, czarnych punkcików przemieszczających się przez tonącą we mgle łąkę. Łzy gęsto popłynęły jej po twarzy. Przycisnęła do ust kawałek czystej, aczkolwiek starej i wyblakłej już szaty, by nie wydobył się z nich żałosny jęk, który wzbierał powoli w jej piersiach. Została całkiem sama. Najpierw niespodziewanie odszedł jej ukochany mąż, po którym rana w jej sercu jeszcze się nie zagoiła, a teraz porzuciła ją córka. Patrzenie, z jaką radością i nadzieją ta czwórka planowała swoją podróż z jednej strony bardzo ją cieszyła, gdyż pierwszy raz w życiu poczuła bijącą świeżość. W tym był naiwny, ale bardzo przyszłościowy pomysł, który musiał być zrealizowany, niemniej jednak dnia odjazdu córki i trójki młodych czarodziejów bała się najbardziej. Teraz musiała nauczyć się żyć na nowo.
Sądziła, że jeśli mgła jest tak mroźna i gęsta, a oddech zamienia się w kłęby gęstego, białego dymy, na surowym, jesiennym niebie pojawi się zimne i ostre słońce. Przeliczyła się jednak. Ciemne, ciężkie chmury w mig pokryły całe niebo, odpędzając jednocześnie delikatny błękit i tylko czekały, aby spuścić na kark młodych podróżników lodowaty deszcz lub pierwsze płatki śniegu.  

*

Podróżowali tak przez kilka dni, które, wbrew obawom dziewcząt, okazały się być całkiem spokojne i zaskakująco ciepłe. Jednak im bardziej zapuszczali się na północ, tym wcześniej robiło się ciemno, temperatura była coraz niższa, a noce robiły się z godziny na godzinę chłodniejsze. W końcu zaczął padać śnieg. Wbrew pozorom najgłośniej narzekał Salazar, który przyzwyczajony był do cieplejszego klimatu, codziennych wygód oraz znakomitych posiłków. Mimo że tygodnie spędzone w sierocińcu Anny Hufflepuff nieco ostudziły jego gorący charakter, trudy podróży na nowo wydobyły z niego głęboko ukrytego, kapryśnego księcia. Rowena natomiast nie odzywała się ani słowem. Mieszkała bowiem w Szkocji, a jej rodzinna chata nie była bowiem zbudowana z materiałów, które miały chronić jej mieszkańców przez zimnem. Helga za to zbyt tęskniła za domem i swoim ciepłym łóżkiem, żeby cokolwiek komentować. W sercu była równie zła i rozgoryczona, jak Slytherin, jednak nie na innych, a wyłącznie na siebie. W tych chwilach bardzo żałowała, że tak pochopnie podjęła decyzję, z której nie mogła się już wycofać. Najlepiej znosił to wszystko Godryk. Z humorem żartował z pogody, śmiał się ze skwaszonej miny Salazara, podpuszczał go, czasami rzucał w niego ulepionymi w nagich dłoniach śnieżkami. Wtedy zazwyczaj Slytherin groził, że miotnie w niego zaklęciem, na co Rowena czyniła niezbyt przyjemną na jego temat uwagę i to chwilowo przygaszało doskonały humor Gryffindora.

Pewnego wieczora, kiedy konie nie miały już sił, aby iść dalej, a wiatr ze śniegiem boleśnie zacinał i kąsał ich twarze, dotarli na obrzeża pewnej ubogiej, maleńkiej wioski. Już wcześniej słyszeli pogłoski, że nawiedzona jest ona przez stado wilków, mimo tego postanowili przeczekać noc w lesie, gdzie bezpiecznie oddzieleni byli chociaż od padającego śniegu i złośliwego wiatru. Przywiązali konie do drzew, a sami zajęli się przygotowywaniem obozu. Pomiędzy gęsto stłoczonymi drzewami można było wyczuć nieco wyższą temperaturę, a ściółka wolna była od śniegu. Zostawili zmarzniętą Helgę przy rozpalonym przez Godryka ognisku, a sami poszli poszukać więcej drewna, które mogli wysuszyć.  
Po lesie błąkali się dosyć długo. Dotarli na jego skraj, gdzie się rozdzielili. Salazar, nadal marudny i zły, patrzył na śnieg, skrzypiący pod jego drogimi trzewikami. Przez kilka ostatnich dni jego uwaga była skupiona jedynie na sobie, ani przez chwilę nie pomyślał o wygodzie Roweny, na której wciąż w pewien sposób mu zależało. Jednak ważniejsze były jego potrzeby i nie interesowało go to, czy dziewczyna nie marznie, jej żołądek jest pełen albo czy jej stare, dziurawe trzewiki są przemoczone. Właśnie o to Ravenclaw miała do niego niewypowiedziany żal i traktowała go tak, jak na początku ich znajomości, przez co atmosfera w grupie była gęsta i nieprzyjemna.

