Obudziła się ze strasznym bólem głowy i suchością w gardle. Za dużo wypiła. Na początku, kiedy tylko otworzyła oczy, obraz by zamazany, ale po kilku minutach się wyostrzył. Stwierdziła, że w komnacie, w której się znajdowała, ściany były mroczne i kamienne, a łóżko, w którym leżała, nie było jej łóżkiem. Cofnęła się myślami do poprzedniego wieczora, ale w jej umyśle była to tylko mieszanina nieskładnych, niewyraźnych obrazów. Rozejrzała się dookoła i stwierdziła, że musi znajdować się w lochach. Co więcej – nie miała na sobie żadnych ubrań. Przerażona, wymacała różdżkę i natychmiast machnęła nią w stronę pochodni, które zapłonęły niebieskim, chłodnym blaskiem. Jej strach wzrósł gwałtownie, kiedy tylko spostrzegła u swego boku nagą postać Salazara. Nie miała pojęcia, co robić. Z jednej strony chciała go obudzić, ale z drugiej bała się go dotknąć. Napiętą, sztywną dłonią szturchnęła jego chude, kościste plecy. Slytherin wymamrotał coś niezrozumiałego, po czym przewrócił się na drugi bok. Minęła jakaś minuta, zanim zorientował się, gdzie i z kim się znajduje.
- Co robisz w moim łóżku? – zapytał, przeciągając się.
- My chyba… chyba nie…?
- Ooo, myślałem, że to był tylko sen – mruknął. Był nieco zdezorientowany, od wypitego poprzedniego wieczora wina trochę kręciło mu się w głowie, a w gardle piekło, ale zignorował to. Miał teraz ważniejsze zmartwienia. Pomyślał o Rachel, a w okolicy żołądka poczuł nagły, nieprzyjemny skurcz. Czy gdyby blondynka nie opuściła zamku, aby się przejść, teraz leżałaby obok niego? Czuł do niej coś ważnego, specjalnego i bardzo mu zależało na dobrych relacjach z nią. A tak, zamiast Rachel, miał w łóżku Rowenę. Bał się, że rozpowie, co się między nimi zdarzyło. Nie liczyła się z Lambertem, który był w niej bardzo zakochany. Usiadł, podpierając głowę rękami.
- Wydaje mi się, że podobnie jak i mnie, zależy ci, aby nikt się o tym nie dowiedział – mruknęła, zerkając co chwilę na Salazara, który szybko pokiwał głową.
- Tak. To najlepsze wyjście z tej sytuacji – stwierdził i opadł na poduszki. – Jak to się w ogóle mogło stać? Na sali było mnóstwo innych kobiet, mogłem znaleźć się tutaj z każdą! Ale padło akurat na ciebie. To się nigdy nie może powtórzyć.
- Masz całkowitą rację – odparła Ravenclaw i wstała, aby się móc ubrać. Kiedy wkładała na swoje nagie ciało wspaniałe szaty wyjściowe, Slytherin leżał odwrócony do niej plecami. Nie wiedział, czym to było spowodowane, ale czuł do niej swego rodzaju niechęć. Kiedyś coś do niej czuł, jakiś mały płomyczek sympatii, ba, może nawet zauroczenia, zatlił się na długo w jego sercu, ale szybko zdechł, kiedy tylko Rowena zaczęła traktować go z góry. Czy kiedykolwiek miała do niego szacunek? Od samego początku zachowywała się, jakby był dla niej zaledwie paprochem na czubku buta. Ale zmądrzał i stwierdził, że nie będzie się za nią uganiać. Ravenclaw zabrała wszystkie swoje rzeczy, rzuciła na Slytherina szybkie spojrzenie i czym prędzej opuściła jego komnatę. Przyspieszonym krokiem przeszła przez korytarze w lochach i wyszła na powierzchnię. Kiedy wspinała się po schodach na piętro, marzyła, aby po drodze nie spotkać nikogo. Jej rozczochrane włosy i odświętny strój świadczyły o tym, że spędziła tę noc poza swoją sypialnią. A jeszcze by tego brakowało, aby zaczęła okłamywać swoich przyjaciół.
