niedziela, 27 września 2009

8. Wizyta Grety

         Było już późne popołudnie, ale ona nadal siedziała na drewnianym parapecie i czyściła okna. Przez ostatnie kilka minut bardzo się napociła, żeby dosięgnąć do samej góry szyby, ale była zbyt niska i za ciężka, żeby stanąć na przeżartej przez korniki belce. Nie używała czarów, kiedy nie musiała, ale w tym wypadku była to konieczność, choć była świadoma tego, że teraz, kiedy w domu jej matki wałęsał się wścibski Godryk Gryffindor, powinna być ostrożniejsza. Mimo to wyciągnęła różdżkę i machnęła nią. Okno w sekundę zalśniło czystością. Nie zdążyła jednak nawet schować, kiedy do drzwi ktoś zapukał i prawie natychmiast wszedł do środka. Helga zastygła z różdżką w dłoni, jedną ręką trzymając się kurczowo framugi okna. Odwróciła lekko głowę, żeby zobaczyć, kto nakrył ją na czarowaniu. Jej obawy niestety się sprawdziły.
         - Przepraszam, że… - Zaczął, ale Helga tak się wystraszyła, że odchyliła się gwałtownie do tyłu i wypadła przez otwarte okno.
Miała szczęście, że upadła na trawę, bo równie dobrze mogła spaść na ostry brzeg ceglanych schodów, których część wystawała pod jej oknem. Helga leżała nieruchomo, jęcząc jak skatowany pies. Wiedziała, że ten huncwot za chwilę się tu zjawi, aby sprawdzić, czy nic jej się nie stało, więc ostatkiem sił ukryła różdżkę w wewnętrznej kieszeni swojej szaty. W tym samym momencie ujrzała głowę Godryka, który natychmiast wyciągnął w jej stronę ramiona, aby pomóc jej wleźć z powrotem przez okno do pokoju. Tak wściekłej jeszcze jej nie widział.
         - Czy wiesz, że należy najpierw zapukać i poczekać, aż usłyszysz „proszę”? – Zapytała, masując sobie plecy.
Mimo że Helga szybko ukryła różdżkę, Gryffindor ujrzał ją w chwili, kiedy wkroczył do izby. Owszem, był to dla niego swego rodzaju szok, aczkolwiek już dawno podejrzewał, że obie panie Hufflepuff musiały mieć coś wspólnego z czarami, jednak wolał trzymać swoją przynależność do świata magii przed nimi w tajemnicy, na wszelki wypadek, gdyby się mylił. Teraz zaś miał pewność, więc i on mógł wyjawić prawdę, był zachwycony, że odnalazł w Heldze bratnią duszę, która go zrozumie.
         - Naprawdę? – Zapytał głupio, na co dziewczyna wzdrygnęła się lekko. – Ja też! Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Wyciągnął zza pasa swoją różdżkę i pokazał dziewczynie. Ona również widziała, że Godryk zachowywał się dziwnie, jednak nie sądziła, że chłopak mógł mieć coś wspólnego z magią, wydawało się jej, że tak po prostu zachowują się panowie z wyższych sfer. Z jednej strony bardzo się ucieszyła, że w końcu poznała kogoś, z kim mogłaby w końcu szczerze porozmawiać, choć nadal była na niego wściekła.  
         - Właśnie dlatego – wycedziła Helga, usiłując ukryć przed nim uśmiech. – Nie krzycz tak głośno, może u ciebie rozmowy o czarach to coś normalnego, ale tutaj z matką trzymamy to w tajemnicy, przecież te dzieciaki to mugole.
         - Nie wiedziałem, że jest nas tak dużo – Godryk nie ukrywał podniecenia.
Nie mógł się doczekać, aż któregoś wieczora usiądą spokojnie przy piwie i porozmawiają. Był bardzo ciekawy, jaki status krwi ma Helga, czy posiada jeszcze jakąś rodzinę, kto uczył ją magii… Miał do niej tyle pytań, choć widział po jej minie, że to chyba nie jest odpowiedni moment na tego typu konwersacje.
         - Im nas więcej, tym więcej kłopotów i większa tajemnica do ukrywania przed ludźmi – odparła.
Godryk spojrzał na nią ze zdziwieniem. Sądził, że dziewczyna, która najwyraźniej wychowała się z mugolskimi dziećmi, będzie dla nich nieco bardziej wyrozumiała i nie ma uprzedzeń do osób, które nie mają nic wspólnego z czarami.
         - Dlaczego jesteś taką pesymistką? – Spytał.
         - Nie ufam ci, w tym cały problem – odpowiedziała, usiłując się uspokoić. – Zjawiasz się tutaj nagle podczas burzy, później uciekasz do nas od szalonej narzeczonej… Nie rozumiem, co z tobą jest nie tak? Nie pomyślałeś, jak się czuje teraz ta biedna dziewczyna?
Godryk aż skrzywił się na samo wyobrażenie reakcji Grety. Gdyby go tu znalazła… Owszem, starał się nie myśleć o tym, jak dziewczyna musiała się poczuć, kiedy się okazało, że jednak ślubu nie będzie, ponieważ pan młody stchórzył i uciekł spod ołtarza, jednak było to spowodowane strachem przed wyrzutami sumienia. Nie był z tego dumny, gdyż musiał przysporzyć nie tylko Grecie i jej rodzinie, ale i swoim rodzicom sporo zmartwień, nie mówiąc już o wstydzie. Nigdy nie sądził, aby jego niedoszła małżonka naprawdę darzyła go uczuciem, od samego początku był przekonany, że ślub z Godrykiem był tylko jedną z jej licznych fanaberii. Mimo że miał dopiero piętnaście lat, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak wyglądały małżeństwa zawierane pod wpływem presji ze strony rodziców jednej bądź obu stron. Pasmo udręk, kłótni i wieczne cierpienie oznaczone niejednym romansem. A Gryffindor marzył o kobiecie, którą pewnego dnia naprawdę pokocha i stanie się damą jego serca, dla której będzie w stanie skoczyć w ogień. Obraz idealnej, pracowitej, spokojnej i posłusznej białogłowy daleki był od wizerunku rozpieszczonej, dominującej Grety.
         - Ona jest taką osóbką, która musi dostać to, czego w tej chwili pragnie – odparł, starając się opisać pannę McCower najłagodniej, jak tylko potrafił. – A ja właśnie jestem jedną z takich rzeczy, na których jej bardzo zależy. Ale jeśli twoje obawy są aż tak poważne, to po prostu powiedz matce, że mi nie ufasz. Mogę natychmiast odejść, jeśli chcesz.
Zrobił krok w stronę drzwi, nie odwracając głowy od dziewczyny, która przez kilka sekund biła się z myślami, przestępując z nogi na nogę. Wiedziała, że jeśli go wyrzuci, postąpi samolubnie i oczywiście straci jedyną szansę, aby dowiedzieć się czegoś więcej o stylu życia innych czarodziejów, lecz jeśli pozwoli mu zostać, wszyscy będą mieli duży problem. Bo Godryk nie może się tu ukrywać wiecznie, a wiadome było, że któregoś dnia przybędzie tu cały tabun wraz ze wściekłą porzuconą narzeczoną na czele.
         - Poczekaj – mruknęła, westchnąwszy ciężko.
Godryk zatrzymał się szybko, choć jego ręka powędrowała już na klamkę.
         - Możesz zostać – dodała. – Ale nie używaj żadnej magii, mamy zbyt dobrą opinię w wiosce. Jeśli ktoś by się dowiedział, cały sierociniec byłby skończony, ludzie odebraliby mamie dzieciaki, a nas spaliliby na stosie.
         - Mam zamiar zostać rycerzem, nie zrobię nic, co zaszkodziłoby tobie i twojej matce – odpowiedział, wypinając dumnie pierś.
         - Mam taką nadzieję – burknęła pod nosem Helga, patrząc spode łba na rozradowanego młodzieńca.