Nagle Mały Książę usłyszał jakieś stłumione warczenie i cichy szelest. Zatrzymał się, nasłuchując, a serce podskoczyło mu do gardła. W żołądku poczuł palące poczucie winy, że dał się komuś lub czemuś zaskoczyć. I wtedy to zobaczył. Cztery wielkie, szare wilki szły powoli w jego stronę. Całkowicie zapomniał, że w kieszeni skórzanego, długiego płaszcza dzierży różdżkę, którą mógł groźne zwierzęta unieszkodliwić w jedną sekundę. Głupio zaczął się cofać, a jego stopa natrafiła nagle na gruby, pokryty lodem pień drzewa.
Warczenie narastało. Wilki tylko na to czekały. Jeden z nich skoczył w stronę Salazara z rozwartą paszczą, a młodzieniec całkiem stracił głowę. Był pewien, że zginie, w głowie migały mu zaklęcia i przekleństwa, które usiłował wypowiadać na głos, jednocześnie przeszukując przepastne kieszenie brunatnej kapoty. Serce waliło mu w piersiach jak oszalałe, już nie czuł ciepła. Największy z warczącej czwórki wilk skoczył w stronę jego górnych partii ciała, a mocne szczęki zacisnęły się dookoła ramienia, którym ochronił szyję; różdżka wypadła mu z ręki i potoczyła się po śniegu gdzieś w jakieś przepastne zaspy. Zwierz szarpał boleśnie szczupłą rękę, a Salazar wył, jakby go obdzierali ze skóry, pozostałe wilki natomiast przyglądały mu się, jakby oczekiwały, aż najsilniejszy samiec zaspokoi swój głód.
W tej chwili, gdy wilk trzepał głową we wszystkie strony, rozrywając ramię czarodzieja, usiłując dostać się do gorącego karku, znikąd pojawił się jakiś chłopiec. Z dzikim okrzykiem machnął mieczem i odciął wilkowi głowę. Krew obficie chlusnęła na biały śnieg, mieszając się z płynami, które wypłynęły z poszarpanej ręki Salazara. Nieznajomy jednak nie zwrócił uwagi na przerażonego, poważnie zranionego Slytherina. Zwołał swoje psy, bo reszta wilków już biegła w ich kierunku. Choć ramię piekło Małego Księcia i wciąż obficie krwawiło, ten nie mógł zrozumieć, dlaczego potwornie uważne, skupione potwory, które królowały w tym lesie, nie wyczuły chłopca.
Ściągnięci krzykami i odgłosami walki Godryk i Rowena natychmiast przybiegli. Oboje stanęli jak wryci, przyglądając się bezczynnie mężczyźnie i jego psom, toczących zacięty bój o życie. Długi, ciężki miecz śmigał we wszystkie strony, a wielkie, przypominające niedźwiedzie psy warczały i walczyły zacięcie, niczym potężne, pokryte gęstym, brązowym futrem smoki. Lada chwila miotnęłyby strumieniem ognia, gdyby walka trwała jeszcze chwilę dłużej.
Wkrótce cztery wilki leżały już martwe na splamionym krwią śniegu. Ich zabójca stał pośród włochatych trupów, drżąc i kaszląc okropnie, choć na jego twarzy malowała się satysfakcja. Był zwycięzcą. Podniósł ze śniegu swoją broń, którą upuścił wraz z upadkiem ostatniej bestii, odgarnął z pokrytej kropelkami świeżej krwi twarzy grzywę jasnych, prawie białych włosów i spojrzał na wpatrującego się w niego z paskudnym grymasem bólu Salazara.
- Nic ci się nie stało? – Zapytał, podchodząc do leżącego u stóp ogromnego drzewa Slytherina, który ściskał się za krwawiące ramię. – Zatamuję to w sekundę, nie martw się.
Wydobył z wewnętrznej kieszeni sztywnego, uszytego z wilczych skór płaszcza różdżkę i przejechał nią po paskudnej, rozciągającej się przez całe ramię ranie. Mały Książę przyglądał mu się z otwartymi w niemym okrzyku zdumienia ustami. Był bardzo osłabiony po tej ekstremalnej walce i utracie sporej ilości krwi, ale walczył z sennością i pojawiającymi się przed jego oczami mroczkami, które powoli ogarniały jego mózg.
- Szukałem tych potworów od wielu dni – dodał nieznajomy, patrząc z prostą, surową troską na niedoszłą ofiarę leśnych władców. -  Nachodziły moją wioskę od miesięcy, postanowiłem więc zrobić z nimi porządek. Jak ramię?
Salazar, zawstydzony, że ów młodzieniec uratował mu życie, tylko poruszył delikatnie ręką, która pulsowała teraz przyjemnym ciepłem. Słabość jednak nadal nie pozwalała mu sklecić najprostszego zdania. Jego wybawca najwyraźniej to zrozumiał, ponieważ wyciągnął z przytwierdzonej do pasa małej sakwy długą, szklaną fiolkę wypełnioną jakimś brunatnym eliksirem, odkorkował ją i przytknął jej brzeg do spierzchniętych warg Salazara, który wypił jej zawartość jednym, automatycznym haustem.
         - To przywróci ci krew, jednak będziesz musiał dzisiaj wypocząć. Co robisz w naszym lesie? Nigdy wcześniej cię nie widziałem.
