Zamkiem wstrząsnęło głośne pukanie do drzwi wejściowych. Godryk natychmiast pobiegł, żeby je otworzyć. Kobiety, która stała za nimi jeszcze nigdy nie widział, więc wpuścił ją z szerokim uśmiechem na ustach, myśląc, że to kolejna klientka.
- To pani jest zainteresowana kupnem tych trzech wielkich łóżek? – zapytał ją, kiedy kobieta weszła już do środka i teraz rozglądała się po holu z taką miną, jakby znajdowała się w jakimś zabytkowym kościele.
- Nie – przemówiła przyjaznym, ale chłodnym tonem. – Przyszłam do Roweny.
Godrykowi natychmiast uśmiech spełzł z twarzy. Teraz ją rozpoznał. Zauważył podobieństwo obu kobiet. Ona i Rowena miały takie same rysy twarzy, takie same włosy i nosy.
- Pani jest jej matką? – zapytał jeszcze, aby się upewnić.
Chciała odpowiedzieć, ale zanim otworzyła usta, nadeszła kolejna osoba. Był to Salazar. W ręku trzymał różdżkę, która dyrygowała wielkim stosem książek, unoszących się w powietrzu.
- Znalazłem w jednej z sypialni te książki, można by je umieścić w biblio… – urwał, patrząc z niedowierzaniem na nowo przybyłą. – Pani Ravenclaw? Co pani tu robi?
- Przyszłam odnaleźć swoją córkę – oświadczyła takim tonem, jakby to było coś oczywistego. – Jest tutaj?
- Oczywiście, jest – przyznał Slytherin. – Zawołać ją?
Pani Ravenclaw nie odpowiedziała, tylko sztywno skinęła głową. Salazar pospiesznie wspiął się po szerokich schodach na pierwsze piętro. Wkrótce jego kroki ucichły. Anastasia rozejrzała się po sali wejściowej. Budziła tyle wspomnień… ale teraz wyglądała zupełnie inaczej. Mnóstwo mebli, rzeźb i ozdób piętrzyło się wysoko nad ziemią. Nie miała teraźniejszym mieszkańcom zamku tego za złe, że przemeblowywali go, ale z drugiej strony trochę jej było żal, że jej były dom nie będzie wyglądał tak jak za dawnych lat.
Po kilku minutach od strony schodów znów rozległy się odgłosy kroków. Rowena już od szczytu schodów poznała matkę. Zbiegła do niej i rzuciła się jej w objęcia.
- Nie chciałam tak bez słowa znikać, ale myślałam, że byś mnie nie puściła, no i nie chciałam znosić tej męki pożegnania – powiedziała, kiedy Anastasia już ją puściła.
- Nie mogłabym stawać ci na drodze do spełnienia twoich marzeń – odparła i uśmiechnęła się, a po jej twarzy spłynęło kilka łez, które natychmiast otarła rękawem. – Pisałaś coś o Hogwarcie w swoim liście… a więc ten zamek tak się nazywa? Nie powiem, dotarły do mnie wieści o starym, niezamieszkałym dworze w Szkocji, niedaleko wioski Hogsmeade. Głównie to mnie naprowadziło na wasz trop. Ale myślałam, że tylko Rowena i Salazar prowadzą tę szkołę.
- No… tak dokładniej, to jest nas więcej – przyznał Slytherin.
Zwołał wszystkich do Wielkiej Sali i przedstawił ich pani Ravenclaw. Wszystko jej wyjaśnili. Jak powstał Hogwart, jak trudno było się tu dostać… Skrzaty domowe podały obiad. Przez chwilę nikt się nie odzywał, tylko spożywał to, co miał na talerzu.
- Mamo, przemyślałaś moją propozycję? – zapytała nagle Rowena.
- Ale czego miałabym tu uczyć? – spytała. – Wiem tyle, co nauczono mnie tutaj. Wiem dużo o gwiazdach, ale nie wiem, czy będzie to przydatne.
- Oczywiście. Astronomia jest bardzo potrzebna – odezwał się Salazar. – Na przykład w starożytnym Egipcie kapłani mogli przewidzieć, kiedy było zaćmienie słońca. W ten sposób mogli wmówić wszystkim, że bogowie są źli i zmuszali ich w ten sposób do posłuszeństwa.
Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Slytherin najwyraźniej się zmieszał, bo jego policzki pokrył lekki rumieniec, a on sam wzruszył ramionami i mruknął:
- Czytałem o tym w jakiejś książce.
