Minął kolejny rok. Helena miała nadzieję, że jej obsesja na punkcie diademu matki z czasem zniknie, jednak działo się wręcz przeciwnie – coraz bardziej się pogłębiała. Miała już osiemnaście lat, więc już dawno powinna wybrać. Ta jednak wciąż i wciąż protestowała. Miała szczęście. Jej rodzice nie narzucali jej nic na siłę. Po prostu od czasu do czasu sugerowali. Rowena dawno już dojrzała do pewnych rzeczy. Nauczyła się żyć z mężczyzną, którego nie kochała, nikomu się o tym nie przyznając. Lambert podświadomie wiedział, że jej uczucia względem niego nie są do końca szczere. Ale myślał jakt ypowy, średniowieczny mężczyzna – ważne, aby z nim była i go nie zdradzała. Do samej śmierci był przekonany, że Rowena zachowała wierność. Dopiero po wielu, wielu latach po dokładnym przestudiowaniu drzewa genealogicznego oraz portretów od samych korzeni powstała legenda na temat romansu między Roweną a Salazarem. Ale były to tylko pogłoski, podobne do tych, które narosły dookoła Komnaty Tajemnic.
*
Operacja była prosta. Wystarczyło odczekać, aż matka oddali się od swojego gabinetu, użyć prostego zaklęcia Alohomora, aby otworzyć drzwi, cichutko wśliznąć się do środka i odnaleźć diadem. Znajdował się on na zgrabnej, mahoniowej półeczce. Rowena nigdy nie troszczyła się o niego. Ceniła własną mądrość,a diadem pełnił dla niej funkcję pamiątkową. Należał do jej rodziny od lat.
Helena wiedziała, że jeśli już ukradnie diadem, nie będzie mogła zostać w Hogwarcie. Będzie musiała uciekać. Już nigdy nie wróci, nie zobaczy ani matki, ani ojca, ani przyjaciół. Ale musiała wybrać – albo rodzina, albo wiedza. Dlatego pewnego czerwcowego popołudnia, kiedy wszyscy zgromadzili się w Wielkiej Sali na obiedzie, wśliznęła się na trzecie piętro, gdzie znajdował się gabinet Ravenclaw. Stuknęła różdżką w drewniane, rzeźbione drzwi. Zamek kliknął mechanicznie, a Helena pociągnęła żelazną klamkę. Gabinet jej matki był dużym pomieszczeniem. Ściany aż po sam sufit pokrywały półki wypełnione książkami. Nie można ich było znaleźć w bibliotece szkolnej. Rozejrzała się dookoła. Za biurkiem na szczycie szafki znajdował się upragniony diadem. Delikatna, srebrna korona zalśniła w słońcu, którego promienie wpadały przez wielkie okno. Dziewczyna podbiegła do szafki i sięgnęła po diadem. Gdy jej dłonie dotknęły chłodnego, szlachetnego metalu, w sercu poczuła przyjemne drżenie. Szybko ukryła go w płóciennej torbie, jeszcze raz rozejrzała się dookoła, po czym uciekła z komnaty, zatrzaskując za sobą drzwi. Biegła przez korytarze, mijając niezliczone portrety oraz przejścia. Prawdziwą ulgę odczuła dopiero, gdy wskoczyła na białego konia i przedostała się na drugą stronę wysokiej, żelaznej bramy. Ponagliła wspaniałego rumaka, uderzając piętami w jego boku. Jechała tak przez kilka dni, prawie się nie zatrzymując. Robiła to tylko wtedy, kiedy czuła bardzo dotkliwy głód. Przystawała na godzinę w jakiejś wiosce, aby się posilić,po czym wyruszała w dalszą drogę. Już nie chciała mieć z rodziną nic wspólnego. Dokonała poważnego pogwałcenia i grzechu. Skradła matce bardzo cenną rzecz, której pożądała. Od teraz miała zacząć nowe życie.
*
Ravenclaw szalał z rozpaczy. Minęło już dziesięć dni od dnia, kiedy zniknęła jej córka. Przeszukano cały zamek, Hogsmeade, a nawet Zakazany Las. Ale nic nie znaleziono. Żadnego śladu po Helenie. Dopiero dwa tygodnie po jej zaginięciu Godryk usłyszał w karczmie od barmanki, że widziała pędzącą przez wioskę na białym koniu młodą Ravenclaw.
- Ale dlaczego uciekła? – zapytał Lambert.