Slytherin zauważył, że chłopiec nie jest jednak taki stary, jak mu się zdawało. Miał bardzo jasne, gęste włosy sięgające niemalże ramion, sześć stóp wysokości, policzki zaróżowione od wysiłku. Nie wyglądał na więcej, jak na dziewiętnaście lat. Twarz miał uwalaną krwią swoją i wilków, błyszczały tylko szaroniebieskie, pełne emocji oczy. Utykał trochę na lewą nogę, w której zatopił zęby jeden z dzikich potworów, jednak nie zwracał uwagi na tę niewielką ranę.
         - Jesteś czarodziejem – zauważył Salazar i z trudem podniósł się na nogi. Czuł już pozytywny, rozgrzewający efekt tajemniczej mikstury, którą napoił go nieznajomy. – Ujawniłeś się przede mną.
Jasnowłosy wojownik otarł rękawem twarz z wilczej krwi i uśmiechnął się, a między jego sino różowymi wargami błysnęły białe jak śnieg zęby.
         - Obserwowałem cię zza tamtych zarośli i widziałem, jak upuściłeś różdżkę, dlatego postanowiłem ci pomóc – dodał, po czym zarechotał cicho, mówiąc: - Ale gdybyś był mugolem, też bym ci pomógł.
Ta żartobliwa uwaga w jakiś sposób ugodziła Salazara, który, mimo że wciąż bardzo osłabiony, skrzywił się w charakterystyczny dla siebie, cyniczny sposób i mruknął:
         - Co to ma znaczyć? Jestem najstarszym dziedzicem bajecznego majątku Slytherinów, w moich żyłach płynie najczystsza, błękitna krew czarodziejów, jak śmiesz porównywać mnie z mugolem?
Prychnął pogardliwie i odsunął się od swego wybawcy, którego rozbawiło poważne zachowanie młodzieńca. Ujął go przyjaźnie pod ramię i pociągnął lekko w stronę polany, na której leżały stygnące, rozszarpane zwłoki wilków. Słychać było jedynie cichy chichot jasnowłosego wojownika i odgłosy chłeptania – wielkie, waleczne psy przysiadły teraz całkiem niegroźnie na tylnich łapach i zlizywały krew z otwartych, parujących organów wewnętrznych. Choć jasnowłosy czarodziej bardzo chciał w jakiś sposób odgryźć się paniczowi, zażartował tylko:
         - Zakończ waść perory, zabieram cię do mojego obozu. Rozgrzejesz się, zjesz coś ciepłego, a ja wrócę z koniem po te potwory.
Wskazał podbródkiem na wilcze zwłoki. Jednak Salazar natychmiast zaprotestował. Choć nie znał imienia swego wybawcy i coś w sumieniu gryzło go niesamowicie, aby mu podziękować za ratunek, jednak duma nie pozwalała na to wyniosłemu księciu. Natychmiast wypełniła go niewytłumaczalna agresja. Zaczął mu pokrętnie wyjaśniać, że jego grupa, z którą podróżuje, właśnie poszukuje w lesie drewna, ale w pewnym momencie przerwał im miarowy odgłos skrzypiącego śniegu. Mężczyźni odwrócili się jak na komendę, ale okazało się, że to tylko Godryk czaił się między drzewami, przywiedziony najprawdopodobniej odgłosami walki. Kiedy tylko wkroczył na okrągłą, niewielką polanę, stanął jak wryty, wpatrzony z szeroko otwartymi oczami w scenerię, która się przed nim rozciągała. Śnieg był wydeptany i obficie obryzgany jeszcze ciepłą, parującą na mrozie krwią, a rozprute zwłoki czterech potężnych wilków leżały w samym centrum tego przedziwnego ołtarza.
         - Usłyszałem hałasy i wrzaski, zjawiłem się tak szybko, jak to tylko było możliwe. Salazar, jesteś cały? – Przerażenie w głosie Gryffindora było doskonale słyszalne, a chłopak pierwszy raz okazał tak wielką powagę.
         - Zaatakowały mnie wilki, ale ten… on… uratował mnie – wydusił z siebie nieśmiało Slytherin, unikając błyszczącego, wyzywającego spojrzenia blondyna.
         - Przepraszam, że się nie przedstawiłem – po raz kolejny dygnął z groteskową uprzejmością niczym niedoświadczona, wiejska panienka przyprowadzona niespodziewanie przed oblicze króla. – Jestem Lambert Hughes, śledziłem te wilki od jakiegoś czasu, gdyż nachodziły naszą wioskę.
         - Salazar Slytherin.
         - Godryk Gryffindor.
Panowie przez chwilę milczeli, każdy pogrążony we własnych myślach. Lambert przyglądał się to jednemu, to drugiemu, zastanawiając się, co robią w jego lesie, Mały Książę chciał już jak najszybciej znaleźć się w obozie, natomiast Godryk bardzo żałował, że nie mógł wziąć udziału w bitwie. Nigdy dotąd nie widział aż tyle krwi i tak rozszarpanych zwłok, gdyż zawsze polował z ojcem, który wybierał raczej drobniejszą i bardziej bezbronną zwierzynę. Gdyby poszedł ze Slytherinem, mógłby go obronić i pomóc Lambertowi, dzięki czemu chwała spłynęłaby także i na niego. Zauważył jednak, że młody wojownik bardzo uważnie im się przypatruje, dlatego szybko przywołał na twarz uśmiech i zaproponował, aby Hughes udał się z nimi do ich obozu.