*
Wiosna nadeszła błyskawicznie. Błonia pokryła zielona trawa, pąki błyskawicznie zamieniły się w kwiaty. Słońce zaczęło coraz mocniej przygrzewać. Zapowiadało się upalne lato. Szkoła już prawie była skończona. Pomieszczenia przypominały już klasy, w zamku panował przyjazny nastrój. Brakowało tylko nauczycieli, uczniów i…
- Jak będziemy rozpoznawać uczniów? – zapytała pewnego majowego dnia Helga, kiedy cała Czwórka udała się na wieczorny spacer brzegiem jeziora.
- Może potworzymy klasy? – zaproponowała Rowena. – No wiesz, piętnastu uczniów w klasie numer jeden, piętnaście w drugiej…
Nagle Godryk porwał z głowy swój kapelusz czarodzieja, rozprostował go i uśmiechnął się triumfalnie.
- Mam lepszy pomysł – rzekł. – Moglibyśmy tak zaczarować tę tiarę, żeby przydzielała ucznia do właśnie takiej klasy.
- Ale jak zrobimy podział? – zapytała Rowena. – Musimy brać takie dzieciaki, które znają się na rzeczy. Nie ma sensu uczyć tych, którzy nie mają tego czegoś.
Salazar prychnął pogardliwie. Od dawna powtarzał pozostałym, że nie ma co angażować w to wszystko dzieci mugoli albo, co gorsza, szlamy. Teraz też zamierzał się wypowiedzieć w tej sprawie, może już ostatni raz mając ku temu sposobność.
- Rowena ma po części rację – powiedział cichym, ale stanowczym tonem. – Nie zgodziłbym się tylko z jednym. Po co brać jakichś mieszańców? Prawo do nauki i magii mają jedynie dzieci czarodziejów i czarownic czystej krwi.
Pozostała trójka nie powiedziała nic, tylko wymieniła zrezygnowane spojrzenia. Na pamięć znali już przemówienia Salazara na temat czystości krwi. Osobiście nie obchodziło ich, czy ich uczniowie mieli czystą krew, czy też nie. Zależało im na nauczeniu jak największej liczby osób tego wszystkiego, co sami umieją. Pragnęli, żeby rasa czarodziejów została wzmocniona i rozszerzyła się.
- A gdybyśmy zaczarowali tę tiarę tak, żeby zaglądała uczniom do umysłów, po czym rozstrzygała, do którego domu miałaby należeć? – zaproponował Gryffindor, a oczy mu rozbłysły. – Stworzylibyśmy cztery domy. I każdy by sobie wybrał, co najbardziej ceni w uczniu.
Na twarzach reszty pojawiły się takie same uśmiechy, jak na ustach Godryka. Pomysł spodobał się każdemu, choć tylko Salazar miał jeszcze jakieś uprzedzenia. Postanowił jednak nie wygłaszać ich już publicznie. Dość miał roli czarnego charakteru.
Wrócili do zamku o wiele radośniejsi, zapomniawszy już o tej małej kłótni, z uśmiechami na twarzach i krokiem bardziej sprężystym. W Wielkiej Sali zwołali spotkanie, na którym ogłosili wszystko, co postanowili. Opowiedzieli o czterech domach, noszących nazwiska czterech założycieli: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin.
~*~
Trochę krótko, ale obiecuję, że następny rozdział będzie ciekawszy i ogólnie lepszy. Późno dzisiaj wróciłam z podwórka i nie miałam czasu, żeby ten odcinek ulepszyć. Już niedługo w opowiadaniu lato, więc będę mogła w pełni rozwinąć tę historię. Zmieniłam szablon, bo ta Rowena w nagłówku chyba trochę niektórych drażni, prawda? Dedykacja dla nicole . :*
- To pani jest zainteresowana kupnem tych trzech wielkich łóżek? – zapytał ją, kiedy kobieta weszła już do środka i teraz rozglądała się po holu z taką miną, jakby znajdowała się w jakimś zabytkowym kościele.
- Nie – przemówiła przyjaznym, ale chłodnym tonem. – Przyszłam do Roweny.
Godrykowi natychmiast uśmiech spełzł z twarzy. Teraz ją rozpoznał. Zauważył podobieństwo obu kobiet. Ona i Rowena miały takie same rysy twarzy, takie same włosy i nosy.
- Pani jest jej matką? – zapytał jeszcze, aby się upewnić.
Chciała odpowiedzieć, ale zanim otworzyła usta, nadeszła kolejna osoba. Był to Salazar. W ręku trzymał różdżkę, która dyrygowała wielkim stosem książek, unoszących się w powietrzu.
