Rano, kiedy Rachel otworzyła oczy, zobaczyła, że znajduje się w pięknym, bogato zdobionym pokoju, zupełnie kłócącym się z powszechną kulturą. Żeby do niego wejść, trzeba było najpierw przejść przez dużą komnatę pełną różnych gratów, które pozostawił tu jeszcze brak ojca Roweny.
Rachel nie chciała nadużywać cierpliwości właścicieli, więc tego dnia postanowiła powrócić do Hogsmeade. Pogoda była piękna, mroźna, lecz słońce mocno świeciło, a na błękitnym niebie nie było ani jednak chmury.
Blondynka wygrzebała się z łóżka. Mimo że ubrana była w samą bieliznę, nie było jej zimno. Skrzaty już dawno napaliły w kominkach. Dziewczyna wrzuciła na siebie w pośpiechu resztę ubrań i wyszła z pokoju.
Na korytarzach było bardzo pusto i cicho. Tylko obrazy wiszące na ścianach zdawały się żyć. Niektóre postacie poruszały się, odwiedzały się wzajemnie w ramach, niektóre zaś spały. Rachel poszła wzdłuż ściany. Chciała zobaczyć więcej, odkąd usłyszała o tym zamku, zapragnęła go zwiedzić.
W jednym z korytarzy na tym piętrze zobaczyła Rowenę. Czarnowłosa wyglądała na całkowicie już rozbudzoną, musiała wstać wcześniej niż ona, bo zdawała się być całkiem pochłonięta pracą. Przenosiła różdżką ciężkie, nienaoliwione, brudne zbroje z jednej wielkiej komnaty.
- Poustawiamy je na korytarzach! – zawołała, wysyłając z łatwością kolejną zbroję kilka metrów przed siebie. – Godryku, chodź tu i pomóż mi, ten pokój jest całkiem wypełniony zbrojami!
- Ja chętnie pomogę – odezwała się nagle Rachel.
Rowena odwróciła się, a kolejna zbroja, którą miała przenieść, zawisła nieruchomo w powietrzu. Czarnowłosa uśmiechnęła się szeroko.
- Myślałam, że jeszcze śpisz – odpowiedziała.
- Spałam. Dzięki za nocleg. A przy okazji… nieźle czarujesz.
- Takie tam domowe sztuczki – mruknęła Rowena, rumieniąc się skromnie. – Nie chcieliśmy cię budzić, ale jeśli jesteś głodna, to idź tędy na dół do Godryka, zaprowadzi cię do Wielkiej Sali.
- Dzięki.
Minęła stos stojących w korytarzu zbroi i zeszła na półpiętro. Stał tam Godryk i różdżką przenosił szafki i stojące na nich drobiazgi na sam dół.
- Nie czekaliśmy na ciebie ze śniadaniem, bo zwykle wstajemy dużo wcześniej, niż przeciętni ludzie – wyjaśnił jej. – Chodź.
Zaprowadził ją do Wielkiej Sali, a dwa skrzaty natychmiast nadbiegły, by przynieść „panience Rachel” śniadanie na srebrnej tacy, a „paniczowi Godrykowi” piwo kremowe w cynowym kuflu.
- Nie zastanawiałaś się, żeby tutaj zostać? – zapytał Gryffindor.
- Och… Tak właściwie to dzisiaj miałam wracać do Hogsmeade – odpowiedziała cicho Rachel. – Nie chciałam się wam narzucać.
- No ludzie, co jest z wami? – oburzył się nagle Godryk. – Przez całą drogę nic, tylko każdy nie chce się narzucać. Potrzebujemy twojej pomocy, jesteś bardzo doświadczona i w ogóle… Byłabyś świetną nauczycielką. Mogłabyś uczyć walki, obrony…
- Przed czarną magią – dokończyła za niego blondynka. – Obrony przed czarną magią.
Oboje uśmiechnęli się triumfalnie.
- Jeśli reszta się zgodzi…
- Porozmawiamy o tym podczas obiadu – zasugerował Gryffindor, wstając. – Chodź, pomożesz Salazarowi uporządkować lochy. Trzeba pozbyć się kości.
*
Podczas obiadu rzeczywiście poruszono temat przedmiotów i w końcu kwestię zatrudnienia Rachel.
- Myślałem o tym, żeby może Rachel uczyła tu z nami – odezwał się Gryffindor, kiedy skrzaty przyniosły drugie danie. – Ma wszystkie potrzebne cechy, no i wymyśliła całkiem interesującą dziedzinę. Obronę przed czarną magią.
Slytherin prychnął z pogardą.