         Okazało się, że Rowena wróciła jako pierwsza i właśnie grzała się przy wysokim, przyjemnie trzaskającym ognisku wraz z Helgą, która mieszała drewnianą łyżką w niewielkiej, przybrudzonej kadzi. Już z daleka było czuć smakowite zapachy wydobywające się z garnka zawieszonego nad ogniem. Obie dziewczyny wyglądały na zadowolone roześmiane, jakby siedziały teraz nie w środku pełnego wilków lasu, ale w ciepłym, przytulnym saloniku. Jednak w momencie, kiedy ujrzeli przerażonego Godryka, uwalanego krwią Salazara i nieznajomego wyglądającego tak, jakby dopiero co wynurzył się z wanny pełnej krwi, natychmiast zbladły i poderwały się z miejsca. Rowena natychmiast podbiegła do Slytherina, aby upewnić się, czy nic mu nie jest.
         - Na Boga! Co się stało? – Wykrztusiła, siłując się z nadąsanym Salazarem, który przez cały czas usiłował wyrwać się z jej troskliwych, silnych dłoni.
Serce waliło jej w piersi jak oszalałe, a gniew na kompana opuścił ją w sekundę. Nawet nie spojrzała na tajemniczego przybysza, chciała tylko wiedzieć, czy ze Slytherinem jest wszystko w porządku.
         - Mów, na Boga, dlaczego jesteś cały we krwi! – To już nie było pytanie. Ravenclaw żądała natychmiastowej odpowiedzi, której udzielił Gryffindor:
         - Salazara zaatakowały wilki, uratował go Lambert.
         - Lambert Hughes – przedstawił się kobietom młodzieniec, kłaniając się nisko.
Rowena nie chciała już więcej wyjaśnień. Choć wciąż była bardzo roztrzęsiona i zniesmaczona widokiem stygnącej szybko, cuchnącej krwi, uśmiechnęła się szeroko. Spostrzegła, że oczy wojownika, choć lodowato błękitne, miały w sobie jakąś serdeczność i ciepło, której tak brakowało Salazarowi.
- Pogromca Wilków – rzekła, a twarz jej złagodniała.
Lambert zaimponował jej odwagą i uratował mężczyznę, na którym jej zależało. Pomimo dziwacznego stroju, w który był odziany i litrów krwi, którą był uwalany, wyglądał na bardzo przystojnego, inteligentnego młodzieńca. Na pierwszy rzut oka widać było, że diametralnie różni się od Slytherina.
Ujął jej rękę i ucałował ją.
         - To mój nowy tytuł? – Zapytał, a w jego oczach zaigrały figlarne światełka.
Rowena zaśmiała się cicho, za to Salazar zazgrzytał zębami ze złości. Czuł do niej swego rodzaju przyjacielskie przywiązanie, był nią nawet w pewien sposób zauroczony, ale po ich wspólnie spędzonej nocy wszystko w nim jakby wygasło. Teraz zaś, kiedy zobaczył spojrzenie Lamberta i uśmiech, którym obdarzyła go Ravenclaw, targnęła nim nieoczekiwanie zazdrość.
         Hughes jednym machnięciem różdżki oczyścił swą twarz i włosy, które niemalże zlewały się przez swą barwę ze śniegiem. Bardzo szybko też naprawił swą potarganą szatę, a kobiety przypatrywały mu się z nieskrywanym podziwem. Pogromca Wilków. Do tego taki przystojny i dowcipny… Nie mogły oderwać od niego wzroku. Helga poczęstowała go gotowanym królikiem, którego niedawno upolowała Rowena. Czekając na chłopców, przez cały czas naśmiewały się z ich nieporadności, z humorów Salazara i przesadnej pewności siebie Godryka, mówiąc, że doskonale dałyby sobie radę bez nich, co także komplementował Lambert, przez co Slytherin i Gryffindor poczuli ukłucie niechęci do Pogromcy Wilków.
         - Dokąd zmierzacie? Nie wyglądacie na doświadczonych podróżników – zagadnął.
         - Jedziemy na Północ – odpowiedział Godryk. – Wiek nie ma nic do rzeczy. Chcemy zrobić coś dla innych.
         - A wiecie przynajmniej, jak się tam dostać? – Spytał Pogromca, uśmiechając się życzliwie.
         - Ja mieszkałam w Szkocji – odparła Rowena. – Może nie znam osobiście wszystkich zakamarków, ale słyszałam to i owo. Poradzimy sobie.

