Mała
dziewczynka o długich, kruczoczarnych włosach szła tuż obok kobiety w szarym,
nieco brudnym płaszczu, trzymając kurczowo jej rękę. W tych czasach ludzie
bardzo niechętnie patrzyli na czarownice, a Rowena i jej matka postrzegane były
za dziwne, może nawet za istoty, uprawiające magię. Nawet mugole nie byli aż
tak ślepi, by nie zauważyć tych wszystkich podejrzanych zdarzeń, które wciąż
działy się w życiu dziwaczki żyjącej pod lasem.
Ktoś
podstawił nogę wylęknionej kobiecie, a ona upadła, wypuszczając z dłoni kosz
pełen ziół i roślin, które właśnie zamierzała sprzedać. Ludzie, przebywający w
pobliżu parsknęli śmiechem. Mimo że żyli w czasach ogólnego potępiania dla
osób, które zbytnio odznaczały się w tłumie, nigdy większa krzywda ze strony
mieszkańców wioski jej nie spotkała. Zazwyczaj były to tylko wyzwiska,
przepychanki, upokarzające żarty, a nawet groźby, jednak strach brał górę nad
złośliwością i żaden mugol nie odważył się wcielić ich w życie. Kobieta szybko
pozbierała zioła, chwyciła córkę za rękę i czmychnęła czym prędzej z targu, z
dala od pogardliwych spojrzeń i drwiących śmiechów. Będzie musiała sprzedać to,
co zbierała przez całą noc w innej wiosce. Udała się na skraj lasu, gdzie miała
swoją chatę na niewielkim wzgórzu, ukrytą w cieniu rozłożystych dębów.
-
Następnym razem zostaniesz w domu – powiedziała do córki, gdy zamknęła drzwi
jednym stuknięciem różdżki.
- Tak
jest, matko – odezwała się dziewczynka i zrobiła nadąsaną minę. – Dlaczego
musimy tu mieszkać? Dlaczego nie wrócimy do domu?
Kobieta pogrążyła
się w ponurych wspomnieniach. Mimo że mieszkała w nędznej chacie, w której
latem było niesamowicie gorąco, a zimą hulał w izbie mroźny wiatr, wszyscy
widzieli, że ekscentryczna, młoda matka nie była typową wieśniaczką. Odstawała
od wszystkich i to właśnie napawało ich przerażeniem. Poruszała się z gracją i nie
mówiła, jak kobiety wychowane na wsi. Nie było w tym nic magicznego. Anastasia
Ravenclaw pochodziła po prostu z wielkopańskiej rodziny. Dwa lata temu
mieszkała jeszcze na dworze pewnego szlachcica o imieniu August Ravenclaw. Jako
jego małżonka wiodła dostatnie, szczęśliwe życie, jej córka kształciła się pod
okiem najznamienitszych nauczycieli, jacy tylko stąpali po ich kontynencie. Jednak
sielanka szybko się skończyła. Przyrodni, chory z zazdrości brat Augusta
zamordował go, a jego żonę i córkę skazał na wygnanie, daleko od królestwa.
Anastasia tak wiele nocy przepłakała z tęsknoty za rodzinną Szkocją i
ukochanym… Jednak życie nadal się toczyło i, mimo że kobieta nie miała już
żadnych powodów, aby ciągnąć to wszystko, musiała się przemóc. Dla córki.
-
Roweno – westchnęła. – Życzeniem pana Waltera było, abyśmy tu zamieszkały.
Rowena była
dzieckiem inteligentnym i rozumiała każde słowo matki. Ta obiecywała jej, że
jeśli będzie się pilnie uczyć z ksiąg, stanie się mądra, jak sam Merlin. Roweny
nie trzeba było zmuszać do nauki. Pomimo swojego młodego wieku, wciąż rwała się
do książek, toteż matka, gdy zaoszczędziła trochę złota, kupowała czasem małej
książkę, to o transmutacji, to o zastosowaniach roślin magicznych, czy
stworzeniach. Kiedy zaś Rowena osiągnęła wiek dziewięciu lat, stała się chlubą
i dumą dla matki. Była jej oczkiem w głowie i jedynym sensem życia. Liczyło się
tylko jej szczęście.
*
W
niewielkim miasteczku Either, w bogatym apartamencie, żył i dorastał rówieśnik
Roweny. Był to rozkapryszony Mały Książę imieniem Salazar. Nie był jednak
tępym, pozbawionym ambicji dzieciakiem majętnych, chłodnych rodziców. Miał
wielkie plany dotyczące jego szlachetnego pochodzenia i osób zwanych
„mugolami”, którzy zmusili ludzi jego pokroju do ukrywania się.
-
Salazarze – powiedziała do niego matka. – Twój nauczyciel eliksirów złożył
rezygnację. Znowu.
Salazar pochłonięty
był treścią starego tomu Czarna magia
zawsze i wszędzie. Słowa matki nie zrobiły na nim wrażenia. Nie znosił
eliksirów. Jego ojciec nigdy specjalnie nie przejmował się tym, że kolejni
nauczyciele uciekają w popłochu przed jego nadętym, buńczucznym synem, więc
dlaczego Mały Książę miałby się tym frasować?
- Znajdźcie
więc nowego – odparł chłodno mały arystokrata, strząsając z czoła czarne
kosmyki.
