Helga nie mogła z siebie wykrztusić słowa. Od razu rzuciła się do ucieczki, nie reagując nawet na krzyki jasnowłosej kobiety, aby do niej wróciła. Chciała tylko trochę się przejść lasem, nie wiedziała, że napotka tam ludzi. Teraz miała tylko jeden cel: opowiedzieć wszystko reszcie. Sama nic by nie wymyśliła, wolała, by zrobili to za nią pozostali.
Biegła jak mogła najszybciej i na ile jej na to pozwalały zaspy śniegu. Buty miała już przemoczone. Wypadła z lasu i jakimś cudem dotarła do zamku, zdyszana i zlana potem. Teraz cała Czwórka przesiadywała w Wielkiej Sali, gdzie odbywały się ich konwersacje.
- Słu… słuchajcie… – wydyszała, chwytając się za żebra. – Ludzie, tu są ludzie…
Rowena i Godryk spojrzeli na siebie z pobłażliwym uśmiechem, a Salazar, również uśmiechając się, powiedział:
- Ale to oczywiste, że ludzie są na świecie. Sami jesteśmy jednymi z nich. Chyba nie muszę ci tłumaczyć, jak powstają.
Helga spojrzała na niego jak na idiotę.
- Nie żartuj sobie, za lasem chyba jest jakaś wioska – odparła. – Widziałam jakąś kobietę i chłopaka rozmawiającego z wilkami.
- No, to już jest chore – zaśmiał się Gryffindor, widząc poirytowaną minę Slytherina na wieść o wilkach. On zaś nie odpowiedział nic, wspomnienie o nieudanej obronie przed leśnymi psami było nadal zbyt bolesne, bo o tym rozmawiać.
- Gdzie ich widziałaś? – zapytał poważnym tonem.
Wstał i ubrał swój wspaniały, czarny, futrzany płaszcz podróżny. Pozostała dwójka zrobiła to samo.
- Tam, w lesie – odpowiedziała Helga. – Byłam na spacerze, usłyszałam głosy, więc się schowałam w krzakach, ale ta dziewczyna mnie zobaczyła. Wiecie, wydaje mi się, że za lasem jest jakaś wioska, ona mówiła o jakiejś karczmie i…
- No, chyba osada – przerwał jej z drwiną w głosie Salazar. – Cztery namioty na krzyż i tyle.
Helga westchnęła tylko; zbyt była nieśmiała, żeby wygłosić własne zdanie, zwłaszcza, gdy było ono odmienne. Dlatego zwykle siedziała cicho, mimo że często miała rację.
Brnąc przez półmetrowe zaspy, dotarli do lasu. Tam było im iść o wiele łatwiej. Gryffindor na wszelki wypadek wyciągnął wysadzany rubinami miecz, reszta ściskała w dłoniach różdżki. Perspektywa spotkania jakichś ludzi w pobliżu zamku wywołała u nich sporo emocji, zwłaszcza strach i niepokój, ale i radość. Bo jeśli okazałaby się to wioska czarodziejów, mogliby rozsławić trochę ich szkołę. No i znaleźć nauczycieli.
Helga miała bardzo dobrą pamięć, więc bez problemu odnalazła drogę. Dotarli do tamtego miejsca w niecałe pół godziny. Śnieg tu nie padał, więc ślady się nie rozmyły. Ruszyli ich tropem, a szli tak i szli kilka kwadransów. Drzewa rosły tu coraz rzadziej i widać było przejrzysty błękit nieba. Na śniegu zaś było coraz więcej śladów, nie tylko ludzkich butów, ale i zwierzęcych łap i kopyt.
- Podchodzą dość blisko ludzi – zauważyła Rowena.
Nikt jej nie odpowiedział. Na horyzoncie dostrzegli wiele drewnianych domów, rozciągających się na dużej przestrzeni.
- Kilka namiotów na krzyż, tak? – odezwał się Godryk, patrząc znacząco na Salazara. Ten miał bardzo głupią minę, gapił się na największy i najbardziej malowniczy budynek, opatrzony wielką drewnianą, żółtą tabliczką z napisem „Jedna Miotła”. Pod literami znajdowała się ruchoma miotła. Nie mieli już żadnych wątpliwości, że mieszkali tu sami czarodzieje.