Na zakręcie, całkiem niedaleko łazienki, usłyszała kroki, które natychmiast rozpoznała. Wesołe, energiczne… Nie miała żadnych wątpliwości, że należały do Godryka. Mimo że wypił poprzedniej nocy mnóstwo alkoholu, był w świetnym humorze. Zero jego negatywnych skutków, ale to była tylko kwestia przyzwyczajenia.
Bądź co bądź, Rowena udała się do swojej sypialni, aby się przebrać w codzienną, czarną szatę czarownicy, a potem udać się do Wielkiej Sali na śniadanie. Nie miała pojęcia, co się stało z gośćmi, salę jednak skrzaty domowe musiały wysprzątać po wczorajszym przyjęciu, ponieważ wszystkie cztery stoły domów powróciły na miejsce, a nigdzie nie było nawet śladu po tym, że odbył się tu jakiś bal. Nie było tu nikogo prócz Rachel, na której widok w żołądku Ravenclaw coś się przewróciło. Sama poczuła się winna, ponieważ wiedziała, że blondynce naprawdę zależy na Salazarze. A ona mogła zepsuć to tlące się słabym płomyczkiem uczucie jedną nocą ze Slytherinem. Nie, ta informacja nigdy nie mogła wyjść na jaw. Nigdy.
Usiadła na swoim krześle, a przed nią na lśniącym złotem talerzu pojawiła się usmażona kiełbaska i jedna bułka z miodem, tak, jak zwykle o tej porze dnia. Ani słowem nie odezwała się do Malfoy, mając przy okazji nadzieję, że ona również tego nie zrobi. Owa wiara jednak okazała się złudna, ponieważ kilka minut później blondynka zakaszlała znacząco i zapytała:
- Gdzie wczoraj zniknął Salazar?
Rowena poczuła, że krew odpływa jej z twarzy. Postanowiła jednak udać zaskoczoną tym pytaniem, więc nie podniosła nawet wzroku, wciąż wpatrując się usilnie w niedokończoną, zimną kiełbaskę. Podłubała widelcem w stygnącym jajku i odpowiedziała cicho:
- Skąd mam wiedzieć? Nie szukałaś go w jego pokoju? Poszłam spać, bo źle się poczułam. Za dużo wina.
Zerknęła na dziewczynę z gorącą nadzieją, że jej uwierzyła. Rachel wypiła resztę herbaty i usiadła nieco wygodniej. Mimo że jej talerz był już całkowicie opróżniony, nie zamierzała odejść od stołu. Bardzo chciała porozmawiać z Roweną, być może nawet zaprzyjaźnić się. Bezsensownie dała się wciągnąć w tę głupią rywalizację… nawet nie wiadomo, o co.
- No tak, nie pomyślałam o tym. Powiem szczerze, że sypialnia to chyba ostatnie miejsce, gdzie Salazar mógłby się ukryć podczas przyjęcia. To snobistyczny arystokrata, nigdy nie przepuściłby okazji, aby udać się na jakiś bal, aby obserwować, jak bawią się inni i jakich idiotów z siebie robią – odparła z cichym, ledwo słyszalnym śmiechem. Ravenclaw poczuła gwałtowny uścisk wyrzutów sumienia. Była zbyt miękka i słaba, aby dobrze kłamać.
- A ty jak się wczoraj bawiłaś? – spytała, rozpaczliwie usiłując zmienić temat.
- Było trochę zbyt wystawnie, nie przywykłam do takich przyjęć – stwierdziła Malfoy. – Zazwyczaj przesiadywałam w mugolskich knajpkach, z dala od elity, aby nie zwrócić na siebie uwagi. Udawanie, że nie jest się czarodziejem nie jest wcale takie proste, jak się wszystkim wydaje. Wiesz, udałam się na wieczorną przechadzkę. Niby wszystko było w porządku, ale zobaczyłam jakąś postać niedaleko lasu. Myślałam, że to któryś z gości postanowił wrócić wcześniej do domu, ale Helga powiedziała mi, że wszyscy pozostali tutaj na noc.