- Tego nikt nie wie – mruknął Gryffindor. –Należy ją odnaleźć. Nie może tak być, żeby bezbronna dziewczyna wałęsała się poza granicami kraju lub Bóg raczy wiedzieć, gdzie jeszcze. Roweno, załóż swój diademi powiedz, dokąd mogła się udać.
- Do tego nie jest potrzebny mój diadem, tylko mapa i zaufany, zręcznie władający mieczem i różdżką młodzian, gotowy na daleką podróż – odpowiedziała Ravenclaw, która jako jedyna nie odzywała się jak na razie podczas trwania ich już piętnastominutowej rozmowy. – Uważam, że idealnym kandydatek jest baron Leonard Salwadore. Kocha Helenę ponad życie, jest odważny i bardzo dobrze posługuje się magią.
- To dobry pomysł. Ale może Helena chciała poprostu, jak my, zacząć nowe życie? – mruknęła Hufflepuff.
- Helgo, nie wiem, czy tego nie zauważyłaś. Choruję. Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Eliksiry już nie działają tak, jakbym tego chciała – powiedziała stanowczo Rowena, a w jej wielkich, brązowych oczach zapłonęły stalowe ogniki. Rudowłosej serce zabiło mocniej w piersi, kiedy to usłyszała. Ale Ravenclaw zdawała się przyjąć tą okropną prawdę w całości. – Chcę chociaż raz przed moją śmiercią zobaczyć córkę. Też jesteś matką. Powinnaś mnie rozumieć.
Hufflepuff spuściła głowę, aby nikt nie zobaczył, jak łzy zbierają się w jej przejrzystych oczach. Znała czarnowłosą tyle lat… nie mogła się pogodzić z tym, że mogło jej nagle zabraknąć.
Stało się tak, jak tego sobie Ravenclaw życzyła. Kilka dni później wysłano w podróż barona Salwadore’a. Był on pełen ambicji i odwagi. Pragnął odnaleźć Helenę i poprosić ją definitywnie o rękę. Jechał dniami i nocami, nie oszczędzając konia, znosząc słoty i upały. Pytał ludzi, czy nie widzieli pięknej, smukłej dziewczyny z długimi, czarnymi włosami splecionymi w długi warkocz, uciekającej przed czymś na białym koniu. Takim tropem dotarł najpierw do Europy, a później do Albanii.
Znalazł ją dopiero w rozległej, ciemnej puszczy. Helena była przerażona, gdy go zobaczyła.
- Jak mnie pan znalazł? – zawołała z sercem szalejącym w piersi. – Śledził mnie pan?
- Nie. Jestem tu na osobiste życzenie panienki matki. Pani Ravenclaw jest bardzo chora, niemalże umierająca. I bardzo chciałaby panienkę zobaczyć, zanim zejdzie z tego świata. Proszę ze mną wrócić do Hogwartu, a później zostać moją żoną – rzekł, wyciągając dłoń obleczoną pierścieniami w jej stronę.
Helena zdenerwowała się. Miała dosyć barona Salwadore’a i nie miała już zamiaru być dla niego miła.
- Proszę przestać mnie prześladować! Proszę wrócić do Anglii i powiedzieć mojej matce, że nie wrócę do domu! – zawołała, a echo poniosło jej podniesiony głos po cichej i mrocznej puszczy. Baronowi również podniosło się ciśnienie.
- Panienki matka umiera! Jak można tak nie szanować rodziców…!
Chyba chciał coś jeszcze dodać, ale nie zdążył, bo dziewczyna zamachnęła się i wymierzyła mu siarczysty policzek. Salwadore stał przez moment, mrugając zawzięcie oczami. Nie wypowiedział już nic więcej. Impulsywnie dobył szabli i wbił ją prosto w pierś Heleny. Krew zalała jej piękną suknię, a ona sama zamachała rozpaczliwie rękami, usiłując zaczerpnąć powietrza. Za to krew burzyła się w żyłach barona i szalała w głowie. Wbił w nią szablę, zanim pomyślał, co zrobił. Uspokoił się, gdy Helena wyzionęła już ducha, a jej ciało stoczyło się na wilgotną ziemię pokrytą gnijącymi liśćmi. Dłonie mu zadrżały, a z piersi wydobył się szloch. Szczerze kochał Ravenclaw i mógłby dać jej wszystko, czego chciała. A teraz także i… śmierć. Zawył, jak zraniony pies i upadł na kolana przy jej broczącym krwią, stygnącym ciele. Pragnął wyczuć na szyi i nadgarstku bijący puls, chociażby minimalny. Łzy płynęły mu po twarzy. Zamordował swoją ukochaną. Zamordował swoją ukochaną. Drżącymi rękami uniósł swoją szablę i, z ochrypłym okrzykiem, wbił jej ostrze w serce. Dusza opuściła jego ciało, które opadłona krwawiącą pierś Heleny, z chwilą, kiedy ów organ przestał bić.