- Obronę przed czarną magią? – powtórzył. – Cóż to znowu za niedorzeczności? Po co się bronić przed czarną magią? Jeśli się potrafi godzić ją z białą, okazuje się bardzo przydatna.
Rowena wychyliła się w stronę Rachel i powiedziała półgłosem:
- Salazar jest wężousty.
- słyszałem to – warknął Slytherin. – Niemniej jednak nie zachwycił mnie ten pomysł. Oczywiście pomoc Rachel będzie dla nas czymś ważnym i potrzebnym, ale dlaczego musi powstawać coś zupełnie niepotrzebnego młodym ludziom?
Godryk i Rachel wymienili pospiesznie znaczące spojrzenia.
- Może zrobimy głosowanie? – zaproponowała Rowena.
Zanim ktokolwiek zdążył podnieść rękę, Salazar odezwał się ponownie:
- Nie trzeba. Jeśli Rachel się zgodzi tu pracować, ja się podporządkuję.
Wszyscy przyjęli z dużym entuzjazmem nową nauczycielkę. Wszyscy oprócz Salazara. Do Rachel nie miał nic, ale pomysł z wprowadzeniem takiego przedmiotu jak obrona przed czarną magią to co najmniej głupota, nie mówiąc o herezji. Dzieciakom tylko z w głowach będą mieszać i od małego uprzedzać do czarnej magii.
Praca z Rachel szła o wiele szybciej, niż bez niej. Tego dnia nie mogli już nic zrobić, bo przed zapadnięciem zmroku mieli dojść do Hogsmeade, wyjaśnić pani Prince zaistniałą sytuację, zabrać rzeczy Rachel i wrócić z powrotem do Hogwartu.
Droga do Hogsmeade minęła im podczas radosnych pogawędek, dowcipkowania i uwag. Nawet nie zauważyli, kiedy ich oczom ukazała się wioska.
Chatę Deborah Prince odnaleźli bez trudu. Staruszka siedziała na drewnianej ławie przed domem, ubrana w grube futro. Miała zamknięte oczy i twarz wystawioną w stronę słońca.
- Pani Prince! – zawołała już z oddali Rachel.
Deborah otworzyła oczy i poderwała się z ławy.
- Martwiłam się o ciebie, moja droga – powiedziała, podchodząc do blondynki, żeby ją uściskać.
- Niepotrzebnie, byłam w tym wielkim zamku – wyjaśniła Rachel. – Należy do nich.
Czwórka przedstawiła się, a blondynka opowiedziała pani Prince o wszystkim.
- A więc zostaniesz nauczycielką – podsumowała z nieukrywanym podziwem Deborah.
- Obrony przed czarną magią – dodał Godryk. – Sama wymyśliła.
- Wiecie co, dzieci – powiedziała pani Prince. Niech wam się powiedzie z tą szkołą. Trzeba wyprowadzić nasz z tej ciemnoty i rozpocząć nowa erę.
Nie mogli dłużej zostać, głównie dlatego, że czekała ich droga powrotna. Więc zabrali rzeczy, konia Rachel i zaczęli się przygotowywać do podróży
- Gdzie Berengar?- spytała jeszcze blondynka.
- Poluje w lesie – odparła Deborah. – Ostatnio stał się jeszcze bardziej zgorzkniały, niż był. To się dzieje praktycznie z dnia na dzień, nie mam pojęcia, jak on sobie znajdzie żonę…
Załamała ręce.
- Niech pani się nie martwi – pocieszyła ja Rachel. – Nadejdzie wiosna, to i Berengarowi humor się poprawi.
Ona i Czwórka opuścili chatę, a Deborah odprowadziła ich aż pod karczmę.
- Miła staruszka – zauważyła Rowena.
- Zrzędzi – stwierdził Salazar.
Rowena znów się rozgniewała. Policzki jej pociemniały, i to wcale nie od mrozu. Miała już serdecznie dość ciągłego narzekania Slytherina, tych jego problemów, robienia wielkiej tragedii z byle czego.
- Słuchaj – powiedziała mu. – To ty zrzędzisz. Wszystko ci nie pasuje. Rachel, obrona przed czarną magią, ta wioska, pogoda, pani Prince… no, wszystko. Więc mógłbyś choć raz wyświadczyć przysługę światu i zamknął się?
Salazar zamrugał szybko.
- Że co proszę? – spytał z niedowierzaniem.
- To, co słyszałeś.
- Jesteś dziewczyną – rzekł. – Jak… jak śmiesz…?
- Owszem, śmiem – przerwała mu Rowena z uśmiechem na ustach. – A jeśli się nie zamkniesz, dowiesz się jak to jest oberwać od dziewczyny.