Jego przenikliwe,
zielone oczy spoczęły na chwilę na jasnej, zakłopotanej twarzy matki, po czym
znów powróciły do tekstu. Poczuł gwałtowny przypływ irytacji, nienawidził,
kiedy ktoś bez powodu przerywał mu czytanie.
- Mamy
już ochotnika, ale… - Tu matka zawiesiła na chwilę głos. – Ale to kobieta.
- Nie
lubię eliksirów – powiedział znudzonym tonem Salazar. – Cóż, niech będzie. Jak
się nazywa?
-
Colin Lasa – odrzekła pani Slytherin. – Ojciec sprowadził ją aż z Nawarry.
Salazar wzruszył
ramionami.
- Nie
obchodzi mnie, skąd pochodzi – prychnął, obdarzywszy matkę beznamiętnym
spojrzeniem. – I tak odejdzie za jakiś czas. Zawsze tak jest.
Irytujące
zachowanie panicza Salazara zniechęcało nauczycieli, głównie tych od eliksirów
do pracy, więc ci rezygnowali z posady najdłużej po upływie pół roku. Jego
młoda matka – Christina nie radziła sobie z fochami i humorami syna, który nie
znał żadnej dyscypliny, ponieważ jego ojciec, bogaty kupiec, rzadko bywał w
domu. Co więcej, Christina, jako czarownica, musiała bardzo zazdrośnie strzec
tej tajemnicy, gdyż nawet, a może szczególnie ze względu na jej pozycję i
tytuł, nie wypadało się ujawniać. Przecież wiedźmy palono na stosie.
*
- A
masz! Niech cię ziemia pochłonie! – Zawołał dziewięcioletni chłopiec, dźgając
drewnianym mieczykiem słomianą kukłę. – Zgiń, przepadnij!
Z okna wiejskiego,
niewielkiego, kamiennego apartamentu wychyliła się kobieta z długim,
kasztanowym warkoczem. Twarz miała pulchną i uroczą, pokrytą delikatnym,
naturalnym rumieńcem.
-
Godryku, prosiłam cię! – Oburzyła się. – Dajesz zły przykład braciom.
-
Dobrze! – Krzyknął w odpowiedzi, ale nadal z niezwykłą zawziętością walił
mieczem w kukłę, której właśnie odpadła głowa. Cierpliwość matki w tym momencie
się skończyła.
-
Godryku! – Powtórzyła. – Nie zachowuj się jak mugol.
-
Heleno – rzucił jej ostrzegawczo mąż gdzieś z głębi domu, czego ich najstarszy
syn nie mógł dosłyszeć. – Zrazisz chłopaka.
Godryk,
pomimo czystości swej magicznej krwi, był czarodziejem prawym i odważnym.
Status krwi i majątek rodziców nie przewróciły mu w głowie, jak stało się w
przypadku próżnego, słabego Salazara. Gdyby był starszy, z pewnością jeździłby
po świecie i bronił uciśnionych. Jego marzenia nie różniły się niczym od marzeń
większości chłopców w jego wieku. Chciał zostać rycerzem, profesjonalnie władać
mieczem i walczyć ze złem i herezjami. Jednak w tej chwili dziewięciolatek mógł
jedynie biegać po swoich wrzosowiskach i ratować króliki przed dzikimi psami.
*
Na
drugim końcu kraju, w szkockiej, zimnej, acz zielonej dolinie znajdował się
zapuszczony, stary sierociniec. Pracowała w nim dobra, lecz niezbyt zamożna
magiczka – Anna Hufflepuff. Wszystkie swoje podopieczne sieroty darzyła
ciepłym, matczynym uczuciem, toteż jej dziewięcioletnia córeczka nabrała
przyjaznego usposobienia. Helga, pomimo młodego wieku, dobrze znała los sierot.
Sama straciła ojca w wieku sześciu lat. Zginął w bitwie z goblinami w 961 roku,
i mimo tego że rudowłosa Helga miała matkę, nie sprawiała przykrości sierotom.
Była skromną, sprawiedliwą i uczciwą dziewczynką. Pomagała Annie, jak tylko
mogła, choć nie było im lekko. Prowadzony przez dwie kobiety sierociniec był
biedny, jak wszystkie inne domy dla porzuconych i osieroconych dzieci, lecz z
roku na rok panowała w nim jeszcze większa nędza, gdyż nie było tam żadnego mężczyzny.
Nie wiadomo, jakby potoczyły się losy dzieci będących na łasce dobrej i ciepłej
pani Hufflepuff, gdyby nie to, że kobieta od czasu do czasu posługiwała się magią,
która często bardzo poprawiała standard ich życia. I tak wszystkim mijały lata,
które spędzali na pracy, modlitwie, nauce i drobnych przyjemnościach, na które mogli
sobie pozwolić. Jednak Anna nie chciała takiego życia dla swojej córki, choć wiedziała,
że nic nie mogła na to poradzić. W domu nie było mężczyzny, przez co nikt w ich
społeczeństwie nie traktował Hufflepuffów poważnie.
Ta
czwórka dzieci obdarzona wielkimi ambicjami, pragnąca od młodych lat dążyć do
rozwijania i zgłębiania magicznej wiedzy, nie znała przyszłości, bo żadne z
nich nie było przecież jasnowidzem. Żyły pragnieniem szerzenia magicznych
umiejętności, co prawda, każde na swój sposób. Dlaczego więc przypadkiem nie miałyby zrobić tego
razem?