A diadem pozostał ukryty w pniu jednego z miliona drzew na wieki…
~*~
No i ostatni rozdział. Nie był zbyt długi, jak zwykle tutaj, ale zakończenie chyba jest zacne. Długo myślałam nad zakończeniem Czwórki Hogwartu, ale kiedy nadszedł ten czas… jakoś dziwnie. Przygotujcie się na Epilog za kilkanaście dni. A ten rozdział dedykuję Wam wszystkim :*
*
Operacja była prosta. Wystarczyło odczekać, aż matka oddali się od swojego gabinetu, użyć prostego zaklęcia Alohomora, aby otworzyć drzwi, cichutko wśliznąć się do środka i odnaleźć diadem. Znajdował się on na zgrabnej, mahoniowej półeczce. Rowena nigdy nie troszczyła się o niego. Ceniła własną mądrość,a diadem pełnił dla niej funkcję pamiątkową. Należał do jej rodziny od lat.
Helena wiedziała, że jeśli już ukradnie diadem, nie będzie mogła zostać w Hogwarcie. Będzie musiała uciekać. Już nigdy nie wróci, nie zobaczy ani matki, ani ojca, ani przyjaciół. Ale musiała wybrać – albo rodzina, albo wiedza. Dlatego pewnego czerwcowego popołudnia, kiedy wszyscy zgromadzili się w Wielkiej Sali na obiedzie, wśliznęła się na trzecie piętro, gdzie znajdował się gabinet Ravenclaw. Stuknęła różdżką w drewniane, rzeźbione drzwi. Zamek kliknął mechanicznie, a Helena pociągnęła żelazną klamkę. Gabinet jej matki był dużym pomieszczeniem. Ściany aż po sam sufit pokrywały półki wypełnione książkami. Nie można ich było znaleźć w bibliotece szkolnej. Rozejrzała się dookoła. Za biurkiem na szczycie szafki znajdował się upragniony diadem. Delikatna, srebrna korona zalśniła w słońcu, którego promienie wpadały przez wielkie okno. Dziewczyna podbiegła do szafki i sięgnęła po diadem. Gdy jej dłonie dotknęły chłodnego, szlachetnego metalu, w sercu poczuła przyjemne drżenie. Szybko ukryła go w płóciennej torbie, jeszcze raz rozejrzała się dookoła, po czym uciekła z komnaty, zatrzaskując za sobą drzwi. Biegła przez korytarze, mijając niezliczone portrety oraz przejścia. Prawdziwą ulgę odczuła dopiero, gdy wskoczyła na białego konia i przedostała się na drugą stronę wysokiej, żelaznej bramy. Ponagliła wspaniałego rumaka, uderzając piętami w jego boku. Jechała tak przez kilka dni, prawie się nie zatrzymując. Robiła to tylko wtedy, kiedy czuła bardzo dotkliwy głód. Przystawała na godzinę w jakiejś wiosce, aby się posilić,po czym wyruszała w dalszą drogę. Już nie chciała mieć z rodziną nic wspólnego. Dokonała poważnego pogwałcenia i grzechu. Skradła matce bardzo cenną rzecz, której pożądała. Od teraz miała zacząć nowe życie.
*
Ravenclaw szalał z rozpaczy. Minęło już dziesięć dni od dnia, kiedy zniknęła jej córka. Przeszukano cały zamek, Hogsmeade, a nawet Zakazany Las. Ale nic nie znaleziono. Żadnego śladu po Helenie. Dopiero dwa tygodnie po jej zaginięciu Godryk usłyszał w karczmie od barmanki, że widziała pędzącą przez wioskę na białym koniu młodą Ravenclaw.
- Ale dlaczego uciekła? – zapytał Lambert.
- Tego nikt nie wie – mruknął Gryffindor. –Należy ją odnaleźć. Nie może tak być, żeby bezbronna dziewczyna wałęsała się poza granicami kraju lub Bóg raczy wiedzieć, gdzie jeszcze. Roweno, załóż swój diademi powiedz, dokąd mogła się udać.