- Znalazłem w jednej z sypialni te książki, można by je umieścić w biblio… – urwał, patrząc z niedowierzaniem na nowo przybyłą. – Pani Ravenclaw? Co pani tu robi?
- Przyszłam odnaleźć swoją córkę – oświadczyła takim tonem, jakby to było coś oczywistego. – Jest tutaj?
- Oczywiście, jest – przyznał Slytherin. – Zawołać ją?
Pani Ravenclaw nie odpowiedziała, tylko sztywno skinęła głową. Salazar pospiesznie wspiął się po szerokich schodach na pierwsze piętro. Wkrótce jego kroki ucichły. Anastasia rozejrzała się po sali wejściowej. Budziła tyle wspomnień… ale teraz wyglądała zupełnie inaczej. Mnóstwo mebli, rzeźb i ozdób piętrzyło się wysoko nad ziemią. Nie miała teraźniejszym mieszkańcom zamku tego za złe, że przemeblowywali go, ale z drugiej strony trochę jej było żal, że jej były dom nie będzie wyglądał tak jak za dawnych lat.
Po kilku minutach od strony schodów znów rozległy się odgłosy kroków. Rowena już od szczytu schodów poznała matkę. Zbiegła do niej i rzuciła się jej w objęcia.
- Nie chciałam tak bez słowa znikać, ale myślałam, że byś mnie nie puściła, no i nie chciałam znosić tej męki pożegnania – powiedziała, kiedy Anastasia już ją puściła.
- Nie mogłabym stawać ci na drodze do spełnienia twoich marzeń – odparła i uśmiechnęła się, a po jej twarzy spłynęło kilka łez, które natychmiast otarła rękawem. – Pisałaś coś o Hogwarcie w swoim liście… a więc ten zamek tak się nazywa? Nie powiem, dotarły do mnie wieści o starym, niezamieszkałym dworze w Szkocji, niedaleko wioski Hogsmeade. Głównie to mnie naprowadziło na wasz trop. Ale myślałam, że tylko Rowena i Salazar prowadzą tę szkołę.
- No… tak dokładniej, to jest nas więcej – przyznał Slytherin.
Zwołał wszystkich do Wielkiej Sali i przedstawił ich pani Ravenclaw. Wszystko jej wyjaśnili. Jak powstał Hogwart, jak trudno było się tu dostać… Skrzaty domowe podały obiad. Przez chwilę nikt się nie odzywał, tylko spożywał to, co miał na talerzu.
- Mamo, przemyślałaś moją propozycję? – zapytała nagle Rowena.
- Ale czego miałabym tu uczyć? – spytała. – Wiem tyle, co nauczono mnie tutaj. Wiem dużo o gwiazdach, ale nie wiem, czy będzie to przydatne.
- Oczywiście. Astronomia jest bardzo potrzebna – odezwał się Salazar. – Na przykład w starożytnym Egipcie kapłani mogli przewidzieć, kiedy było zaćmienie słońca. W ten sposób mogli wmówić wszystkim, że bogowie są źli i zmuszali ich w ten sposób do posłuszeństwa.
Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Slytherin najwyraźniej się zmieszał, bo jego policzki pokrył lekki rumieniec, a on sam wzruszył ramionami i mruknął:
- Czytałem o tym w jakiejś książce.
*
Wiosna nadeszła błyskawicznie. Błonia pokryła zielona trawa, pąki błyskawicznie zamieniły się w kwiaty. Słońce zaczęło coraz mocniej przygrzewać. Zapowiadało się upalne lato. Szkoła już prawie była skończona. Pomieszczenia przypominały już klasy, w zamku panował przyjazny nastrój. Brakowało tylko nauczycieli, uczniów i…
- Jak będziemy rozpoznawać uczniów? – zapytała pewnego majowego dnia Helga, kiedy cała Czwórka udała się na wieczorny spacer brzegiem jeziora.
- Może potworzymy klasy? – zaproponowała Rowena. – No wiesz, piętnastu uczniów w klasie numer jeden, piętnaście w drugiej…
Nagle Godryk porwał z głowy swój kapelusz czarodzieja, rozprostował go i uśmiechnął się triumfalnie.
- Mam lepszy pomysł – rzekł. – Moglibyśmy tak zaczarować tę tiarę, żeby przydzielała ucznia do właśnie takiej klasy.
- Ale jak zrobimy podział? – zapytała Rowena. – Musimy brać takie dzieciaki, które znają się na rzeczy. Nie ma sensu uczyć tych, którzy nie mają tego czegoś.