Do końca podróży Salazar był skwaszony i obrażony. W milczeniu zjadł też kolację i jako pierwszy udał się na spoczynek. Tak przynajmniej zdawało się reszcie, gdy rozeszła się do swoich pokoi.
Rowena nie zdążyła nawet zdjąć dziennej szaty, kiedy ktoś wszedł chyłkiem do sypialni. Dziewczyna aż podskoczyła, kiedy ujrzała Salazara.
- Co tu robisz? – wyszeptała. – Przyszedłeś sobie ponarzekać?
- Nie, chodź.
Chwycił ją za nadgarstek i wyprowadził z pokoju. Schodami zbiegł aż na parter, później zszedł do lochów. Zatrzymał się gdzieś w połowie korytarza.
- Chciałem porozmawiać – powiedział cicho.
Było tak ciemno, że Rowena nie dostrzegła nawet jego twarzy. Zgodziła się, stwierdziwszy uprzednio, że nie ma innego wyjścia.
- To, co nas kiedyś łączyło… – zaczęła, ale Slytherin jej przerwał:
- Wiem. I akceptuję to. Ale zauważyłem, że się zmieniłaś. W ogóle wszyscy jesteście inni.
Rowena zaśmiała się, a jej chłodny śmiech poniósł się echem po rozległym lochu.
- Nie, Salazar. To ty się zmieniłeś – odpowiedziała spokojnie. – Dawniej byłeś takim radosnym, przebiegłym, trochę irytującym swoją natarczywością człowiekiem. Teraz została ci jedynie przebiegłość. Więc nie dziw się, że traktuję cię tak, a nie inaczej. Dawnego Salazara lubiłam i szanowałam. Tego Slytherina zaś jedynie znoszę. Dobrej nocy.
Odwróciła się i opuściła loch. W głębi serca była zadowolona ze swojej mowy. Być może nawet odmieni ona Salazara?
~*~
Dziś pierwszy dzień wiosny, świetnie się złożyło na napisanie rozdziału. Nie zachwyca może długością, ale liczy się jakość, oui? Jutro mam konkurs recytatorski, idę jeszcze poćwiczyć wiersz, ale muszę najpierw skończyć odcinek na Dark Love Riddle, więc trochę pracy jeszcze mam. Dedykacja dla wiki-pedii :*
PS: W bohaterach zmieniłam zdjęcia Roweny, Helgi i Godryka.
Rachel nie chciała nadużywać cierpliwości właścicieli, więc tego dnia postanowiła powrócić do Hogsmeade. Pogoda była piękna, mroźna, lecz słońce mocno świeciło, a na błękitnym niebie nie było ani jednak chmury.
Blondynka wygrzebała się z łóżka. Mimo że ubrana była w samą bieliznę, nie było jej zimno. Skrzaty już dawno napaliły w kominkach. Dziewczyna wrzuciła na siebie w pośpiechu resztę ubrań i wyszła z pokoju.
Na korytarzach było bardzo pusto i cicho. Tylko obrazy wiszące na ścianach zdawały się żyć. Niektóre postacie poruszały się, odwiedzały się wzajemnie w ramach, niektóre zaś spały. Rachel poszła wzdłuż ściany. Chciała zobaczyć więcej, odkąd usłyszała o tym zamku, zapragnęła go zwiedzić.
W jednym z korytarzy na tym piętrze zobaczyła Rowenę. Czarnowłosa wyglądała na całkowicie już rozbudzoną, musiała wstać wcześniej niż ona, bo zdawała się być całkiem pochłonięta pracą. Przenosiła różdżką ciężkie, nienaoliwione, brudne zbroje z jednej wielkiej komnaty.
- Poustawiamy je na korytarzach! – zawołała, wysyłając z łatwością kolejną zbroję kilka metrów przed siebie. – Godryku, chodź tu i pomóż mi, ten pokój jest całkiem wypełniony zbrojami!
- Ja chętnie pomogę – odezwała się nagle Rachel.
Rowena odwróciła się, a kolejna zbroja, którą miała przenieść, zawisła nieruchomo w powietrzu. Czarnowłosa uśmiechnęła się szeroko.
- Myślałam, że jeszcze śpisz – odpowiedziała.
- Spałam. Dzięki za nocleg. A przy okazji… nieźle czarujesz.
- Takie tam domowe sztuczki – mruknęła Rowena, rumieniąc się skromnie. – Nie chcieliśmy cię budzić, ale jeśli jesteś głodna, to idź tędy na dół do Godryka, zaprowadzi cię do Wielkiej Sali.