*

         Obawy Helgi dotyczące wściekłej narzeczonej Godryka spełniły się jednak zaraz następnego dnia. Była niedziela, Anna Hufflepuff wysłała młodsze dzieci do kościoła na wcześniejszą mszę, więc było trochę spokoju. Dlatego hałas i zamieszanie, które robiła pokaźna grupa dorosłych ludzi natychmiast przyciągnął uwagę Helgi i jej matki. Godryk ledwo zobaczył przez okno tabun czarowników, natychmiast rzucił się w panice na górę. Dopadł drzwi na strych i najciszej jak mógł położył się plackiem na podłodze. Doskonale słyszał odgłosy dochodzące z podwórka.
         Helga czaiła się za matką jak cień, kiedy Anna podchodziła powoli do bramki, z którą mocował się jakiś wąsaty, łysy mężczyzna. Córka opowiedziała jej wszystko następnego wieczora, przez co kobieta zapałała do niego jeszcze większą sympatią i zaufaniem. Postanowiła mu pomóc.
         - Przepraszam, a państwo do kogo? – Zapytała uprzejmie, uśmiechając się spokojnie do zdenerwowanego czarodzieja. – Możecie przecież ominąć mój dom.
         - Ale my właśnie do pani – odpowiedział mężczyzna z lśniącą w porannym słońcu łysiną. Zza niego wyłoniła się sylwetka Matta Gryffindora, którego od razu poznała.
         - Ach, to pan! – Ucieszyła się Anna Hufflepuff. – Tacy eleganccy państwo zajeżdżają do mojej chałupy… W czym mogę pomóc?
         - Może to zabrzmi dziwnie – zaczął powoli. – Ale czy nie zatrzymał się ostatnio u pani mój syn? Ostatnio wyjechał, nie mamy z nim żadnego kontaktu i zaczynamy się martwić.
Anna spojrzała na córkę, która stała w milczeniu u jej boku. Brzydziła się kłamstwem, jednak starała się zrozumieć pana Gryffindora. Zdawała sobie sprawę z tego, jak ważna musiała być dla niego opinia innych ludzi, sama wszak starała się o to, aby o jej sierocińcu mówiono w samych superlatywach. Dlatego z uśmiechem przyjęła jego kłamstwo i zwróciła się do Helgi:
         - Nie było tu Godryka, prawda? Powiedziałabyś mi, gdyby się pojawił.
Dziewczyna tylko pokiwała milcząco głową i zacisnęła wargi. Nie potrafiła mijać się z prawdą, jedynym wyjątkiem była ich rodzinna tajemnica dotycząca uprawiania czarów, poza tym każde, nawet najmniejsze kłamstewko przechodziło jej przez gardło z ogromnym trudem, a po jej twarzy doskonale było widać, że coś ukrywa.
         - Czy możemy tam zajrzeć? – zapytał łysy mężczyzna, wskazując na rozlatującą się stodołę pani Hufflepuff. Ta uniosła wysoko brwi.
         - Ale po co? Skoro mówię, że nie ma tu Godryka, to go nie ma – odparła, nadal uśmiechając się promiennie. – Nie mówił, dokąd się wybrał? To do niego niepodobne, kiedy nas odwiedziliście, wydawał się być takim ułożonym, miłym chłopcem…  
         - Otóż to! A uciekł z własnego ślubu! – Odpowiedziała nadąsana dziewczyna siedząca na wspaniałym, kasztanowym rumaku. – Ze ślubu ze mną. Musimy go znaleźć. I pani nam tego nie utrudni. Wchodźcie.
Helga natychmiast poczuła przypływ sympatii do Godryka. Rzeczywiście. Miał rację, Greta była rozwydrzoną, kapryśną dziewczyną, czego z początku nie można było się tak łatwo domyślić. Miała ładną, łagodną twarz, pulchne policzki pokrywał zdrowy, delikatny rumieniec, a miękkie, złote pukle spięte miała jak dorosła dama. Jednak w momencie, kiedy otworzyła pełne, czerwone usta, całe oblicze w sekundę zmieniło się z anielskiego w iście diabelskie. Wyglądała jak wiedźma z opowiadań księdza. Nic dziwnego, że młody Gryffindor uciekł z własnego ślubu. Helga nie wytrzymałaby z nią nawet dziesięciu minut.
         Anna Hufflepuff zmarszczyła brwi.
         - Ależ kochanie, to nie jest twoja posiadłość, nie będziesz tutaj wydawała takich rozkazów – skarciła Gretę. – Proszę grzecznie opuścić mój dom, inaczej poproszę o pomoc sąsiada i jego synów. Muszę was zawieść, bo niepotrzebnie wchodziliście pod tą górę. Proszę stąd odjechać.
Argumenty nie przekonały ani Grety, ani jej rodziny, jednak nie mogli tak po prostu wkroczyć na tereny, które należały do tej wieśniaczki, nie chcieli wdawać się w infantylne przepychanki z kobietą, którą uważali za mugolkę. Niechętnie ruszyli w dalszą drogę z nadzieją, że Anna Hufflepuff mówiła prawdę i Godryk nie ukrywał się w jej rozpadającym dworku, choć zawiedziona dziewczyna nie dawała wiary w słowa pulchnej wieśniaczki, a jej buńczuczne mamrotanie i komentarze, które nie powinny opuszczać ust tak młodej osóbki było słychać jeszcze przez długi czas, aż pochód zniknął za jednym z zielonych pagórków.
         Gdy odjechali, Godryk ostrożnie zszedł na dół, wyglądał jednak na mocno przestraszonego zaistniałą sytuacją. Kiedy wczorajszego dnia rozmawiał z Helgą, nie wziął na poważnie jej słów dotyczących Grety, czego teraz bardzo żałował.
         - Dziękuję, że mnie pani nie wydała – zwrócił się z wdzięcznością do pani Hufflepuff.
         - Przecież nie mogłam cię wydać, mój drogi – odrzekła, klepiąc go pieszczotliwie po ramieniu. – Ta panna faktycznie nie była zbyt miła. Z początku myślałam, że trochę podkoloryzowałeś tę całą historię, dlatego przepraszam, że nie do końca ci wierzyłam.
         - Nic się nie stało, to ja powinienem przeprosić. To nie było honorowe obarczać pani moimi problemami – mruknął Godryk. Wstyd płonął gorącym rumieńcem na jego twarzy.