- Do tego nie jest potrzebny mój diadem, tylko mapa i zaufany, zręcznie władający mieczem i różdżką młodzian, gotowy na daleką podróż – odpowiedziała Ravenclaw, która jako jedyna nie odzywała się jak na razie podczas trwania ich już piętnastominutowej rozmowy. – Uważam, że idealnym kandydatek jest baron Leonard Salwadore. Kocha Helenę ponad życie, jest odważny i bardzo dobrze posługuje się magią.
- To dobry pomysł. Ale może Helena chciała poprostu, jak my, zacząć nowe życie? – mruknęła Hufflepuff.
- Helgo, nie wiem, czy tego nie zauważyłaś. Choruję. Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Eliksiry już nie działają tak, jakbym tego chciała – powiedziała stanowczo Rowena, a w jej wielkich, brązowych oczach zapłonęły stalowe ogniki. Rudowłosej serce zabiło mocniej w piersi, kiedy to usłyszała. Ale Ravenclaw zdawała się przyjąć tą okropną prawdę w całości. – Chcę chociaż raz przed moją śmiercią zobaczyć córkę. Też jesteś matką. Powinnaś mnie rozumieć.
Hufflepuff spuściła głowę, aby nikt nie zobaczył, jak łzy zbierają się w jej przejrzystych oczach. Znała czarnowłosą tyle lat… nie mogła się pogodzić z tym, że mogło jej nagle zabraknąć.
Stało się tak, jak tego sobie Ravenclaw życzyła. Kilka dni później wysłano w podróż barona Salwadore’a. Był on pełen ambicji i odwagi. Pragnął odnaleźć Helenę i poprosić ją definitywnie o rękę. Jechał dniami i nocami, nie oszczędzając konia, znosząc słoty i upały. Pytał ludzi, czy nie widzieli pięknej, smukłej dziewczyny z długimi, czarnymi włosami splecionymi w długi warkocz, uciekającej przed czymś na białym koniu. Takim tropem dotarł najpierw do Europy, a później do Albanii.
Znalazł ją dopiero w rozległej, ciemnej puszczy. Helena była przerażona, gdy go zobaczyła.
- Jak mnie pan znalazł? – zawołała z sercem szalejącym w piersi. – Śledził mnie pan?
- Nie. Jestem tu na osobiste życzenie panienki matki. Pani Ravenclaw jest bardzo chora, niemalże umierająca. I bardzo chciałaby panienkę zobaczyć, zanim zejdzie z tego świata. Proszę ze mną wrócić do Hogwartu, a później zostać moją żoną – rzekł, wyciągając dłoń obleczoną pierścieniami w jej stronę.
Helena zdenerwowała się. Miała dosyć barona Salwadore’a i nie miała już zamiaru być dla niego miła.
- Proszę przestać mnie prześladować! Proszę wrócić do Anglii i powiedzieć mojej matce, że nie wrócę do domu! – zawołała, a echo poniosło jej podniesiony głos po cichej i mrocznej puszczy. Baronowi również podniosło się ciśnienie.
- Panienki matka umiera! Jak można tak nie szanować rodziców…!
Chyba chciał coś jeszcze dodać, ale nie zdążył, bo dziewczyna zamachnęła się i wymierzyła mu siarczysty policzek. Salwadore stał przez moment, mrugając zawzięcie oczami. Nie wypowiedział już nic więcej. Impulsywnie dobył szabli i wbił ją prosto w pierś Heleny. Krew zalała jej piękną suknię, a ona sama zamachała rozpaczliwie rękami, usiłując zaczerpnąć powietrza. Za to krew burzyła się w żyłach barona i szalała w głowie. Wbił w nią szablę, zanim pomyślał, co zrobił. Uspokoił się, gdy Helena wyzionęła już ducha, a jej ciało stoczyło się na wilgotną ziemię pokrytą gnijącymi liśćmi. Dłonie mu zadrżały, a z piersi wydobył się szloch. Szczerze kochał Ravenclaw i mógłby dać jej wszystko, czego chciała. A teraz także i… śmierć. Zawył, jak zraniony pies i upadł na kolana przy jej broczącym krwią, stygnącym ciele. Pragnął wyczuć na szyi i nadgarstku bijący puls, chociażby minimalny. Łzy płynęły mu po twarzy. Zamordował swoją ukochaną. Zamordował swoją ukochaną. Drżącymi rękami uniósł swoją szablę i, z ochrypłym okrzykiem, wbił jej ostrze w serce. Dusza opuściła jego ciało, które opadłona krwawiącą pierś Heleny, z chwilą, kiedy ów organ przestał bić.