- To był mężczyzna czy kobieta?
- Nie wiem. Ale chyba kobieta, miała raczej delikatną sylwetkę. Odeszła w stronę lasu, było ciemno, więc nie widziałam, co się z nią stało – odparła, bezwiednie bawiąc się widelcem. – No, ale zostawmy to. Najwidoczniej nie była groźna. A co myślisz… o, Salazar!
Pomachała ręką w stronę drzwi, które otworzyły się, a w nich stanął Slytherin. Rowena nie chciała z nim spędzać zbyt wiele czasu, przynajmniej dopóki cała sprawa nie zestarzeje się nieco. Na świeżo bała się, że przypadkiem coś jej albo Salazarowi się wymknie i katastrofa gotowa.
Wężousty podszedł do stołu, nie zwracając najmniejszej uwagi na Ravenclaw, opadł na krzesło obok Rachel i zrobił coś, czego nie robił jeszcze nigdy, jeśli w pobliżu znajdowały się osoby trzecie. Objął blondynkę i pocałował ją w usta. Ona, mile tym zaskoczona, poddała się tej małej namiętności. Po kilku sekundach Salazar odsunął się, wciąż z tymi radosnymi iskierkami w oczach, które zazwyczaj nie miały w nich miejsca.
- Gdzie się wczoraj udałeś? Tak szybko zniknąłeś… – zapytała Malfoy, przyglądając mu się uważnie.
- To przyjęcie było znacznie poniżej moich standardów. Nie zamierzałem zanosić pijanego Godryka do jego komnaty, a już tym bardziej kłaść w łożu. Miałem ciekawsze zajęcia – odparł i pogładził powoli jej policzek. Rowena przyglądała się temu z bardzo zmieszaną miną. Bardzo cierpiała, będąc w jednym pomieszczeniu z Salazarem, który najwidoczniej robił wszystko, aby sprawić jej przykrość.
Resztę dnia spędziła w swojej komnacie, przeglądając oprawione w skórę księgi zaklęć i ćwicząc je. Nie chciała nikogo widzieć, musiała uporać się z trawiącymi jej spokój wyrzutami sumienia. Czuła się fatalnie na myśl, że stała pomiędzy szczęściem Rachel i Slytherina. Była między nimi jak piąte koło u wozu. Nie chciała mącić, dlatego najłatwiejszym i najskuteczniejszym rozwiązaniem było usunąć się w cień.
Pod wieczór, kiedy czas kolacji już dawno minął, ktoś zapukał do jej drzwi. Ravenclaw, przerażona, że to może Salazar ma do niej jakąś sprawę albo, co gorsza, Rachel o wszystkim się dowiedziała, zerwała się z łóżka i podbiegła do drzwi, aby zerknąć przez dziurkę od klucza. Zobaczyła znajomą, obszytą futrem pelerynę, więc z ulgą wpuściła jego właściciela do środka. Lambert wyglądał na nieco poruszonego. Rowena pomyślała, że Salazar musiał mu coś wspomnieć o ich wspólnie spędzonej nocy, ale nie. Podszedł do niej i od razu musnął ustami jej policzek.
- Jestem bardzo zdenerwowany, więc zrobię to szybko – powiedział z kamienną twarzą. – Już od dawna chciałem cię o to zapytać, ale nie miałem śmiałości. A teraz, kiedy Helga i Berengar są już małżeństwem, jestem gotów. Zostaniesz moją żoną?
Rowena zamrugała. Nie miała pojęcia, że sprawy potoczą się tak szybko. Ale jakie miała inne wyjście? Musiała wyjść za Lamberta, aby móc w końcu przestać czuć się winna. Przywołała na twarz uśmiech i przytuliła się do blondyna.