         - Nie dziwię ci się, że zrezygnowałeś z tego ślubu – odezwała się nieśmiało Helga, kiedy jej matka poszła przypilnować gotującej się zupy. – Greta jest okropna. Zachowuje się jak królowa, choć to cię nie usprawiedliwia. Na twoim miejscu już dawno powiedziałabym jej rodzicom, że nie chcę się z nią wiązać, dzięki temu uniknąłbyś takiej sytuacji, jak dzisiaj.
Godryk nic na to nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się szeroko. Doskonale wiedział, że gdyby miał charakter i upartość Helgi, również niczego by nie wskórał, jednak postanowił raz na zawsze zakończyć z nią rozmowy na ten temat. Bardzo się cieszył, że sprawa Grety została definitywnie rozwiązana, a panna Hufflepuff obdarzyła go odrobinę cieplejszym uczuciem, za wszelką cenę postanowił podtrzymać te rozwijające się w dobrym kierunku relacje, gdyż poczuł, że zyskał w niej wiernego, choć nieco marudnego kompana.

~*~


Wybaczcie, że tak nudo było i w ogóle… Normalnie nie mogłam się wyrobić z nauką. Ci nauczyciele serca nie mają, cztery sprawdziany w tym tygodniu, o kartkówkach już nie wspomnę… Za tydzień postaram się dodać ciekawszy wpis. Ale za to zrobiłam szablon, mam nadzieję, że chociaż to się podoba. 

niedziela, 20 września 2009

7. ,,Goni mnie narzeczona!"

Nadszedł ten wielki dzień, jednak Godryk wcale się nie cieszył. Był jedyną osobą, która w noc poprzedzającą ślub nie zmrużyła oka. Prześladowały go wizje spędzenia reszty życia u boku Grety, usługującego jej i przygotowującego podwieczorki dla żony i jej towarzyszek. Jego kariera rycerza ległaby w gruzach. Gorączkowo poszukiwał jakiejś wymówki, w jego głowie pojawiły się nawet tak niedorzeczne pomysły, jak wyznanie wszystkim, że jest sodomitą, jednak wiedział, że już się nie może z tego wycofać. W tak młodym wieku utracił wolność, wpadając spod srogiego oka ojca pod pantofel równie srogiej, rozpieszczonej żony i nieprzychylnie do niego nastawionego teścia.

Rano rodzice pana młodego wprost szaleli. Okazało się, że wiele spraw jest jeszcze niedopiętych. Mimo panującej w szlacheckich rodach etykiety, którą widać było na każdym kroku, ludzie w średniowieczu mieli podobne problemy do tych, które my mamy w dwudziestym pierwszym wieku.
- Ciotka Uma się spóźni – poinformowała Godryka i swojego męża Helena. – A jej bliźniaczki są przecież druhnami… Ich powóz utknął w błocie, wysłały mi sowę z tą wiadomością. Boże, co nas jeszcze dzisiaj czeka…
Matt pomógł synowi włożyć białą szatę ślubną. Oboje z matką zachwycali się, mówiąc, że wyrósł z niego naprawdę przystojny, młody mężczyzna. Helena uroniła nawet dyskretnie kilka łez.
- Ale czy to nie jest trochę nie na miejscu? – Zapytał cicho Godryk. – Ja mam przecież tylko piętnaście lat.
- Ja miałam czternaście, kiedy wychodziłam za twojego ojca – prychnęła matka, której wzruszenie natychmiast przeszło. Doskonale znała swego syna i szybko spostrzegła, że ten znów się waha. – Ubierz lepiej buty i chodź. Ciotka Uma może się spóźnić, ale panu młodemu przecież nie wypada.
Sama wyciągnęła swoją różdżkę i zajęła się tworzeniem fryzury. Denerwowała się bardziej, niż przed swoim ślubem. Miała tyle rzeczy na głowie, a ani jej mąż, ani syn nie garnęli się do tego, aby jej pomóc. Matt, mimo że tego nie okazywał, również nie był zachwycony jego ślubem. Wiedział, że nie będzie szczęśliwy w tym małżeństwie, jednak nie mógł przyznać mu racji, ponieważ Godryk poczułby się zbyt pewnie i zrezygnowałby z Grety, której rodzice mieli złoto. A tego właśnie najbardziej potrzebowała uboga, szlachecka rodzina Gryffindorów.