Salazar prychnął pogardliwie. Od dawna powtarzał pozostałym, że nie ma co angażować w to wszystko dzieci mugoli albo, co gorsza, szlamy. Teraz też zamierzał się wypowiedzieć w tej sprawie, może już ostatni raz mając ku temu sposobność.
- Rowena ma po części rację – powiedział cichym, ale stanowczym tonem. – Nie zgodziłbym się tylko z jednym. Po co brać jakichś mieszańców? Prawo do nauki i magii mają jedynie dzieci czarodziejów i czarownic czystej krwi.
Pozostała trójka nie powiedziała nic, tylko wymieniła zrezygnowane spojrzenia. Na pamięć znali już przemówienia Salazara na temat czystości krwi. Osobiście nie obchodziło ich, czy ich uczniowie mieli czystą krew, czy też nie. Zależało im na nauczeniu jak największej liczby osób tego wszystkiego, co sami umieją. Pragnęli, żeby rasa czarodziejów została wzmocniona i rozszerzyła się.
- A gdybyśmy zaczarowali tę tiarę tak, żeby zaglądała uczniom do umysłów, po czym rozstrzygała, do którego domu miałaby należeć? – zaproponował Gryffindor, a oczy mu rozbłysły. – Stworzylibyśmy cztery domy. I każdy by sobie wybrał, co najbardziej ceni w uczniu.
Na twarzach reszty pojawiły się takie same uśmiechy, jak na ustach Godryka. Pomysł spodobał się każdemu, choć tylko Salazar miał jeszcze jakieś uprzedzenia. Postanowił jednak nie wygłaszać ich już publicznie. Dość miał roli czarnego charakteru.
Wrócili do zamku o wiele radośniejsi, zapomniawszy już o tej małej kłótni, z uśmiechami na twarzach i krokiem bardziej sprężystym. W Wielkiej Sali zwołali spotkanie, na którym ogłosili wszystko, co postanowili. Opowiedzieli o czterech domach, noszących nazwiska czterech założycieli: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin.
~*~
Trochę krótko, ale obiecuję, że następny rozdział będzie ciekawszy i ogólnie lepszy. Późno dzisiaj wróciłam z podwórka i nie miałam czasu, żeby ten odcinek ulepszyć. Już niedługo w opowiadaniu lato, więc będę mogła w pełni rozwinąć tę historię. Zmieniłam szablon, bo ta Rowena w nagłówku chyba trochę niektórych drażni, prawda? Dedykacja dla nicole . :*
1 xD
OdpowiedzUsuń~Spartanka
Gratuluję xD
UsuńSalazar czytał? To on umie czytać? * zdziwiona * Nie, żartowałam xD. Świetny rozdział, astronomia faktycznie jest potrzebna. A co do szablonu, to powiem szczerze, że na początku myślałam, że w nagłówku jest dziewczyna w greckim hełmie, a dopiero potem się skapnęłam, że ona jest obok jakiegoś instrumentu .
OdpowiedzUsuń~Spartanka
No, wiem, ale tak już wyszło xDTo są skrzypce koło jej głowy xD
UsuńNom, niedawno się skapnęłam, ale to są niestety moje skojarzenia xD.
Usuń~Spartanka
Uuu, a z czym mogą się skrzypce kojarzyć? xD
UsuńDzięki :* . Cudowny rozdział, chyba mój ulubiony. xDSzablon jest szalenie fajny! Ty to masz talent. xD
OdpowiedzUsuń~nicole .
Dzięki, ale nie jest taki świetny, trzeba myszką zaznaczać tekst xD
UsuńWybacz spam ale może chciałabyś dowiedzieć się co powinnaś poprawić w swoim blogu? Jeśli tak zapraszam na http://krytykuj.blog.onet.pl/ Jeśli nie po prostu usuń ten komentarz.
OdpowiedzUsuń~Lalune
Na pewno wkrótce zatrudnią pozostałych nauczycieli,uczniów……..i szkoła gotowa…………Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń~Olka
Uczniów się nie aztrudnia, będzie rekrutacja dzieciaków xD
Usuń{SPAM} Ocenialnia Marksss to nowo powstała strona gdzie ocenia się blogi tylko o tematyce Potterowskiej. Jeżeli masz ochotę zgłosić się do oceny, to zapraszam! Trwa również nabór!{Usuń ten komentarz zaraz po przeczytaniu}. Pozdrawiam..!NANA
OdpowiedzUsuń~zakochana251@amorki.pl