Lambert wdał się z Gryffindorem w rozmowę o polowaniach. Spostrzegł, że to, co uczynił w pewien sposób zdenerwowało męską część Czwórki, jednak od początku wiedział, że Godryk szybciej wybaczy mu to, że teraz dziewczęta uważają go za bohatera, niż dumny i wiecznie skwaszony Slytherin. Miał z nim także mniej tematów, które mogliby poruszyć.
         Cała trójka jednogłośnie zadecydowała, że Lambert mógłby z nimi zostać tę jedną noc na wszelki wypadek, gdyby wilków było więcej. Tylko Salazar wzruszył ramionami i nie skomentował ich opinii ani słowem, gdyż jego własna dalece od niej odbiegała. Miał Hughesa za próżnego i przechwalającego się dziewiętnastolatka, któremu zależy tylko na tym, aby popisać się przed niewiastami. Widział w nim groteskową i złą wersję Godryka, natomiast usiłował odepchnąć od siebie myśl, że Pogromca Wilków posiadał także wiele jego cech. Miał nadzieję, że następnego ranka, kiedy już spakują wszystkie swoje rzeczy i ugaszą ognisko, Lambert odjedzie swoją drogą, a oni ruszą w dalszą podróż i tak skończy się ich znajomość. Pocieszał się także myślą, że nigdy dotąd nie słyszał nazwiska Hughes, co mogło oznaczać tylko jedno: nie mógł posiadać czystej krwi. Z pogardliwym uśmieszkiem zerkał na Lamberta i usiłował dopatrzyć się w nim mugolskich nawyków.
         Gdy już ponakrywali się kocami, Slytherin przysunął się do Roweny opatulonej tak, jakby miała spać na gołym śniegu. Kiedy wszyscy zsiedli z koni, Ravenclaw natychmiast rzuciła na miejsce, w którym postanowili zanocować, zaklęcie rozgrzewające i teraz wszyscy czuli się tak, jakby spali w wyłożonej owczą wełną izbie. Salazar objął czarownicę w talii i wyszeptał tak cicho, jak tylko zdołał:
         - Jak znajdujesz Lamberta?  
Ravenclaw dyskretnie odtrąciła jego rękę. Była na niego wściekła za to, jak przez cały wieczór odnosił się do mężczyzny, który uratował mu życia. Jej uprzejmość do Pogromcy Wilków spowodowana była po części tym, że chciała w jakiś sposób odwdzięczyć mu się za pomoc. Gdyby nie jego obecność… Dziewczyna nawet nie chciała sobie tego wyobrażać.
         - Jest bardzo odważny.  
         - Też jestem taki.
         - Salazar…
Odwróciła głowę w jego stronę i zmroziła go spojrzeniem, ale on tego nie zauważył, gdyż jej twarz ukryta była w mroku.
         - Pomówimy jutro – dodała, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Zamknęła oczy. Długo jednak nie mogła zasnąć. Znów poczuła wyrzuty sumienia. To, co wydarzyło się pomiędzy nimi niedługo przed odjazdem nie powinno mieć miejsca. Czuła się rozdarta jeszcze bardziej, niż przed podjęciem decyzji o podróży. Sama już chciała ułożyć sobie życie bez niego. Wsłuchała się w rytmiczne oddech poranionych psów Pogromcy Wilków, które strzegły ich niczym wielkie, spokojne niedźwiedzie. Byli całkowicie bezpieczni.