Do drzwi ktoś zapukał. Matt otworzył je na całą szerokość, a do środka wtoczyła się gruba ciotka Uma, starsza o dziesięć lat siostra jego żony. Za nią kroczyły dumnie jej dwie dwunastoletnie córki: Linda i Katarzyna. Obie odziedziczyły po swojej matce nie tylko brązowe, kręcone włosy i nieco tępe, niebieskie oczy, ale i skłonność do tycia. Były niskie i trochę pulchne, ale ubrane w barwne, koronkowe szaty przyozdobione aż do przesady wstążkami, w wiankach ze stokrotek wyglądały uroczo.
- A jednak dotarłyście w porę – Helena uściskała siostrę.
Jeśli chodzi o wygląd, to w ogóle nie była podobna do starszej siostry. Miała dość szczupłą figurę, długie, kościste palce i długą szyję, teraz obwieszoną sznurem pereł.
- Gdyby nie Dezydery, nadal tkwiłybyśmy w tym dole z błotem – wyjaśniła ciotka Uma.
Ona zaś ubrana była w wymyślną, zieloną szatę, a we włosy powtykane miała trochę już zwiędnięte, pole kwiatki, które musiała zebrać podczas owego przymusowego postoju. Mimo tuszy, której nie dało się ukryć, starsza siostra Heleny nie była wcale brzydką kobietą.
Próg przekroczył właśnie mąż ciotki Umy. Cały był ufajdany błotem. Nie wyglądał na zachwyconego swoim obecnym stanem. Zarówno jego żona, jak i on byli czarodziejami, jednak mężczyzna nie wyglądał na zbyt bystrego. Z początku najwyraźniej musiał próbować przesunąć wóz za pomocą siły, nie magii.
- Nie pozwoliła mi tego usunąć, bo chciała wam pokazać, jak się poświęcam dla rodziny – burknął na powitanie.
Helena roześmiała się i wyczyściła Dezyderego jednym machnięciem różdżki.
- W takim razie możemy już ruszać? – Zaproponował Matt i chwycił syna pod ramię. Godryk rozważał przez moment zaparcie się nogami o próg drzwi, ale w końcu uznał to za dziecinne i dał się ojcu „zaprowadzić” do powozu, który stał już przed dworkiem przyozdobiony pięknymi, białymi różami.

Dojechali prosto pod kościół, gdzie rodzina Grety już na nich czekała. Przyszła panna młoda nie chciała, aby jej narzeczony widział ją przed ślubem, ponieważ chciała mu zrobić niespodziankę, a i sam Godryk nie kwapił się do tego. Miał samotnie czekać w komnacie przystającej do kościoła. Przez jakiś czas chodził tam i z powrotem, wsłuchując się w swoje tłumione przez kamienną podłogę kroki. Wyglądał na bardzo opanowanego, chociaż w środku coś strasznie go skręcało. W końcu zerknął przez szparę w drzwiach. Ławki powoli się wypełniały, zarówno damy, jak i dżentelmeni siadali sztywno i wymieniali półgębkiem jakieś uwagi, komentując strój panny młodej albo zachowanie pozostałych gości. Młodego Gryffindora powoli zaczęła opanowywać panika. Czuł się tak, jakby serce miało mu za chwilę wyskoczyć z piersi. Instynktownie zacisnął palce na klindze miecza przytwierdzonego do pasa.  

Zagrały organy i na końcu czerwonego, marnego dywanu stanęła panna młoda, trzymając swojego ojca pod ramię. Powoli i dumnie kroczyła w stronę ołtarza. Greta miała na sobie dość wymyślną, odświętną, złotą szatę czarownicy, a na głowie diadem z fałszywymi diamentami. Do ludzi, których mijała, uśmiechała się szeroko i z wyższością, jak królowa. Kiedy doszła do ołtarza i stanęła obok księdza, zerknęła niepewnie w stronę drzwi, za którymi ukrywał się Godryk. Widok przyszłej żony tak go przeraził, że zastygł w bezruchu.
Zareagował instynktownie. Wymknął się tylnymi drzwiami i pobiegł co sił w nogach w stronę powozu ślubnego, przy którym stały dwa białe konie. Miał nim zajechać ze świeżo poślubioną Gretą pod jej dom, gdzie planowano ucztę weselną. Odwiązał jednego rumaka, wskoczył na niego i pognał go przez miasto. Ludzie przyglądali mu się ze zdziwieniem, gdy ich mijał, ale nie zwracał na to uwagi. Serce waliło mu z całych sił w piersi, a on sam czuł się okropnie, że zachował się jak zwykły tchórz, jednak z drugiej strony ogromny kamień, który przytłoczył go w dniu oświadczyn, natychmiast opadł mu na dno żołądka. Był wolny.

*

Jechał wiele godzin, rozmyślając nad tym, czy ci wszyscy ludzie nadal w tym kościele na niego czekają. Nie, z całą pewnością Greta już dawno zrobiła swojemu ojcu piekło, a ich rodzina była skończona. Jednak nie mógł być kartą przetargową do ich nowego, lepszego życia. Miał przecież siostry, które mogły poślubić za kilka lat bogatych, dobrze wychowanych młodzieńców pochodzących nawet z mugolskich rodzin. Były kobietami, to było ich zadanie, aby utrzymywały swe rodziny na wysokim poziomie.
Dzień zbliżał się już ku końcowi, kiedy Godryk dotarł na miejsce. Jako pierwszy zobaczył go mały Alvin. Kiedy ujrzał odświętną, jasną szatę i jego białego rumaka, natychmiast odrzucił podniszczony koszyk z marchewkami, który niósł do domu i zaczął wyśpiewywać:
- Godryk przyjechał się ożenić z Helgą!
Inne dzieci podchwyciły melodię i również zaczęły tańczyć. Helga wystawiła głowę przez drzwi wejściowe. Przestraszyła się nie na żarty, kiedy zobaczyła Godryka ubranego w wykwintną szatę, gnającego w stronę sierocińca na ozdobionym białymi różami koniu.
- Co ty tu robisz? – Zapytała, podchodząc do drewnianej bramki, by go wpuścić.
- Goni mnie narzeczona! – Wydyszał, przerażony nie na żarty. – Ratuj mnie.
Te słowa nawet jemu wydały się dziwne i śmieszne. Obserwowany przez zaskoczoną Helgę zeskoczył z konia, po czym pociągnął go w stronę pustej stajni.
- Ksiądz dał ci ślub? – Spytała z niedowierzaniem dziewczyna. – W tym wieku?
- Musiałem. To długa historia, chodź, opowiem ci – odpowiedział. Wciąż dyszał ciężko, a serce biło mu w piersiach nie tyle ze zmęczenia, co ze strachu.