Pierwszy ruszył Gryffindor z rześkim, przyjaznym uśmiechem, gotów do konwersacji. Za nim poszła reszta, z mniejszym entuzjazmem, ale za to tak samo wielkim zainteresowaniem.
Wioska wyglądała tak, jakby przeszła przez nią wichura. Wiele dachów domów było zniszczone, ale ludzie pilnie pracowali, by naprawić szkody.
- Chodźmy do tej karczmy, dowiemy się czegoś – zaproponował Slytherin.
Wściekła zaciętość, malująca się na jego twarzy zaniepokoiła jego towarzyszy, więc postanowili nie odzywać się już. Dobrze znali jego niepospolite magiczne zdolności, a Salazar też nie raz popisał się znajomością czarnej magii. Podczas ich podróży rozmawiał z wężami, często pytał je o drogę lub wyciągał z nich potrzebne informacje. Rowena, która wiedziała już od dawna o jego dziwnej, przerażającej przypadłości, nie zdziwiła się w ogóle, gdy użył języka węży po raz pierwszy w obecności ich wszystkich Godryk i Helga byli naprawdę wystraszeni. Slytherin musiał im długo tłumaczyć, że znajomość języka węży nie jest wcale złem, wręcz przeciwnie, może okazać się bardzo przydatna. Mimo że dali się przekonać, nada nieprzychylnym okiem patrzyli na jego pogawędki z łuskowatymi przyjaciółmi.
Knajpa, mimo ponurego wyglądu, była bardzo zatłoczona. Wyglądało na to, że było to miejsce, gdzie ludzie spotykali się, aby porozmawiać, poplotkować, powspominać stare dzieje iw ogóle spędzić ze sobą trochę czasu. Nikt nie zwracał na Czwórkę uwagi. Dlatego Salazar, zamiast dosiąść się do jakiegoś stolika, poprowadził ich aż do barku. Jakaś wychudzona, jakby zapadnięta kobieta w średnim wieku, o niezbyt przyjemnym wyrazie twarzy, wycierała energicznie cynowy dzbanek mokrą szmatą. Ona również nie była łaskawa nawet spojrzeć na nowych gości. Dopiero gdy Gryffindor zakasłał znacząco, podniosła na niego swoje wyblakłe, niebieskie oczy i zapytała ochrypłym, złośliwym głosem:
- Co? Czego chcecie?
- Eee… – zaczęła niepewnie Rowena, patrząc na Godryka , który był najbardziej z całej Czwórki wygadany, szukając w nim jakiegoś wsparcia. – My jesteśmy tu nowi. Niedawno przyjechaliśmy… Jestem Rowena Ravenclaw, ten zamek za lasem należał do mojego ojca. Niech nam pani powie, co to za miejsce?
Barmanka prychnęła pogardliwie.
- To Hogsmeade, głupia dziewczyno. Jedyna zamieszkana przez czarodziejów i czarownice wioska w Wielkiej Brytanii. Nie zdziwiłabym się, gdyby też była na świecie – warknęła. – Jeśli tego nie wiedz, nie masz prawa nazywać się czarownicą.
Salazar, mimo że jego uczucie do Roweny znacznie już osłabło i przerodziło się raczej w przyjaźń, nie mógł pozwolić, żeby jakaś arogancka baba ją obrażała.
- Niech pani nie nazywa Roweny głupią – wysyczał, a oczy mu rozbłysły. – To pani nie ma prawa nazywać się mianem czarownicy czystej krwi, jeśli pani używa do tego szmaty, a nie różdżki – wskazał na cynowy dzbanek i szmatę w jej rękach – Jest pani zwykłą szlamą. Chodźcie stąd.
Pociągnął Rowenę za ramię, a Helga i Godryk poszli za nim bez słowa. Poprowadził ich do jednego ze stolików, mamrocząc pod nosem obelgi pod adresem barmanki.