- Oczywiście.
On natychmiast chwycił ją z tyłu za włosy i pocałował ją. Postanowiła poddać się temu, co zamierzał zrobić, aby nie wzbudzić w nim żadnych wątpliwości i podejrzeń. Chłopak rzucił ją na łóżko i zrzucił z ramion obszytą wilczym futrem pelerynę.
*
Od tamtego zdarzenia minęły już cztery miesiące. Cztery długie miesiące, ale zleciały Rowenie, jak kilka dni. Nowi uczniowie nie byli już tak wystraszeni, jak ci, którzy przybyli rok wcześniej i z jeszcze większą chęcią przyswajali nowo nabytą wiedzę. Godryk był nimi wprost zachwycony, a nawet Salazar wyraził swoją aprobatę.
Rowena właśnie przygotowywała się do lekcji, kiedy poczuła, że zjedzone niedawno śniadanie szybko cię cofa. Ledwo dobiegła do łazienki i upadła przed klozetową muszlą, zwymiotowała. Trwało to krótko i skończyło się tak gwałtownie, jak się zaczęło. Już od kilkunastu dni czuła się podle, zwłaszcza o takich porach oraz nocami. Bolała ją głowa, a ona sama chodziła z taką miną, jakby ciągle miała gorączkę. Powoli domyślała się, czego były to objawy, ale wciąż się oszukiwała, że po prostu czymś się zatruła. Nie mogła czekać. Musiała pójść do Deborah’y się poradzić, co też niezwłocznie zrobiła.
Na twarzy staruszki rozlał się promienny uśmiech.
- Kochanie, jesteś w ciąży – poinformowała ją. – Jestem tego całkowicie pewna.
Rowena przełknęła ślinę. Już wiedziała, czyje to było dziecko. Czuła się, jakby właśnie dostała wyrok śmierci. Nie było to przez nikogo potwierdzone, ale po prostu czuła, że ojcem zostanie…
~*~
No dobra, nie oszukujmy się, wszyscy wiemy, że ojcem zostanie Salazar. Ale chciałam , żeby końcówka zabrzmiała dramatycznie xD Właśnie wróciłam ze zdjęć w Krośnie, jestem padnięta, ale głównie dlatego, że oglądałam wczoraj „H2O wystarczy kropla” do pierwszej w nocy. Haha, możecie się śmiać, ale ja lubię się na wieczór odmóżdżyć. Dedykacja dla Kady113 :*
Zapraszam serdecznie na mojego nowego bloga: Kochanek Muz, gdzie pojawił się post powitalny. Wiem, jestem straszną kretynką, ale na Czwórce zostało jeszcze ze trzy, cztery rozdziały do opublikowania i epilog.
- Co robisz w moim łóżku? – zapytał, przeciągając się.
- My chyba… chyba nie…?
- Ooo, myślałem, że to był tylko sen – mruknął. Był nieco zdezorientowany, od wypitego poprzedniego wieczora wina trochę kręciło mu się w głowie, a w gardle piekło, ale zignorował to. Miał teraz ważniejsze zmartwienia. Pomyślał o Rachel, a w okolicy żołądka poczuł nagły, nieprzyjemny skurcz. Czy gdyby blondynka nie opuściła zamku, aby się przejść, teraz leżałaby obok niego? Czuł do niej coś ważnego, specjalnego i bardzo mu zależało na dobrych relacjach z nią. A tak, zamiast Rachel, miał w łóżku Rowenę. Bał się, że rozpowie, co się między nimi zdarzyło. Nie liczyła się z Lambertem, który był w niej bardzo zakochany. Usiadł, podpierając głowę rękami.
- Wydaje mi się, że podobnie jak i mnie, zależy ci, aby nikt się o tym nie dowiedział – mruknęła, zerkając co chwilę na Salazara, który szybko pokiwał głową.