~*~


         Nie pisałam tydzień temu, ale to chyba dobrze, bo ten rozdział jest o niebo lepszy niż ten, który zamierzałam dać. Dedykacja dla Clairies :* 

54 komentarze:

  1. 1! xD już czytam. xDD

    ~alice.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza!!! Lecę czytać.

    ~Elizabeth Schmitt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to już nie wiem… a tam, też gratuluję xD

      Usuń
  3. Chamstwo! Druga.

    nadine7@onet.eu

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no! Salazaruś się wystraszył? Bozie święty, biedne dzieciątko… xD I jest zazdrosny o Rowenkę… No ja nie mogę. xD Aleś ich ze sobą wyswatała. Zrobiłaś nadzieje Slytherinowi.No to… teraz czekam na 15. :***Nadine

    nadine7@onet.eu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałaś o jednym: to jest „moda na sukces”, więc nie swatam tak od razu w 14 rozdziale xD

      Usuń
  5. Jednak nie pierwsza. Ale notka, ja bym o Rowenę nie była zazdrosna. Ech, w końcu dziewczyną jestem.

    ~Elizabeth Schmitt

    OdpowiedzUsuń
  6. hahaha. xD Nie wierzę. xD Salazar wystraszył się? pff.. xD ciekawe. Zazdrosny o Rowenę? ;> kurdee, jemu już całkiem na mózg padło, ale cóż. chłop, to chłop.. nie ma co się dziwić. xD Lambert był świetny, pod każdym względem. xDD pzdr.