Helga usiadła na ławie i zaczęła się rozglądać po karczmie. Drzwi co chwilę otwierały się i zamykały, a ludzie wchodzili i wychodzili, robiąc przeciąg.
Drewniane, brudne drzwi znów się otworzyły, a do karczmy ponownie ktoś wszedł. Była to owa jasnowłosa dziewczyna w futrzanym płaszczu, którą Helga widziała w lesie. Ta natychmiast pociągnęła Rowenę za rękaw i pokazała jej palcem blondynkę.
- To ta. To ją widziałam w lesie – wyszeptała do ucha czarnowłosej.
Rowena podzieliła się tą informacją z Godrykiem i Slytherinem. Teraz oczy całej czwórki zwrócone były w kierunku dziewczyny. Ta podeszła do baru, zamówiła jakiś alkohol i usiadła niedaleko przybyszy. Powoli sączyła trunek, pogrążona we własnych myślach.
- Ładna jest – zauważyła Rowena i mrugnęła do Helgi. – Ma podobny wygląd do naszego Pogromcy Wilków. Może to rodzina…
Salazar prychnął pogardliwie, nie odwracając wzroku od tajemniczej dziewczyny.
- Spójrzcie – odezwał się Godryk, wskazując na miecz, przypięty do jej szerokiego, skórzanego pasa. – Ona pewnie też podróżuje. Może do niej podejdziemy i zagadamy?
Slytherin znów prychnął, na co Gryffindor w ogóle nie zwrócił uwagi, tylko wstał i podszedł do stolika nieznajomej. Rozmawiali przez chwilę, blondynka uśmiechnęła się i poszła za Godrykiem.
- Proszę, poznaj moich towarzyszy – rzekł do niej, kiedy usiedli do stołu. – To Salazar Slytherin, Rowena Ravenclaw i Helga Hufflepuff.
Dziewczyna uścisnęła każdemu dłoń i sama się przedstawiła:
- Nazywam się Rachel Malfoy. Ten zamek za lasem chyba jest twój, tak?
Rowena pokręciła głową z uprzejmym uśmiechem.
- Nie. Jest nasz wspólny. Chcemy tam urządzić szkołę, by trenować dzieci, u których objawiają się magiczne zdolności – poprawiła ją.
Rachel uniosła nieco brwi, a kąciki ust drgnęły jej lekko.
- Myślicie, że ten pomysł się powiedzie? – spytała.
Slytherin zrobił mocno urażoną minę.
- Oczywiście. To był mój pomysł, a moje idee zawsze się sprawdzają – oświadczył z nieukrywaną dumą w głosie.
Rowena się roześmiała na te słowa, ale gdy tylko zobaczyła spojrzenie Slytherina, natychmiast przestała.
- Dwa lata już jeżdżę po Wielkiej Brytanii – odezwała się Rachel. – Szukałam oznak magii, ale nic z tego nie wychodziło. Dookoła tylko sami mugole, musiałam podróżować w przebraniu mężczyzny. Poszczęściło mi się niedawno, dotarłam do tej wioski, a pani Deborah Prince była tak miła, że dała mi schronienie.
- Podróżowałaś DWA lata? – dziwiła się Helga.
Dopiero teraz Rachel poznała w Hufflepuff ową rudowłosą dziewczynę, którą widziała tego ranka w lesie. Przypatrywała się jej przez kilka sekund, a na jej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech.
- To ty byłaś dziś w lesie? – spytała, żeby się upewnić. – Ciebie widziałam?
Helga zaczerwieniła się jak piwonia.
- Tak.
- Dlaczego uciekłaś?
Kolor na twarzy dziewczyny pociemniał, a ona spuściła ze wstydu oczy.
- Przestraszyłam się – wyjaśniła. – Nie jestem odważna.
Rowena chciała coś jej powiedzieć na pocieszenie, choć dobrze było wiadome i jej, i chłopakom, że Helga z całej ich czwórki była najdelikatniejsza, najbardziej strachliwa i najbardziej doświadczała trudów w podróży.
- Jesteś odważna – odezwała się w końcu pocieszającym tonem. – Samo to, że wyruszyłaś z nami w podróż czyni cię taką.