- Tak. To najlepsze wyjście z tej sytuacji – stwierdził i opadł na poduszki. – Jak to się w ogóle mogło stać? Na sali było mnóstwo innych kobiet, mogłem znaleźć się tutaj z każdą! Ale padło akurat na ciebie. To się nigdy nie może powtórzyć.
- Masz całkowitą rację – odparła Ravenclaw i wstała, aby się móc ubrać. Kiedy wkładała na swoje nagie ciało wspaniałe szaty wyjściowe, Slytherin leżał odwrócony do niej plecami. Nie wiedział, czym to było spowodowane, ale czuł do niej swego rodzaju niechęć. Kiedyś coś do niej czuł, jakiś mały płomyczek sympatii, ba, może nawet zauroczenia, zatlił się na długo w jego sercu, ale szybko zdechł, kiedy tylko Rowena zaczęła traktować go z góry. Czy kiedykolwiek miała do niego szacunek? Od samego początku zachowywała się, jakby był dla niej zaledwie paprochem na czubku buta. Ale zmądrzał i stwierdził, że nie będzie się za nią uganiać. Ravenclaw zabrała wszystkie swoje rzeczy, rzuciła na Slytherina szybkie spojrzenie i czym prędzej opuściła jego komnatę. Przyspieszonym krokiem przeszła przez korytarze w lochach i wyszła na powierzchnię. Kiedy wspinała się po schodach na piętro, marzyła, aby po drodze nie spotkać nikogo. Jej rozczochrane włosy i odświętny strój świadczyły o tym, że spędziła tę noc poza swoją sypialnią. A jeszcze by tego brakowało, aby zaczęła okłamywać swoich przyjaciół.
Na zakręcie, całkiem niedaleko łazienki, usłyszała kroki, które natychmiast rozpoznała. Wesołe, energiczne… Nie miała żadnych wątpliwości, że należały do Godryka. Mimo że wypił poprzedniej nocy mnóstwo alkoholu, był w świetnym humorze. Zero jego negatywnych skutków, ale to była tylko kwestia przyzwyczajenia.
Bądź co bądź, Rowena udała się do swojej sypialni, aby się przebrać w codzienną, czarną szatę czarownicy, a potem udać się do Wielkiej Sali na śniadanie. Nie miała pojęcia, co się stało z gośćmi, salę jednak skrzaty domowe musiały wysprzątać po wczorajszym przyjęciu, ponieważ wszystkie cztery stoły domów powróciły na miejsce, a nigdzie nie było nawet śladu po tym, że odbył się tu jakiś bal. Nie było tu nikogo prócz Rachel, na której widok w żołądku Ravenclaw coś się przewróciło. Sama poczuła się winna, ponieważ wiedziała, że blondynce naprawdę zależy na Salazarze. A ona mogła zepsuć to tlące się słabym płomyczkiem uczucie jedną nocą ze Slytherinem. Nie, ta informacja nigdy nie mogła wyjść na jaw. Nigdy.
Usiadła na swoim krześle, a przed nią na lśniącym złotem talerzu pojawiła się usmażona kiełbaska i jedna bułka z miodem, tak, jak zwykle o tej porze dnia. Ani słowem nie odezwała się do Malfoy, mając przy okazji nadzieję, że ona również tego nie zrobi. Owa wiara jednak okazała się złudna, ponieważ kilka minut później blondynka zakaszlała znacząco i zapytała:
- Gdzie wczoraj zniknął Salazar?
Rowena poczuła, że krew odpływa jej z twarzy. Postanowiła jednak udać zaskoczoną tym pytaniem, więc nie podniosła nawet wzroku, wciąż wpatrując się usilnie w niedokończoną, zimną kiełbaskę. Podłubała widelcem w stygnącym jajku i odpowiedziała cicho:
- Skąd mam wiedzieć? Nie szukałaś go w jego pokoju? Poszłam spać, bo źle się poczułam. Za dużo wina.