    ~alice.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taki jakby Lestat, wygląd itp, ale imię dałam z Wiedźmina xD

      Usuń
  7. Nic dziwnego że Salazar przestraszył się wilków,każdy by się ich przestraszył,szczególnie zimą i po ciemku.Czekam na next.Pozdrawiam.

    ~Olka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jeśli się ma różdżkę, to czego się tu bać ? xD

      Usuń
  8. Haha , Salazar zamiast użyć magii , to bezczynnie czekał . Co za człowiek . x__X Ale bardzo lubię tą postać . W dodatku zazdrosny jest o Rowenę . ? Ona powinna jednak dać Slytherinowi jeszcze jedną szansę . Świetnie rozdział . ; ) [ sandra-duff ]

    ~Sannie

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale się dzieje. ;DFajnie, że wreszcie wyjechali.A ten gostek pójdzie dalej z nimi?Czekam na nexta.

    ~Gabika138

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wezmą całą wioskę, i nawet truchła wilków xD

      Usuń
  10. Po pierwsze: rozdział jest naprawdę wciągający xD A po drugie, to nowy szablon mnie po prostu oczarował ;* Pozdrawiam

    ~potter-lilyanne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, co mnie w tym szablonie wciągnęło? Linkowanie. Dwa razy się komputer zawiesił xD

      Usuń
  11. Taki świetny rozdział dla mnie ? Dziękuje ;* Ten nowy szablon jest świetny, bardzo mi się podoba ;P Ten…Lambert ? jest całkiem fajny xD Będzie miał dłuższą role w opowiadaniu ? Salazar zazdrosny ? O_o Noo tak….pierwszy raz nie dostał tego co chce xD

    ~Clairies

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie odgrywał, to: a. nie pisałabym o nim krótkiego opisu w środku rozdziałub. nie szukałabym teraz zdjęcia na DA, żeby go do bohaterów wcisnąć xD

      Usuń
  12. O właśnie, moja ukochana notka!

    ~Elizabeth Schmitt

    OdpowiedzUsuń
  13. Dodana w moje urodziny ^^Teraz bardziej lubie Rowene, tak jakoś mi się spodobała xD

    ~Pepa

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie’ee lubie’ee Lamberta, bo ma dziiwne imie’ee Jest tyle’ee imon a ty musiałaś wybrać takie’ee…….. Ale notka fajna…. Wreszcie’ee jakaś akcja xDDD

    ~wiki-pedia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co, miałam dać Lestat de Lioncourt? xD Jak z „Kronik Wampirów” Anne Rice? xD Ma jego wygląd, charakter i inne duperele, nawet walczył z wilkami, tylko wampirem nie jest. Imienia już dziedziczyć nie musi xD A Lambert w Weidźminie to mój ulubiiony bohater zaraz po lekarce Shani xD

      Usuń
    2. Lol………….. ja po prostu nie’eee lubie Lamberta, bo ma gUpie imię…

      ~wiki-pedia

      Usuń
    3. A co w tym imieniu takiego złego? xD

      Usuń
    4. Samo to, że mi się dziwnie kojarzy xDDDD Przepraszam, nie odpowiadam za moje skojarzenia %-)

      ~wiki-pedia

      Usuń
    5. To jak Ci się kojarzy imię „Lambert”? xD

      Usuń
    6. Nie’ee fajnie XD

      ~wiki-pedia

      Usuń
    7. Co w nim niefajnego? xD

      Usuń
    8. No bo on ma ma niee”ee fajne imie :D

      ~wiki-pedia

      Usuń
    9. Na przykład Edwar……. przpraszam, chciałam powiedzieć Edmund, Dorian lub chocby Tom ( Voldex by się ucieszył)

      ~wiki-pedia

      Usuń
    10. Tomów za dużo. Chodziło mi o imię na „L” xD Jak Lestat xD

      Usuń
    11. Imie na L ???? prosze bardzo : Lucjan, Lucjusz, Lancelot xD, Leon, leonard, …….