*

Sądząc, że jego rodzice i, co gorsza, rodzice Gret, będą go tu szukać, ukrył konia w stodole. Opowiedział też Heldze wszystko, co się stało. Począwszy od wymuszonych oświadczyn, po ucieczkę sprzed ołtarza. Był bardzo zawstydzony swoim zachowaniem, jednak dziewczyna patrzyła na niego tak, jakby wierzyła w to, co mówił.
- Moje zachowanie było niegodne rycerza, ale czułem, że po prostu nie mogłem się z nią ożenić – zakończył.
Pani Hufflepuff, która również brała udział w rozmowie, odezwała się:
- Słusznie postąpiłeś, chociaż powinieneś od razu powiedzieć tej dziewczynie, że jej nie kochasz. Oszczędziłoby to jej oraz twojej rodzinie niepotrzebnych przykrości. Pomyśl, jak ta dziewczyna musi się teraz czuć. Upokorzona na oczach rodziców, krewnych…  
- To nie takie proste – mruknął, wpatrując się tępo w niedojedzoną zupę.
Teraz, kiedy szczerze porozmawiał z Anną i jej córką, poczuł jeszcze bardziej palące wyrzuty sumienia. Zaczął żałować, że tak idiotycznie postąpił. Kiedy jego rodzice zaczęli naciskać na zaręczyny, tak bardzo skupił się na swojej rozpaczy, że całkowicie pominął uczucia Grety. Ona przecież też musiała coś do niego czuć, skoro tak bardzo zależało jej na ślubie.
- Musisz się przebrać, żeby tego nie pobrudzić – dodała Anna Hufflepuff, patrząc z podziwem na szatę Godryka, po czym zwróciła się do córki: - Zaprowadź Godryka na strych i daj mu jakąś szatę po ojcu. Nie będziesz mieć chyba nic przeciwko, prawda? Nie są nowe, a…
- Dziękuję bardzo – przerwał jej Gryffindor. Był im bardzo wdzięczny za to, że przyjęły go tak ciepło i nie . – Wystarczą.

Helga bez słowa zaprowadziła go na samą górę. Była w szoku po tym, co usłyszała od młodego Gryffindora. W głowie jej się nie mieściło, że rodzice mogli tak bezceremonialnie nakazać mu pojąć za żonę jakąś praktycznie obcą, niemiłą mu kobietę. Mimo że chłopak nie wywarł na niej zbyt dobrego wrażenia, zrobiło jej się go żal. Kochała dzieciaki, które pomagała wychowywać matce, choć z drugiej strony bardzo chciała innego, choć trochę lepszego życia, jednak nie wyobrażała sobie, że jej matka mogłaby przymusić ją do małżeństwa z kimś, kogo nie kochała.
- Uważaj na głowę – ostrzegła go, pochyliła się trochę i weszła do środka.
Godryk podążył za nią. Zanim zdążył się rozejrzeć, czaszkę przeszył mu ostry ból. Chłopak zatoczył się i o mało nie upadł, bo chwycił się w ostatniej chwili jakiejś belki przybitej do ściany.
- Mówiłam ci – usłyszał głos Helgi, a chwilę później zakurzony strych wypełnił jej miły dla ucha śmiech.
Dziewczyna podeszła do zakurzonego kufra i otworzyła go.
- Chodź tu – wezwała go do siebie i wyciągnęła z kufra ciemnozieloną szatę.
Godryk od razu poznał, że musiała należeć do jakiegoś wojownika. Kątem oka dostrzegł też coś srebrnego, stojącego w głębi strychu. Podszedł bliżej. Owym przedmiotem okazała się stara zbroja, w którą odziany był drewniany, niezbyt dokładnie zbity manekin. Sama zbroja była w paru miejscach trochę zagięta i poplamiona zaschniętą krwią, zupełnie tak, jakby osoba, która porzuciła ją na strychu nie chciała mieć z nią nic wspólnego. Jakby… przywoływała bolesne wspomnienia.
- Twój ojciec był wojownikiem? – Zapytał ostrożnie.
- Był – warknęła Helga i rzuciła mu szatę. Wszystkie ciepłe uczucia i współczucie natychmiast ulotniły się z jej serca. Z matką nigdy nie mówiła o ojcu, gdyż rany po jego utracie jeszcze się nie zabliźniły. – Nie chcę o tym rozmawiać. Zaprowadzę cię do twojego pokoju.
I opuściła strych, nawet nie oglądając się na gościa. Godryk pobiegł za nią, znów o mały włos nie zahaczając czołem o jedną z nisko zawieszonych krokwi.
- Przepraszam! – Zawołał za nią.
- Nic się nie stało – odpowiedziała szybko Helga, ale Gryffindor zauważył, że dziewczyna wciąż jest bardzo na niego zdenerwowana.
Otworzyła drzwi, wepchnęła go do środka i prędko zniknęła za zakrętem korytarza.