Wymieniła znaczące spojrzenie z Godrykiem i Slytherinem, mówiące, by się teraz nie odzywali, choć Helgi to wcale nie podniosło na duchu.
- Wracajmy już – zaproponowała nagle, wstając. Reszta zrobiła to samo.
- Możesz pójść z nami – zaproponował Gryffindor Rachel. – Pokażemy ci zamek.
Blondynka zgodziła się natychmiast.
Szli trochę dłużej, niż wcześniej. To znaczy, szli o wiele dłużej. Zastał ich prawie zmrok, kiedy wspięli się po błoniach pod drzwi wejściowe zamku. W holu znajdowało się całe mnóstwo całkiem niepasujących do szkoły mebli.
- Zamierzamy to sprzedać – wyjaśnił Rachel Gryffindor.
- To chyba trudne zmienić miejsce zamieszkania w obiekt publiczny – mruknęła.
- Tak.
Poszli do Wielkiej Sali i kazali jednemu ze skrzatów domowych przynieść im herbatę i kolację, a sami usiedli przy okrągłym stole.
- Zauważyłem u ciebie miecz – zagadnął blondynkę Godryk. Rachel zerknęła na niego i zaśmiała się cicho.
- Ach… To na wypadek, gdyby coś mnie zaatakowało – wyjaśniła. – Różdżki używam często, ale do walki wolę miecz.
- To tak jak ja.
Godryk i Rachel znaleźli chyba wspólny język. Polubili się, co do tego nie było wątpliwości. Rozmawiali, a reszta się im przysłuchiwała. Podano herbatę, później kolację, a oni nadal rozmawiali. Kiedy zrobiło się naprawdę późno, Rowena, chcąc wykazać się jakąś uprzejmością, zaproponowała Rachel, by ta została u nich na noc.
- Jest już ciemno, a w lesie jest teraz niebezpiecznie – dodała.
- No cóż… – zawahała się blondynka. – Skoro tak… to bardzo dziękuję.
Zaprowadzili ją na górę i pokazali jej pokój.
Salazar już miał pójść do swojej sypialni, nie pożegnawszy nawet gościa, kiedy Rowena go zatrzymała.
- Nie podoba ci się ta Rachel? – spytała.
Slytherin wzruszył ramionami.
- Jest dziwna – mruknął.
- Wiesz, dla ciebie każdy taki jest – warknęła Ravenclaw. – Tylko ty jesteś normalny, tak?
I odeszła, zanim ten zdążył coś odpowiedzieć na swoją obronę.
~*~
Długo nie pisałam, ferie już minęły, ale nie miałam weny ani czasu. Cóż, bywa. Dedykacja dla Pepy :*
Biegła jak mogła najszybciej i na ile jej na to pozwalały zaspy śniegu. Buty miała już przemoczone. Wypadła z lasu i jakimś cudem dotarła do zamku, zdyszana i zlana potem. Teraz cała Czwórka przesiadywała w Wielkiej Sali, gdzie odbywały się ich konwersacje.
- Słu… słuchajcie… – wydyszała, chwytając się za żebra. – Ludzie, tu są ludzie…
Rowena i Godryk spojrzeli na siebie z pobłażliwym uśmiechem, a Salazar, również uśmiechając się, powiedział:
- Ale to oczywiste, że ludzie są na świecie. Sami jesteśmy jednymi z nich. Chyba nie muszę ci tłumaczyć, jak powstają.
Helga spojrzała na niego jak na idiotę.
- Nie żartuj sobie, za lasem chyba jest jakaś wioska – odparła. – Widziałam jakąś kobietę i chłopaka rozmawiającego z wilkami.
- No, to już jest chore – zaśmiał się Gryffindor, widząc poirytowaną minę Slytherina na wieść o wilkach. On zaś nie odpowiedział nic, wspomnienie o nieudanej obronie przed leśnymi psami było nadal zbyt bolesne, bo o tym rozmawiać.
- Gdzie ich widziałaś? – zapytał poważnym tonem.
Wstał i ubrał swój wspaniały, czarny, futrzany płaszcz podróżny. Pozostała dwójka zrobiła to samo.