      ~wiki-pedia

      Usuń
    12. Oczywiście, takie imiona były w czasach średniowiecza. Leonardo, jak da Vinci. Lol. Lucjusz jak Malfoy. A Lambert jest akurat średniowieczne, bo „Wiedźmin” był za tych czasów, i był tam Lambert, kolega Geralda xD

      Usuń
  15. W sumie masz racje xD

    ~Clairies

    OdpowiedzUsuń
  16. Salazar zazdrosny..? Coś nowego:) Ciekawa jestem dalszej notki i tego, jak się potoczy akcja:) Przy okazji, zapraszam na nowy blog z ocenami – veiled-criticism.blog.onet.pl . Na pewno bardzo chętnie Cie ocenimy:) Pozdrawiam

    ~Wer

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej. Widzę, że interesujesz się Harry Potterem. To super! Słyszałaś może o forum Nimbus (http://forum.nimbus.org.pl/, poświęconemu książce? Może chcesz o tym pogadać? Zaprezentować swoją twórczość? Niestety, forum podupadło po wydaniu ostatniego tomu. Widać Ci ludzie nie byli prawdziwymi fanami. A wydaje mi się, że Ty nim jesteś.Pozdrawiam.

    ~Adminka

    OdpowiedzUsuń
  18. Twój blog został oceniony na [magiczne-oceny]. Myślę, ze będziesz zadowolona z oceny. Lily Luna

    annabelle@vp.pl

    OdpowiedzUsuń
  19. Możliwe,możliwe ;P Ale ja i tak wole Salazara <3

    ~Clairies

    OdpowiedzUsuń
  20. Salazar zawsze mnie przerażał. Fajny ten Lambert. Szkoda, że nie jest czarodiejem…a przynajmniej takie są podejrzenia. Czyli wszystko się może zdarzyć

    ~one.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już Wam dałam wskazówkę, czy jest czarodziejem czy nie. W świecie magii dorosłość się osiąga, mając 17 lat. A u mugoli, nawet w średniowieczu, w wieku 18 lat. Nom? xD

      Usuń
  21. Lambert nie jest aż taki zły,tylko zdjęcia nie dałaś !

    ~Clairies

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, pardon, ale zdjęcia blondyna z mieczen znaleźć nie mogę xD Przecież nie dam pierwszego lepszego rysunku, który na DA znajdę xD

      Usuń
  22. Oglądałeś/aś kiedykolwiek serial lost? Wiele osób mówi, ze faza tego serialu przecinała, pokażmy iż tak nie jest! z myślą o tym serialu utworzyliśmy stronę, na której można pisać jako rozbitek lub wymyślona postać! http://lost.blog.onet.plPs. Przepraszam za spam

    ~Admin

    OdpowiedzUsuń
  23. Witaj! Przybywamy w pokoju, z góry przepraszając za uniżenie, jednak tylko w taki sposób jesteśmy w stanie zdobyć klientów. Zraziliśmy? Tak? Przykro nam niesamowicie. Jeśli jednak nie, chcielibyśmy polecić się gorąco.Denerwujesz się, nie śpisz nocami i zastanawiasz się jak odbierany jest twój blog? Zastanawiasz się czy to co piszesz jest warte czegokolwiek i zasługuje na ujrzenie światła dziennego? A może masz wątpliwości czy w ogóle umiesz pisać? Już teraz pojawia się ratunek! Zapraszamy do zgłoszenia bloga do oceny, w której łagodnie postaramy się wytknąć wszystkie błędy szablonu, treści oraz wszystkich detali! Gwarantujemy ocenę z sercem, długą i nie szczędzącą dobrych rad! Zachęcony? Zaciekawiony? A może najpierw chcesz zobaczyć, jak ocenianie wychodzi nam w praktyce?Nie zwlekaj! Wejdź na:http://beurteilung.blog.onet.pl/ Ps. Na blogu poszukujemy też chętnych oceniających! Może to właśnie ty zostaniesz naszą gwiazdką spadającą z nieba? Jeśli masz ochotę – zgłoś się czym prędzej!Ps2. I jeszcze raz przepraszamy! Życzymy kariery w pisaniu bloga i chyląc nisko czoła, pozdrawiamy,

    ekstremalna@onet.eu

    OdpowiedzUsuń