Zerknęła na dziewczynę z gorącą nadzieją, że jej uwierzyła. Rachel wypiła resztę herbaty i usiadła nieco wygodniej. Mimo że jej talerz był już całkowicie opróżniony, nie zamierzała odejść od stołu. Bardzo chciała porozmawiać z Roweną, być może nawet zaprzyjaźnić się. Bezsensownie dała się wciągnąć w tę głupią rywalizację… nawet nie wiadomo, o co.
- No tak, nie pomyślałam o tym. Powiem szczerze, że sypialnia to chyba ostatnie miejsce, gdzie Salazar mógłby się ukryć podczas przyjęcia. To snobistyczny arystokrata, nigdy nie przepuściłby okazji, aby udać się na jakiś bal, aby obserwować, jak bawią się inni i jakich idiotów z siebie robią – odparła z cichym, ledwo słyszalnym śmiechem. Ravenclaw poczuła gwałtowny uścisk wyrzutów sumienia. Była zbyt miękka i słaba, aby dobrze kłamać.
- A ty jak się wczoraj bawiłaś? – spytała, rozpaczliwie usiłując zmienić temat.
- Było trochę zbyt wystawnie, nie przywykłam do takich przyjęć – stwierdziła Malfoy. – Zazwyczaj przesiadywałam w mugolskich knajpkach, z dala od elity, aby nie zwrócić na siebie uwagi. Udawanie, że nie jest się czarodziejem nie jest wcale takie proste, jak się wszystkim wydaje. Wiesz, udałam się na wieczorną przechadzkę. Niby wszystko było w porządku, ale zobaczyłam jakąś postać niedaleko lasu. Myślałam, że to któryś z gości postanowił wrócić wcześniej do domu, ale Helga powiedziała mi, że wszyscy pozostali tutaj na noc.
- To był mężczyzna czy kobieta?
- Nie wiem. Ale chyba kobieta, miała raczej delikatną sylwetkę. Odeszła w stronę lasu, było ciemno, więc nie widziałam, co się z nią stało – odparła, bezwiednie bawiąc się widelcem. – No, ale zostawmy to. Najwidoczniej nie była groźna. A co myślisz… o, Salazar!
Pomachała ręką w stronę drzwi, które otworzyły się, a w nich stanął Slytherin. Rowena nie chciała z nim spędzać zbyt wiele czasu, przynajmniej dopóki cała sprawa nie zestarzeje się nieco. Na świeżo bała się, że przypadkiem coś jej albo Salazarowi się wymknie i katastrofa gotowa.
Wężousty podszedł do stołu, nie zwracając najmniejszej uwagi na Ravenclaw, opadł na krzesło obok Rachel i zrobił coś, czego nie robił jeszcze nigdy, jeśli w pobliżu znajdowały się osoby trzecie. Objął blondynkę i pocałował ją w usta. Ona, mile tym zaskoczona, poddała się tej małej namiętności. Po kilku sekundach Salazar odsunął się, wciąż z tymi radosnymi iskierkami w oczach, które zazwyczaj nie miały w nich miejsca.
- Gdzie się wczoraj udałeś? Tak szybko zniknąłeś… – zapytała Malfoy, przyglądając mu się uważnie.
- To przyjęcie było znacznie poniżej moich standardów. Nie zamierzałem zanosić pijanego Godryka do jego komnaty, a już tym bardziej kłaść w łożu. Miałem ciekawsze zajęcia – odparł i pogładził powoli jej policzek. Rowena przyglądała się temu z bardzo zmieszaną miną. Bardzo cierpiała, będąc w jednym pomieszczeniu z Salazarem, który najwidoczniej robił wszystko, aby sprawić jej przykrość.
Resztę dnia spędziła w swojej komnacie, przeglądając oprawione w skórę księgi zaklęć i ćwicząc je. Nie chciała nikogo widzieć, musiała uporać się z trawiącymi jej spokój wyrzutami sumienia. Czuła się fatalnie na myśl, że stała pomiędzy szczęściem Rachel i Slytherina. Była między nimi jak piąte koło u wozu. Nie chciała mącić, dlatego najłatwiejszym i najskuteczniejszym rozwiązaniem było usunąć się w cień.