- Tam, w lesie – odpowiedziała Helga. – Byłam na spacerze, usłyszałam głosy, więc się schowałam w krzakach, ale ta dziewczyna mnie zobaczyła. Wiecie, wydaje mi się, że za lasem jest jakaś wioska, ona mówiła o jakiejś karczmie i…
- No, chyba osada – przerwał jej z drwiną w głosie Salazar. – Cztery namioty na krzyż i tyle.
Helga westchnęła tylko; zbyt była nieśmiała, żeby wygłosić własne zdanie, zwłaszcza, gdy było ono odmienne. Dlatego zwykle siedziała cicho, mimo że często miała rację.
Brnąc przez półmetrowe zaspy, dotarli do lasu. Tam było im iść o wiele łatwiej. Gryffindor na wszelki wypadek wyciągnął wysadzany rubinami miecz, reszta ściskała w dłoniach różdżki. Perspektywa spotkania jakichś ludzi w pobliżu zamku wywołała u nich sporo emocji, zwłaszcza strach i niepokój, ale i radość. Bo jeśli okazałaby się to wioska czarodziejów, mogliby rozsławić trochę ich szkołę. No i znaleźć nauczycieli.
Helga miała bardzo dobrą pamięć, więc bez problemu odnalazła drogę. Dotarli do tamtego miejsca w niecałe pół godziny. Śnieg tu nie padał, więc ślady się nie rozmyły. Ruszyli ich tropem, a szli tak i szli kilka kwadransów. Drzewa rosły tu coraz rzadziej i widać było przejrzysty błękit nieba. Na śniegu zaś było coraz więcej śladów, nie tylko ludzkich butów, ale i zwierzęcych łap i kopyt.
- Podchodzą dość blisko ludzi – zauważyła Rowena.
Nikt jej nie odpowiedział. Na horyzoncie dostrzegli wiele drewnianych domów, rozciągających się na dużej przestrzeni.
- Kilka namiotów na krzyż, tak? – odezwał się Godryk, patrząc znacząco na Salazara. Ten miał bardzo głupią minę, gapił się na największy i najbardziej malowniczy budynek, opatrzony wielką drewnianą, żółtą tabliczką z napisem „Jedna Miotła”. Pod literami znajdowała się ruchoma miotła. Nie mieli już żadnych wątpliwości, że mieszkali tu sami czarodzieje.
Pierwszy ruszył Gryffindor z rześkim, przyjaznym uśmiechem, gotów do konwersacji. Za nim poszła reszta, z mniejszym entuzjazmem, ale za to tak samo wielkim zainteresowaniem.
Wioska wyglądała tak, jakby przeszła przez nią wichura. Wiele dachów domów było zniszczone, ale ludzie pilnie pracowali, by naprawić szkody.
- Chodźmy do tej karczmy, dowiemy się czegoś – zaproponował Slytherin.
Wściekła zaciętość, malująca się na jego twarzy zaniepokoiła jego towarzyszy, więc postanowili nie odzywać się już. Dobrze znali jego niepospolite magiczne zdolności, a Salazar też nie raz popisał się znajomością czarnej magii. Podczas ich podróży rozmawiał z wężami, często pytał je o drogę lub wyciągał z nich potrzebne informacje. Rowena, która wiedziała już od dawna o jego dziwnej, przerażającej przypadłości, nie zdziwiła się w ogóle, gdy użył języka węży po raz pierwszy w obecności ich wszystkich Godryk i Helga byli naprawdę wystraszeni. Slytherin musiał im długo tłumaczyć, że znajomość języka węży nie jest wcale złem, wręcz przeciwnie, może okazać się bardzo przydatna. Mimo że dali się przekonać, nada nieprzychylnym okiem patrzyli na jego pogawędki z łuskowatymi przyjaciółmi.