- Dzięki.
Minęła stos stojących w korytarzu zbroi i zeszła na półpiętro. Stał tam Godryk i różdżką przenosił szafki i stojące na nich drobiazgi na sam dół.
- Nie czekaliśmy na ciebie ze śniadaniem, bo zwykle wstajemy dużo wcześniej, niż przeciętni ludzie – wyjaśnił jej. – Chodź.
Zaprowadził ją do Wielkiej Sali, a dwa skrzaty natychmiast nadbiegły, by przynieść „panience Rachel” śniadanie na srebrnej tacy, a „paniczowi Godrykowi” piwo kremowe w cynowym kuflu.
- Nie zastanawiałaś się, żeby tutaj zostać? – zapytał Gryffindor.
- Och… Tak właściwie to dzisiaj miałam wracać do Hogsmeade – odpowiedziała cicho Rachel. – Nie chciałam się wam narzucać.
- No ludzie, co jest z wami? – oburzył się nagle Godryk. – Przez całą drogę nic, tylko każdy nie chce się narzucać. Potrzebujemy twojej pomocy, jesteś bardzo doświadczona i w ogóle… Byłabyś świetną nauczycielką. Mogłabyś uczyć walki, obrony…
- Przed czarną magią – dokończyła za niego blondynka. – Obrony przed czarną magią.
Oboje uśmiechnęli się triumfalnie.
- Jeśli reszta się zgodzi…
- Porozmawiamy o tym podczas obiadu – zasugerował Gryffindor, wstając. – Chodź, pomożesz Salazarowi uporządkować lochy. Trzeba pozbyć się kości.
*
Podczas obiadu rzeczywiście poruszono temat przedmiotów i w końcu kwestię zatrudnienia Rachel.
- Myślałem o tym, żeby może Rachel uczyła tu z nami – odezwał się Gryffindor, kiedy skrzaty przyniosły drugie danie. – Ma wszystkie potrzebne cechy, no i wymyśliła całkiem interesującą dziedzinę. Obronę przed czarną magią.
Slytherin prychnął z pogardą.
- Obronę przed czarną magią? – powtórzył. – Cóż to znowu za niedorzeczności? Po co się bronić przed czarną magią? Jeśli się potrafi godzić ją z białą, okazuje się bardzo przydatna.
Rowena wychyliła się w stronę Rachel i powiedziała półgłosem:
- Salazar jest wężousty.
- słyszałem to – warknął Slytherin. – Niemniej jednak nie zachwycił mnie ten pomysł. Oczywiście pomoc Rachel będzie dla nas czymś ważnym i potrzebnym, ale dlaczego musi powstawać coś zupełnie niepotrzebnego młodym ludziom?
Godryk i Rachel wymienili pospiesznie znaczące spojrzenia.
- Może zrobimy głosowanie? – zaproponowała Rowena.
Zanim ktokolwiek zdążył podnieść rękę, Salazar odezwał się ponownie:
- Nie trzeba. Jeśli Rachel się zgodzi tu pracować, ja się podporządkuję.
Wszyscy przyjęli z dużym entuzjazmem nową nauczycielkę. Wszyscy oprócz Salazara. Do Rachel nie miał nic, ale pomysł z wprowadzeniem takiego przedmiotu jak obrona przed czarną magią to co najmniej głupota, nie mówiąc o herezji. Dzieciakom tylko z w głowach będą mieszać i od małego uprzedzać do czarnej magii.
Praca z Rachel szła o wiele szybciej, niż bez niej. Tego dnia nie mogli już nic zrobić, bo przed zapadnięciem zmroku mieli dojść do Hogsmeade, wyjaśnić pani Prince zaistniałą sytuację, zabrać rzeczy Rachel i wrócić z powrotem do Hogwartu.
Droga do Hogsmeade minęła im podczas radosnych pogawędek, dowcipkowania i uwag. Nawet nie zauważyli, kiedy ich oczom ukazała się wioska.
Chatę Deborah Prince odnaleźli bez trudu. Staruszka siedziała na drewnianej ławie przed domem, ubrana w grube futro. Miała zamknięte oczy i twarz wystawioną w stronę słońca.
- Pani Prince! – zawołała już z oddali Rachel.
Deborah otworzyła oczy i poderwała się z ławy.
- Martwiłam się o ciebie, moja droga – powiedziała, podchodząc do blondynki, żeby ją uściskać.
- Niepotrzebnie, byłam w tym wielkim zamku – wyjaśniła Rachel. – Należy do nich.