Pod wieczór, kiedy czas kolacji już dawno minął, ktoś zapukał do jej drzwi. Ravenclaw, przerażona, że to może Salazar ma do niej jakąś sprawę albo, co gorsza, Rachel o wszystkim się dowiedziała, zerwała się z łóżka i podbiegła do drzwi, aby zerknąć przez dziurkę od klucza. Zobaczyła znajomą, obszytą futrem pelerynę, więc z ulgą wpuściła jego właściciela do środka. Lambert wyglądał na nieco poruszonego. Rowena pomyślała, że Salazar musiał mu coś wspomnieć o ich wspólnie spędzonej nocy, ale nie. Podszedł do niej i od razu musnął ustami jej policzek.
- Jestem bardzo zdenerwowany, więc zrobię to szybko – powiedział z kamienną twarzą. – Już od dawna chciałem cię o to zapytać, ale nie miałem śmiałości. A teraz, kiedy Helga i Berengar są już małżeństwem, jestem gotów. Zostaniesz moją żoną?
Rowena zamrugała. Nie miała pojęcia, że sprawy potoczą się tak szybko. Ale jakie miała inne wyjście? Musiała wyjść za Lamberta, aby móc w końcu przestać czuć się winna. Przywołała na twarz uśmiech i przytuliła się do blondyna.
- Oczywiście.
On natychmiast chwycił ją z tyłu za włosy i pocałował ją. Postanowiła poddać się temu, co zamierzał zrobić, aby nie wzbudzić w nim żadnych wątpliwości i podejrzeń. Chłopak rzucił ją na łóżko i zrzucił z ramion obszytą wilczym futrem pelerynę.
*
Od tamtego zdarzenia minęły już cztery miesiące. Cztery długie miesiące, ale zleciały Rowenie, jak kilka dni. Nowi uczniowie nie byli już tak wystraszeni, jak ci, którzy przybyli rok wcześniej i z jeszcze większą chęcią przyswajali nowo nabytą wiedzę. Godryk był nimi wprost zachwycony, a nawet Salazar wyraził swoją aprobatę.
Rowena właśnie przygotowywała się do lekcji, kiedy poczuła, że zjedzone niedawno śniadanie szybko cię cofa. Ledwo dobiegła do łazienki i upadła przed klozetową muszlą, zwymiotowała. Trwało to krótko i skończyło się tak gwałtownie, jak się zaczęło. Już od kilkunastu dni czuła się podle, zwłaszcza o takich porach oraz nocami. Bolała ją głowa, a ona sama chodziła z taką miną, jakby ciągle miała gorączkę. Powoli domyślała się, czego były to objawy, ale wciąż się oszukiwała, że po prostu czymś się zatruła. Nie mogła czekać. Musiała pójść do Deborah’y się poradzić, co też niezwłocznie zrobiła.
Na twarzy staruszki rozlał się promienny uśmiech.
- Kochanie, jesteś w ciąży – poinformowała ją. – Jestem tego całkowicie pewna.
Rowena przełknęła ślinę. Już wiedziała, czyje to było dziecko. Czuła się, jakby właśnie dostała wyrok śmierci. Nie było to przez nikogo potwierdzone, ale po prostu czuła, że ojcem zostanie…
~*~
No dobra, nie oszukujmy się, wszyscy wiemy, że ojcem zostanie Salazar. Ale chciałam , żeby końcówka zabrzmiała dramatycznie xD Właśnie wróciłam ze zdjęć w Krośnie, jestem padnięta, ale głównie dlatego, że oglądałam wczoraj „H2O wystarczy kropla” do pierwszej w nocy. Haha, możecie się śmiać, ale ja lubię się na wieczór odmóżdżyć. Dedykacja dla Kady113 :*
Zapraszam serdecznie na mojego nowego bloga: Kochanek Muz, gdzie pojawił się post powitalny. Wiem, jestem straszną kretynką, ale na Czwórce zostało jeszcze ze trzy, cztery rozdziały do opublikowania i epilog.