Knajpa, mimo ponurego wyglądu, była bardzo zatłoczona. Wyglądało na to, że było to miejsce, gdzie ludzie spotykali się, aby porozmawiać, poplotkować, powspominać stare dzieje iw ogóle spędzić ze sobą trochę czasu. Nikt nie zwracał na Czwórkę uwagi. Dlatego Salazar, zamiast dosiąść się do jakiegoś stolika, poprowadził ich aż do barku. Jakaś wychudzona, jakby zapadnięta kobieta w średnim wieku, o niezbyt przyjemnym wyrazie twarzy, wycierała energicznie cynowy dzbanek mokrą szmatą. Ona również nie była łaskawa nawet spojrzeć na nowych gości. Dopiero gdy Gryffindor zakasłał znacząco, podniosła na niego swoje wyblakłe, niebieskie oczy i zapytała ochrypłym, złośliwym głosem:
- Co? Czego chcecie?
- Eee… – zaczęła niepewnie Rowena, patrząc na Godryka , który był najbardziej z całej Czwórki wygadany, szukając w nim jakiegoś wsparcia. – My jesteśmy tu nowi. Niedawno przyjechaliśmy… Jestem Rowena Ravenclaw, ten zamek za lasem należał do mojego ojca. Niech nam pani powie, co to za miejsce?
Barmanka prychnęła pogardliwie.
- To Hogsmeade, głupia dziewczyno. Jedyna zamieszkana przez czarodziejów i czarownice wioska w Wielkiej Brytanii. Nie zdziwiłabym się, gdyby też była na świecie – warknęła. – Jeśli tego nie wiedz, nie masz prawa nazywać się czarownicą.
Salazar, mimo że jego uczucie do Roweny znacznie już osłabło i przerodziło się raczej w przyjaźń, nie mógł pozwolić, żeby jakaś arogancka baba ją obrażała.
- Niech pani nie nazywa Roweny głupią – wysyczał, a oczy mu rozbłysły. – To pani nie ma prawa nazywać się mianem czarownicy czystej krwi, jeśli pani używa do tego szmaty, a nie różdżki – wskazał na cynowy dzbanek i szmatę w jej rękach – Jest pani zwykłą szlamą. Chodźcie stąd.
Pociągnął Rowenę za ramię, a Helga i Godryk poszli za nim bez słowa. Poprowadził ich do jednego ze stolików, mamrocząc pod nosem obelgi pod adresem barmanki.
Helga usiadła na ławie i zaczęła się rozglądać po karczmie. Drzwi co chwilę otwierały się i zamykały, a ludzie wchodzili i wychodzili, robiąc przeciąg.
Drewniane, brudne drzwi znów się otworzyły, a do karczmy ponownie ktoś wszedł. Była to owa jasnowłosa dziewczyna w futrzanym płaszczu, którą Helga widziała w lesie. Ta natychmiast pociągnęła Rowenę za rękaw i pokazała jej palcem blondynkę.
- To ta. To ją widziałam w lesie – wyszeptała do ucha czarnowłosej.
Rowena podzieliła się tą informacją z Godrykiem i Slytherinem. Teraz oczy całej czwórki zwrócone były w kierunku dziewczyny. Ta podeszła do baru, zamówiła jakiś alkohol i usiadła niedaleko przybyszy. Powoli sączyła trunek, pogrążona we własnych myślach.
- Ładna jest – zauważyła Rowena i mrugnęła do Helgi. – Ma podobny wygląd do naszego Pogromcy Wilków. Może to rodzina…
Salazar prychnął pogardliwie, nie odwracając wzroku od tajemniczej dziewczyny.
- Spójrzcie – odezwał się Godryk, wskazując na miecz, przypięty do jej szerokiego, skórzanego pasa. – Ona pewnie też podróżuje. Może do niej podejdziemy i zagadamy?
Slytherin znów prychnął, na co Gryffindor w ogóle nie zwrócił uwagi, tylko wstał i podszedł do stolika nieznajomej. Rozmawiali przez chwilę, blondynka uśmiechnęła się i poszła za Godrykiem.
- Proszę, poznaj moich towarzyszy – rzekł do niej, kiedy usiedli do stołu. – To Salazar Slytherin, Rowena Ravenclaw i Helga Hufflepuff.
Dziewczyna uścisnęła każdemu dłoń i sama się przedstawiła:
- Nazywam się Rachel Malfoy. Ten zamek za lasem chyba jest twój, tak?