~*~


Mam nadzieję, że się podobało. Muszę się spieszyć, bo mama już się krztusi nade mną. Ten szablon nie jest najlepszy, ze względu na okropną czcionkę, ale chciałam jakoś zrobić ten „ślubny” nastrój. Szablon oczywiście przystosowany do przeglądarki Opera, bo tylko ta mi działa. Wybaczcie, że tydzień temu nie pisałam, ale mam hasło na komputerze i nie było rodziców ostatnio, więc nie miał kto go wpisać xD Dedykacja dla Clumsy :* 

niedziela, 6 września 2009

6. Koszmarne zaręczyny

Szedł szybko ciemnym korytarzem, a jego kroki dudniły tak, ich echo wydawało się być równym marszem żołnierzy ruszających w bój. W oddali widział światełko. Ale nie umierał, wiedział to. Doszedł do końca tunelu i zobaczył uchylone drzwi. Pchnął je, ale nie wszedł od razu do środka, tylko zerknął przez szparę do komnaty, trzymając twarz przytuloną do drewnianej framugi. Znajdował się w dziwnym pomieszczeniu przypominającym kościół. Tak, to z pewnością był kościół. Było w nim pełno gości ubranych w odświętne stroje, pod ołtarzem stał ksiądz, a obok niego panna młoda. Miała na sobie złotą szatę, a na twarz przysłaniała jej długa, śnieżnobiała woalka. Głowa kobiety przyozdobiona była sznurami pereł i ogromnym, złotym diademem, który musiała dostać od matki na tę wspaniałą uroczystość. Godryk bezmyślnie podszedł do kobiety, tak, jak mu podpowiadał jakiś wewnętrzny głos i odsłonił welon.
- Pocałuj swoją żonę, ukochany – powiedziała Greta.
Była niebezpiecznie piękna i starsza, kusiła go swymi wdziękami, a on w momencie poczuł się jak dzieciak. Sparaliżował go strach, podczas gdy kobieta zarzuciła mu ręce na szyję i zbliżyła się do niego. Jej usta były już bardzo blisko. Twarz Godryka wykrzywił grymas przerażenia. Zawsze zachowywał zimną krew, kiedy polował, ale gdy zobaczył, że dzieli go z Gretą zaledwie centymetr…

Godryk obudził się z krzykiem i usiadł gwałtownie na łóżku. Oblany był potem, a cała pościel była mokra. Zupełnie tak, jakby przyśnił mu się koszmar o jakimś przegranym pojedynku z Czarnym Rycerzem. Ale nie, to było o wiele gorsze. Pierwszy raz poczuł tak straszliwą bezradność, że nawet teraz, kiedy już nie spał, ze wstydu piekły go policzki. Nie tak powinien zachować się prawdziwy mężczyzna.
Jego brat, z którym dzielił pokój, tarzał się ze śmiechu po łóżku, z którego po chwili spadł z głośnym hukiem na podłogę.
- Słucham twoich jęków już od kwadransa – wydyszał, kiedy już się uspokoił.
- Nie mogłeś mnie obudzić? – Zapytał z wyrzutem Godryk.
- Mogłem, ale to było takie zabawne… - Henryk podniósł się z podłogi i wdrapał się z powrotem na wypchany słomą materac.
- Ty szydzisz, a mnie śnił się koszmar o Grecie – mruknął starszy brat i przetarł pięściami oczy. – To najstraszniejszy koszmar, jaki kiedykolwiek miałem i jaki będę kiedykolwiek miał.
- Kiedy już pojmiesz ją za żonę, będzie cię nawiedzać nie tylko nocami, ale i każdego dnia do końca twego nędznego życia, bracie.
Henryk znów dostał ataku niekontrolowanego śmiechu. Godryk tylko pokręcił głową i wstał z łóżka. Nie mógł już zasnąć, był zbyt roztrzęsiony. Doskonale wiedział, że zaręczyny są już na dniach i nic nie mógł na to poradzić. Tak, jak rzekł mu Henryk: spędzi resztę życia u boku wiecznie narzekającej, irytującej kobiecie, którą będzie musiał zdradzać, lecz nie odejdzie, ponieważ na zawsze połączy ich święty węzeł małżeński. Nie widział już przed sobą żadnych perspektyw.

Kiedy zszedł na śniadanie, matka i ojciec byli już na nogach. Rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami, choć gdy tylko usłyszeli kroki, natychmiast umilkli z nienaturalnymi uśmiechami zastygłymi na twarzach.
- Dobrze, że już wstałeś – pani Gryffindor wstała i zaczęła się krzątać przy kuchennych meblach, by podać synowi śniadanie. – Chcielibyśmy z tobą porozmawiać.
Godryk mruknął pod nosem coś niezrozumiałego i zaczął jeść.
- Minęło już dość dużo czasu od tej sprawy – powiedziała Helena, zerkając co chwilę nerwowo na męża. – No wiesz, synu. Z Gretą. Ona uważa, że powinieneś uczynić jakieś kroki…
- Jakieś kroki? – Powtórzył niepewnie Godryk, podnosząc miedziany kufel wypełniony piwem do ust. – Czyli jakie?
- Powinieneś poprosić o jej rękę.
Godryk wciągnął połowę zawartości kufla nosem i zakrztusił się. Kaszlał przez kilka dobrych minut, ponieważ gorzkie piwo wciąż piekło go niemiłosiernie w gardle. Kiedy już się uspokoił, jego twarz była bardzo czerwona, nie tyle z wysiłku, który włożył w usunięcie całego płynu z płuc, co ze złości.
- C-co? – Wyjąkał. – Nigdy, przenigdy nie ożenię się z Gretą! Ja chcę być rycerzem… A ona cały czas chce, żebym brał ją ze sobą na polowania. Stanowczo odmawiam.
Skrzyżował ręce na piersiach, jak małe, uparte dziecko. Mina też nie świadczyła o jego dorosłości, jednak sam młodzieniec nie miał pojęcia, jak odwieść swoich rodziców od tego poronionego pomysłu. Jednak ich twarze nie świadczyły o tym, że syn przekonał ich do swoich racji. Patrzyli na niego z niekłamanym smutkiem. Nie chcieli unieszczęśliwiać Godryka, jednak nie mogli też złamać danego ojcu Grety słowa. I tak już odciągali mariaż zbyt długo.
- Ale już wszystko ustalone – odpowiedział Matt Gryffindor. – Pójdziesz dzisiaj do Grety i poprosisz ją o rękę. Jeśli chcesz być rycerzem, musisz brać pod uwagę przede wszystkim dobro innych. A jeśli nie zawrzecie tego małżeństwa, to będzie nasz koniec. Pius McCower ma znajomości, złoto…
Godryk westchnął. Pomyślał, że łapią go za słowa. I zmuszają do czegoś, co było niezgodne z Bożymi naukami. W tej chwili nie było ważne złoto ani wpływy swoich przyszłych teściów, ponieważ wiedział, że za ten luksus przyjdzie mu zapłacić najwyższą cenę, jaką było jego własne szczęście. Jednak dobrze znał swego ojca i wiedział, że nie zmieni on decyzji, choćby błagał o zlitowanie.
- Z tego wynikną same złe rzeczy – stwierdził, robiąc minę całkowicie przegranego. – Ale dobrze. Najwyżej pojadę na jakąś niebezpieczną wyprawę i zginę od łapy niedźwiedzia… Miejmy nadzieję, że nie dożyję ślubu.
Ojciec popatrzył na niego surowo i wyciągnął z kieszeni złoty pierścionek z dużym, czerwonym rubinem. Pierścień przewiązany był białą wstążką. Domyślał się, że Godryk żartował, choć doskonale go znał. Był jego nieodrodnym synem, który właśnie po nim odziedziczył charakter i zaciętość.
- Zostaliśmy zaproszeni na kolację u państwa McCower – rzekł. – Po deserze weźmiesz Gretę do ogrodu, powiesz jej coś miłego i oświadczysz się jej. To tylko romantyczna formalność, ponieważ jej ojciec od dawna traktuje cię jak swego zięcia.
- Mam nadzieję, że się nie zgodzi – mruknął.
Pan Gryffindor puścił mimo uszu tą uwagę i ciągnął dalej:
- To jest naprawdę ważne, więc nie zawiedź nas. Chyba że chcesz resztę życia spędzić bez honoru w tym starym, rozpadającym się dworku na utrzymaniu swych starzejących się rodziców.
Godryk westchnął. To był ostateczny argument, z którym nie mógł się już sprzeczać. I, choć wiedział, że ojciec bardzo przekoloryzował jego losy, odpowiedział zrezygnowanym tonem:
- Zrobię tak, jak sobie życzycie.