Czwórka przedstawiła się, a blondynka opowiedziała pani Prince o wszystkim.
- A więc zostaniesz nauczycielką – podsumowała z nieukrywanym podziwem Deborah.
- Obrony przed czarną magią – dodał Godryk. – Sama wymyśliła.
- Wiecie co, dzieci – powiedziała pani Prince. Niech wam się powiedzie z tą szkołą. Trzeba wyprowadzić nasz z tej ciemnoty i rozpocząć nowa erę.
Nie mogli dłużej zostać, głównie dlatego, że czekała ich droga powrotna. Więc zabrali rzeczy, konia Rachel i zaczęli się przygotowywać do podróży
- Gdzie Berengar?- spytała jeszcze blondynka.
- Poluje w lesie – odparła Deborah. – Ostatnio stał się jeszcze bardziej zgorzkniały, niż był. To się dzieje praktycznie z dnia na dzień, nie mam pojęcia, jak on sobie znajdzie żonę…
Załamała ręce.
- Niech pani się nie martwi – pocieszyła ja Rachel. – Nadejdzie wiosna, to i Berengarowi humor się poprawi.
Ona i Czwórka opuścili chatę, a Deborah odprowadziła ich aż pod karczmę.
- Miła staruszka – zauważyła Rowena.
- Zrzędzi – stwierdził Salazar.
Rowena znów się rozgniewała. Policzki jej pociemniały, i to wcale nie od mrozu. Miała już serdecznie dość ciągłego narzekania Slytherina, tych jego problemów, robienia wielkiej tragedii z byle czego.
- Słuchaj – powiedziała mu. – To ty zrzędzisz. Wszystko ci nie pasuje. Rachel, obrona przed czarną magią, ta wioska, pogoda, pani Prince… no, wszystko. Więc mógłbyś choć raz wyświadczyć przysługę światu i zamknął się?
Salazar zamrugał szybko.
- Że co proszę? – spytał z niedowierzaniem.
- To, co słyszałeś.
- Jesteś dziewczyną – rzekł. – Jak… jak śmiesz…?
- Owszem, śmiem – przerwała mu Rowena z uśmiechem na ustach. – A jeśli się nie zamkniesz, dowiesz się jak to jest oberwać od dziewczyny.
Do końca podróży Salazar był skwaszony i obrażony. W milczeniu zjadł też kolację i jako pierwszy udał się na spoczynek. Tak przynajmniej zdawało się reszcie, gdy rozeszła się do swoich pokoi.
Rowena nie zdążyła nawet zdjąć dziennej szaty, kiedy ktoś wszedł chyłkiem do sypialni. Dziewczyna aż podskoczyła, kiedy ujrzała Salazara.
- Co tu robisz? – wyszeptała. – Przyszedłeś sobie ponarzekać?
- Nie, chodź.
Chwycił ją za nadgarstek i wyprowadził z pokoju. Schodami zbiegł aż na parter, później zszedł do lochów. Zatrzymał się gdzieś w połowie korytarza.
- Chciałem porozmawiać – powiedział cicho.
Było tak ciemno, że Rowena nie dostrzegła nawet jego twarzy. Zgodziła się, stwierdziwszy uprzednio, że nie ma innego wyjścia.
- To, co nas kiedyś łączyło… – zaczęła, ale Slytherin jej przerwał:
- Wiem. I akceptuję to. Ale zauważyłem, że się zmieniłaś. W ogóle wszyscy jesteście inni.
Rowena zaśmiała się, a jej chłodny śmiech poniósł się echem po rozległym lochu.
- Nie, Salazar. To ty się zmieniłeś – odpowiedziała spokojnie. – Dawniej byłeś takim radosnym, przebiegłym, trochę irytującym swoją natarczywością człowiekiem. Teraz została ci jedynie przebiegłość. Więc nie dziw się, że traktuję cię tak, a nie inaczej. Dawnego Salazara lubiłam i szanowałam. Tego Slytherina zaś jedynie znoszę. Dobrej nocy.
Odwróciła się i opuściła loch. W głębi serca była zadowolona ze swojej mowy. Być może nawet odmieni ona Salazara?
~*~
Dziś pierwszy dzień wiosny, świetnie się złożyło na napisanie rozdziału. Nie zachwyca może długością, ale liczy się jakość, oui? Jutro mam konkurs recytatorski, idę jeszcze poćwiczyć wiersz, ale muszę najpierw skończyć odcinek na Dark Love Riddle, więc trochę pracy jeszcze mam. Dedykacja dla wiki-pedii :*
PS: W bohaterach zmieniłam zdjęcia Roweny, Helgi i Godryka.