Rowena pokręciła głową z uprzejmym uśmiechem.
- Nie. Jest nasz wspólny. Chcemy tam urządzić szkołę, by trenować dzieci, u których objawiają się magiczne zdolności – poprawiła ją.
Rachel uniosła nieco brwi, a kąciki ust drgnęły jej lekko.
- Myślicie, że ten pomysł się powiedzie? – spytała.
Slytherin zrobił mocno urażoną minę.
- Oczywiście. To był mój pomysł, a moje idee zawsze się sprawdzają – oświadczył z nieukrywaną dumą w głosie.
Rowena się roześmiała na te słowa, ale gdy tylko zobaczyła spojrzenie Slytherina, natychmiast przestała.
- Dwa lata już jeżdżę po Wielkiej Brytanii – odezwała się Rachel. – Szukałam oznak magii, ale nic z tego nie wychodziło. Dookoła tylko sami mugole, musiałam podróżować w przebraniu mężczyzny. Poszczęściło mi się niedawno, dotarłam do tej wioski, a pani Deborah Prince była tak miła, że dała mi schronienie.
- Podróżowałaś DWA lata? – dziwiła się Helga.
Dopiero teraz Rachel poznała w Hufflepuff ową rudowłosą dziewczynę, którą widziała tego ranka w lesie. Przypatrywała się jej przez kilka sekund, a na jej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech.
- To ty byłaś dziś w lesie? – spytała, żeby się upewnić. – Ciebie widziałam?
Helga zaczerwieniła się jak piwonia.
- Tak.
- Dlaczego uciekłaś?
Kolor na twarzy dziewczyny pociemniał, a ona spuściła ze wstydu oczy.
- Przestraszyłam się – wyjaśniła. – Nie jestem odważna.
Rowena chciała coś jej powiedzieć na pocieszenie, choć dobrze było wiadome i jej, i chłopakom, że Helga z całej ich czwórki była najdelikatniejsza, najbardziej strachliwa i najbardziej doświadczała trudów w podróży.
- Jesteś odważna – odezwała się w końcu pocieszającym tonem. – Samo to, że wyruszyłaś z nami w podróż czyni cię taką.
Wymieniła znaczące spojrzenie z Godrykiem i Slytherinem, mówiące, by się teraz nie odzywali, choć Helgi to wcale nie podniosło na duchu.
- Wracajmy już – zaproponowała nagle, wstając. Reszta zrobiła to samo.
- Możesz pójść z nami – zaproponował Gryffindor Rachel. – Pokażemy ci zamek.
Blondynka zgodziła się natychmiast.
Szli trochę dłużej, niż wcześniej. To znaczy, szli o wiele dłużej. Zastał ich prawie zmrok, kiedy wspięli się po błoniach pod drzwi wejściowe zamku. W holu znajdowało się całe mnóstwo całkiem niepasujących do szkoły mebli.
- Zamierzamy to sprzedać – wyjaśnił Rachel Gryffindor.
- To chyba trudne zmienić miejsce zamieszkania w obiekt publiczny – mruknęła.
- Tak.
Poszli do Wielkiej Sali i kazali jednemu ze skrzatów domowych przynieść im herbatę i kolację, a sami usiedli przy okrągłym stole.
- Zauważyłem u ciebie miecz – zagadnął blondynkę Godryk. Rachel zerknęła na niego i zaśmiała się cicho.
- Ach… To na wypadek, gdyby coś mnie zaatakowało – wyjaśniła. – Różdżki używam często, ale do walki wolę miecz.
- To tak jak ja.
Godryk i Rachel znaleźli chyba wspólny język. Polubili się, co do tego nie było wątpliwości. Rozmawiali, a reszta się im przysłuchiwała. Podano herbatę, później kolację, a oni nadal rozmawiali. Kiedy zrobiło się naprawdę późno, Rowena, chcąc wykazać się jakąś uprzejmością, zaproponowała Rachel, by ta została u nich na noc.
- Jest już ciemno, a w lesie jest teraz niebezpiecznie – dodała.