*

Do kolacji z McCowerami cała rodzina Gryffindorów przygotowała się bardzo starannie. Godryk cieszył się każdą chwilą swojego spokojnego i normalnego życia, bo już za niecałe trzy godziny zamienić się miało w piekło. Czekał na to spotkanie jak na ścięcie, zaczął się nawet zastanawiać, czy lepszym pomysłem nie byłaby ucieczka, jednak jego honor chyba by tego nie zniósł. Brzydził się wszystkim, co było przeciwieństwem cnoty, a tchórzostwem najbardziej.

Pani McCower powitała ich wylewnie, jakby rozmowa dotycząca Godryka i Grety wcale nie miała miejsca. Od tego zdarzenia minęło wszak już całkiem sporo czasu, jednak wszyscy doskonale wiedzieli, że państwo McCower są niesamowicie pamiętliwi. Pani domu posadziła młodego Gryffindora obok swojej córki i podała kolację. Godryk czuł się bardzo nieswojo. Czuł na sobie rozognione spojrzenie Grety oraz wzrok świdrujących oczu jej ojca, który oczekiwał, że jego przyszły zięć oświadczy się córce w tej chwili. Młodzieniec jednak za wszelką cenę chciał uniknąć spojrzenia przyszłej żony. Widział ją kątem oka. Ona też bardzo starannie przygotowała się do tej kolacji. Złote loki miała ułożone w wytworną fryzurę, wyszywana złotą nicią czerwona suknia przyciągała do jej właścicielki wzrok. Na szyi miała sznur pereł, który wciskał się łagodnie w rowek pełnych, choć jeszcze nie do końca rozkwitniętych, odsłoniętych bezwstydnie piersi. Ich właścicielka uśmiechała się promiennie, za wszelką cenę chcąc ściągnąć na siebie spojrzenie Godryka. Jednak ten nie zerknął na nią ani razu, kiedy niby przypadkiem musnęła swoją ręką jego dłoń.

Gdy pani McCower zabrała talerze po deserze i nalała dorosłym wina, a najmłodsi dostali mleka w szklanych kubeczkach, Godryk zerknął na swojego ojca. Ten dał mu znak spojrzeniem, żeby się nie ociągał i działał według planu. Wszyscy doskonale go znali i teraz wpatrywali się oczekująco w młodzieńca, który zgarbił się nienaturalnie pod ciężarem ich naglących spojrzeń.  
- Możesz na chwilę ze mną wyjść, Greto? – Zapytał młody Gryffindor, po raz pierwszy tego wieczora patrząc prosto w oczy swojej przymuszonej wybrance.
Ona uśmiechnęła się jeszcze szerzej, ukazując rządek białych zębów. Nie odpowiedziała, tylko wyszła za Godrykiem na taras, cała drżąc z podniecenia. Ten poprowadził ją wzdłuż alejki.
- Pięknie wyglądasz – powiedział.
Greta zarumieniła się skromnie, jednak dobrze wiedziała, że podoba się mężczyzną. Uwielbiała, kiedy wodzili wzrokiem za jej młodym, choć kusząco poruszającym się ciałem. Często dla zabawy uwodziła ich, nie dbając o to, co mówią o niej mieszkańcy miasteczka oraz ksiądz. Miała jedynie twarz anioła, w duszy zaś była wyrafinowaną, dorosłą kobietą, która tylko czekała, aż biedny, przymuszony do małżeństwa Godryk wpadnie w jej sidła. Podobał się jej niesamowicie i taki miała kaprys, aby to właśnie on ją poślubił. Zawsze dostawała to, czego chciała. Wystarczył jej cichy szloch, aby ojciec uczynił wszystko, co w swej mocy, aby uchylić córce nieba.
- Dziękuję.
Godryk zatrzymał ją, wyciągnął z kieszeni pierścionek i uklęknął przed dziewczyną.
- Czy… czy zostaniesz moją żoną? – Zapytał.
Te słowa z trudem przeszły mu przez gardło i chyba nadal po części w nim tkwiły, bo czuł w przełyku wielką, twardą gulę. Nadal miał przed oczami scenę ze swojego snu i Gretę ubraną w złotą, wykwintną, całkowicie niemodną i groteskową szatę.  
- Oczywiście! – Zawołała, a kiedy Godryk wcisnął jej na palec złoty pierścionek, rzuciła mu się na szyję i wpiła się w jego usta z taką gwałtownością, że aż się przestraszył. Trzymał się sztywno i nienaturalnie do czasu, aż dziewczyna wypuściła go ze swych szczupłych, choć bez wątpienia silnych ramion.
Myślałem, że mój pierwszy pocałunek będzie inaczej wyglądać, pomyślał, kiedy wracał z Gretą, uwieszoną u jego ramienia do salonu. Wciąż był w ogromnym szoku. Stwierdził też, że te zaręczyny nie były takie złe w porównaniu do tego, co będzie się działo podczas ślubu i po nim. Był przekonany, że to dopiero początek koszmaru, który zamierzała zafundować mu narzeczona.
Stało się. Oto byli po słowie. Mimo że ślub dopiero był planowany przez podnieconą Gretę i jej surową matkę, zostali przed Bogiem przedstawieni już jako mąż i żona. Nie było ucieczki od tych silnych, zakończonych długimi paznokciami paluszków Grety, które trzymały Godryka mocno przy sobie.