A diadem pozostał ukryty w pniu jednego z miliona drzew na wieki…
~*~
No i ostatni rozdział. Nie był zbyt długi, jak zwykle tutaj, ale zakończenie chyba jest zacne. Długo myślałam nad zakończeniem Czwórki Hogwartu, ale kiedy nadszedł ten czas… jakoś dziwnie. Przygotujcie się na Epilog za kilkanaście dni. A ten rozdział dedykuję Wam wszystkim :*
T-t-too już koniec? T_TSzkoda :cIdę czytać zaległe notki xD
OdpowiedzUsuń~KefirOva. <3
No, każdy blog się w końcu musi zakończyć.
UsuńNadrobiłam całą czwórkę.Kiedy epilog?Mam nadzieję, że siostrzenica szybko się nie skończy.Zdziwiła mnie końcówka :dHelena.. nie żyje :cBiedna Rowena, jakoś ją lubiłam…
Usuń~KefirOva. <3
Helena została zamordowana przez Rowling xD A ów baron, który ją zabił, to Krwawy Baron xD Niee, Siostrzenicy nie skończę xD
UsuńJednak Helena skradła matce diadem.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń~olka
Tak, tak było w Potterze.
UsuńTakie smutne zakończenie… Płakać mi się chce jak pomyślę, że nie ukaże się tu już żaden odcinek…A było tak pięknie..
OdpowiedzUsuń~_Wika_
Nie przesadzajmy, będzie jeszcze dużo opowiadań mojego autorstwa xD
Usuńoryginalny blog oryginalny pomysł. nigdy nie wpadałam na tego typu historię. Podobało mi się to że pokazałaś swoją własną wizję, m.in tegio, dlaczego Salazar opuścił Higwart… Trochę mi smutno, że nie pokazałaś więcej w życiu Goidryka, bo początkowo bardzo go lubiłam i myślałam, że jego życe uczuciowe opiszes zbardziej. Wydaje mi się że najbardziej przegraną osobą była niestety Rovena; że była inteligentna, ale przegrała z powodu swojej dumy… Salazar był ślizgonowaty,z pewnością, ale nawet na początku nie robił nic tkiego aby Rovena tak go traktowała. Myuślę że straciła szansę na bycie z nim szczęśliwą, a on dobrze zrobił że koniec końców wybrał Malofy, gdyż oni naprawdę się kochali… Szkoda mi nieco Roveny, ale nie powiem, że nie zasłużyła. Fajnie, że opisałaś dak doładnie ich charaktery, np.; Helga – niby prosta i wcale niezbyt inteligentna, ale czy przpadkiem przez to, że nie komplikowała niepotrzebnie życia sobie i innym, nie wykazała się większa mądrością od wielkiej Roveny? na mój gust to niestety Theodor rozpocznie tę linię prowadzącą do Voldmorta. fajnie, że w ogóle wspominalaś p przyszłosci, podobało mi się to. czekam z niecierpliwością na epilog
OdpowiedzUsuń~Condawiramurs
Właśnie to dzieci Salazara i Rachel rozpoczną linię prowadzącą do Voldemorta. Mimo że cały blog był pisany raczej z punktu widzenia Roweny, to nie lubię jej. Nigdy bym Voldemorta tak nie pokarała, żeby miał za „kilkanaście razy pra” babkę taką kobietę. Myślałam o Godryku, aby jego wątek jakoś rozwinąć, ale bałam się, że będę chciała z niego zrobić Jamesa. Zauważyłam w porę, że zaleciało mi nim kilka razy, gdy pisałam o Gryffindorze. I nagle stwierdziłam, że fajnie byłoby pozostawić jego postać w tajemnicy. Niby taki otwarty człowiek, najbardziej otwarty z całej Czwórki, więc najmniej o nim napisałam.
UsuńSzkoda, że został już tylko epilog.Będę musiała jakoś wytrzymać i się nie poryczeć, jak będę go czytała ;PA co do rozdziału – trochę krótki, jednak nie narzekam, bo dość treściwy. Ciekawie i zgodnie z treścią Pottera przedstawiłaś wydarzenia. Bardzo podobała mi się historia Krwawego Barona i Heleny i ja bym ją bardziej rozwinęła, jednak to blog o czwórce założycieli, więc to chyba wystarczająco dużo.Pozdrawiam i czekam na epilog.
OdpowiedzUsuń~Kada113
Kurde, ja też czuję się dziwnie na myśl, że zakańczam Czwórkę, w końcu to jeden z moich najstarszych blogów. Epilog właśnie się pisze, mam już pół strony, ale trudno jest ująć to, co chciałabym napisać xD
Usuń