- No cóż… – zawahała się blondynka. – Skoro tak… to bardzo dziękuję.
Zaprowadzili ją na górę i pokazali jej pokój.
Salazar już miał pójść do swojej sypialni, nie pożegnawszy nawet gościa, kiedy Rowena go zatrzymała.
- Nie podoba ci się ta Rachel? – spytała.
Slytherin wzruszył ramionami.
- Jest dziwna – mruknął.
- Wiesz, dla ciebie każdy taki jest – warknęła Ravenclaw. – Tylko ty jesteś normalny, tak?
I odeszła, zanim ten zdążył coś odpowiedzieć na swoją obronę.
~*~
Długo nie pisałam, ferie już minęły, ale nie miałam weny ani czasu. Cóż, bywa. Dedykacja dla Pepy :*
Pierwsza xD.
OdpowiedzUsuń~Elizabeth Schmitt
Brawo xD
Usuńczyżby druga?kada113
OdpowiedzUsuń~klaudia1009@autograf.pl
Ano fakt xD
UsuńNo i się spotkali i zapoznali,Rachel chyba pomoże założyć szkołę? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń~Olka
No tak, ale nie będzie domu Malfoy, Draco by chyba się rozpękł z dumy xD
UsuńAch, Dracuś ;p Wogóle zuwazyłam ze jest dla mnie dedykacja.Bardzo dziękuje ; *Zawsze przypada mi dedykacje na najlepsze z najlepszych z twoich notek ;pAle i tak najbardziej podaba sie mi rozdział 9. ^.^
OdpowiedzUsuń~Pepa
Ano, też uważam, że to jeden z najlepszych. Nr 9? Czemu?
Usuń9. Bo zaczyna wszystko się dziać. Nareście wyjeżdżają. Na początku jest akcja z zaklęciem które przypomina mi sytuacje z Harrego Pottera i Insygnia śmierci. *** „…sam wskoczył na groźniej wyglądającego, czarnego rumaka.”A ten cytat kojarzy i się z Zorro. xDStare dobre czasy….
Usuń~Pepa
Tak? Nie wiedziałam, nie oglądałąm Zorra xD
UsuńJak wysfatasz Rachel z Gryffindorem (mimo, ze go zaczynam naprawdę lubić) to Ci łeb u samej du.py urwę… xD
OdpowiedzUsuń~Eles.
To niech Rachel będzie z Helgą xDI wszyscy sa zadowoleni. ^^
Usuń~Pepa
Najlepiej by było, jakby przyjechał książę w złotej zbroi na białym koniu ze złotą linką przy siodle i ją zauroczył samym spojrzeniem… xD. A jak nie, to żądam Slytherina ^^.
Usuń~Eles.
A ja bym wolała by koń był czarny i zbroja srebrna i różowa linka. I nie było by to banalne (może trochę mniej) xDA czasami „geniusz przejawia się w najprostszych rozwiązaniach”
Usuń~Pepa
A ja bym wolała różowego konia i różowego rycerza xD Najlepiej zniewieściałego xD Bo Rachel taka odważna, że by mogła się spotykać z kimś odmiennym xD
UsuńChyba aż tak odważna nie jest xD
Usuń~Pepa
Jest jest xD
UsuńTo szok….Taka Odważna xdAle śmiesznie by było ;pOna z jakimś różowiutkim rycerzem który macha nadgarstkami… ^^
Usuń~Pepa
Nie, nie wyswatam. To by było zbyt banalne, tak jakbym miala Sophie i Dracona zeswatac xD A tak, jest z Bartym xD
OdpowiedzUsuńWgl. to zuważyłam że masz coś takiego jak bohaterowie xD
Usuń~Pepa
Co mam? xD
UsuńW menu.Masz; „Bochaterowie”I on są tam opisani.Wytłumaczyłam, ?bo nie jestem pewna! xD
Usuń~Pepa
Są opisani. I jaki z tego morał? xD
UsuńMoral ;”gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść” xD***Po prostu wcześniej tego nie widzialam … ;p
Usuń~Pepa
Nie widziałaś bohaterów? Są chyba od 2 notki xD
Usuń