Wszyscy bardzo się radowali, kiedy zobaczyli pierścionek na palcu Grety. Wszyscy oprócz Godryka. Uśmiechał się tylko sztucznie i udawał zadowolonego, choć wiedział, że zgromadzeni tu czarodzieje i czarownice są świadomi jego goryczy, która zalewała mu serce. Poczuł przemożną niechęć do swojej przyszłej żony. Nie była głupia, ale Godryk zraził się do niej jeszcze bardziej, choć tak naprawdę nigdy nie rzekła mu niczego bolesnego ani nie uczyniła nic, co mogłoby uczynić ją w jego oczach odpychającą. Była dla niego zbyt rozpieszczona i dumna. Nagle pomyślał o Heldze Hufflepuff. O wiele bardziej pragnął z nią się ożenić. Była spokojna, pokorna i grzeczna, tych wszystkich cech szukał w dziewczynie. A Greta ich nie miała. Nie wiedział, jak zdoła przeżyć z nią resztę życia.

- Ślub za dwa tygodnie – oświadczyła pani McCower. – Trzeba wiele przygotować.
Godryk nie zgadzał się z nią. Wolał, aby ślub był cichy i spokojny. Wstydził się swojej przyszłej żony oraz tego, z jaką pompą chciała urządzić ich wesele. Nie potrzebował rozgłosu. Ale wyglądało na to, że będzie zupełnie odwrotnie. Mimo że był mężczyzną, nikt nie liczył się z jego zdaniem, co niesamowicie go bolało i złościło, choć tak naprawdę do dorosłości jeszcze trochę mu brakowało. Był jeszcze młodzieńcem, za którego ojciec jeszcze przez jakiś czas będzie podejmował decyzje.

Kiedy przyszedł czas powrotu do domu, Godryk odetchnął z ulgą. Ale zanim jeszcze puścił dom McCowerów, musiał godnie pożegnać swoją narzeczoną, choć tak naprawdę nie chciał już na nią patrzeć. Zmusił się jedynie do nieznacznego pokłonu i mruknięcia:
- Do widzenia.
Ucałował dłoń Rachel McCower i już miał wyjść, ale Greta przytrzymała go za rękę i złożyła na jego policzku soczysty pocałunek. Kiedy szedł drogą obok swojego ojca, czuł, że skóra piecze go w tym miejscu, gdzie dotknęły go usta dziewczyny.
Jak się domyślał, przygotowania do ślubu szły pełną parą. Już następnego dnia przybył do dworku Gryffindorów krawiec, który własnoręcznie sporządził dla przyszłego pana młodego szatę ślubną z miękkiej, kremowej tkaniny.  Godryk czuł się naprawdę głupio, kiedy stał na drewnianym, okrągłym stołeczku, a mugol biegał dookoła niego, co chwilę odmierzając coś wąską, błyszczącą tasiemką. Igła biegała w jego dłoniach tak zwinnie, jakby starzec miał co najmniej dwadzieścia lat. Z początku to zjawisko bardzo Gryffindora zaabsorbowało, jednak stanie godzinami w jednej pozycji zaczęło go nużyć, a niestety nie było w komnacie nikogo, kto zabawiłby go rozmową. Wszyscy rzucili się w wir przygotowań, ponieważ wesele pierworodnego syna Gryffindorów było nie lada wydarzeniem.

        W tej samej chwili Greta wraz z matką wybierały materiał na swoje weselne szaty. Kupiec, którego zwerbował jej ojciec właśnie przywiózł całą masę materiałów, drogich kamieni, koronek i pereł, aby kobiety mogły stworzyć najpiękniejsze kreacje, jakie widział świat. To miał być dla młodziutkiej narzeczonej niezapomniany i najcudowniejszy dzień w życiu.
         - Tak się cieszę! Już myślałam, że ojciec będzie musiał go siłą ciągnąć do ołtarza, ale chłopak w końcu poszedł po rozum do głowy – zwróciła się do swej córki Rachel McCower.
         - Nie mógł mi się opierać wiecznie – powiedziała Greta, gładząc palcami delikatne perły, którymi bezwiednie się bawiła.
Krawiec upiął już większość materiałów na pannie McCower i właśnie podziwiał swoje dzieło, drapiąc się po brodzie. Kobiety całkowicie ignorowały jego osobę, pogrążone w pasjonującej rozmowie o zbliżającym się wielkimi krokami ślubie.
         - Pani wybaczy – odezwał się. – Ale jeśli miałbym czas do końca tego tygodnia, to szata byłaby bardziej dopracowana.
         - Ależ ona musi być dopracowana – pani McCower spojrzała na krawca z lodowatą obojętnością. – I musi ją pan skończyć na jutro.

~*~

Wybaczycie, że końcówka taka nijaka? I oto pierwszy tydzień szkoły się zakończył. Jutro już poniedziałek, dwie matematyki z samego rana… postaram się za tydzień coś lepiej napisać, bo dziś mam jeszcze mnóstwo nauki i nic więcej nie wyskrobię. Dedykacja dla Kicysławy :*

PS: Mam nadzieję, że szablon się podoba xD