Rowena chyba długo utrzyma w tajemnicy to co się stało,bo ją Rachel udusi jakby się dowiedziała…………..Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń~Olka
Hahaha, żeby tylko udusiła… xD
UsuńNIENAWIDZĘ CIĘ.
OdpowiedzUsuń~Nelrinel
Oj, wiem, wiem, ale nie są pocieszające te ponure myśli Roweny? Ona się czuje jak piąte koło u wozu!
UsuńNie, nie musi tak myśleć. ONA JEST PIĄTYM KOŁEM. Niech wypieprza. To dziecko Lamberta.
Usuń~Nelrinel
Hahaha, a co Ty na to, żeby się Salazar wyniósł? xD Dobra, jesteś za tym, aby się Rachel dowiedziała, że spał z Roweną? OOO, sondę zrobię xD
UsuńWow:]Nie sądziłam,że tak się to potoczy.Ciekawa jestem jak to będzie dalej wyglądać.Czy Rowena powie Salazarowi,że zostanie ojcem?Czekam!:D
OdpowiedzUsuń~Czarownica
Hahaha, jemu to raczej na pewno xD
UsuńHoho, długo nie zaglądałam na tego bloga.Myślałam, że go opuściłaś, a tu proszę weszłam i widzę 2 nowe extra notki ey.. nie rób tego , żeby Salazar się wynosił ;ppjestem ciekawa jak zaareguje na to Salazar, że będzie ojcem ?czekam na nexta :P
OdpowiedzUsuń~czarna98@poczta.onet.pl
Hahaha, niee, nigdy bym swojego bloga nie opuściła xD Ano, już niedługo będzie kolejna, może jutro? xD
UsuńRozdział świetny, Rowena nieźle wpadła, współczuję. Salazarowi pewnie nie powie, żeby nie burzyć jego szczęścia, czyż nie? Szkoda, że kończysz, bo to opowiadanie jest jednym z moich ulubionych. A ja się zabieram za czytanie twoich wszystkich blogów, zostały mi Scp i Dlr. Matko, kiedy ja to przeczytam, ej?! Pozdrawiam, florence.rozkoszne-noce.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuń~zuzanka331361@buziaczek.pl
Haha, a ja mam jeszcze nowego bloga – kochanek-muz, który mówi o młodych latach Barty’ego xD
UsuńSalazar tatusiem? Nie wyobrażam sobie tego xD Już widzę jego minę. Albo Rachel xD. Mam jednak nadzieję, że Lambert nie zostanie mężem Roweny. Szkoda, że już niedługo kończysz to opowiadanie, bo bardzo je lubię.I dziękuję, za dedykację.
OdpowiedzUsuń~Kada113
Zauważyłam, że opowiadania, które wg mnie są najgorsze albo z którymi nie jestem związana tak, jak np. z scp, lubicie najbardziej. Tak samo było z selene-snape – też lubiliście. A teraz kończę czwórkę i się dowiaduję, że też lubicie xD
UsuńLudzie bywają dziwni xD. Ja np. w tej chwili wolę nadrabiać rozdziały na drl, a nie czytać „Miasto Upadłych Aniołów” C. Clare, które leży obok mnie. Widzisz, piszesz ciekawiej, niż ktoś, kto napisał bestseller :D
Usuń~Kada113
Hahaha, bo takich dziwactw i „mody na sukces” nikt by nie chciał wydać, wydawca pomyślałby sobie, że autorka ma nas,.rane w głowie xD Zresztą wiesz, u mnie spis lektur na wakacje też leży na biurku obok „Harry’ego Pottera”. Zgadnij, co czytam. „Lalka” vs. „Harry Potter” xD
Usuń