piątek, 27 stycznia 2012

39. Smutek tonie w czasie

         Salazar i Rachel już nigdy nie wrócili. Rowena praktycznie codziennie myślała o nim i wspominała chwile radości, chwile szczęśliwe, których było niewiele, bo trwały tylko na początku ich podróży. Codziennie oczekiwała na jakąś wiadomość od Slytherina. I mimo że od jego wyjazdu minęło już pięć lat, nie potrafiła o nim zapomnieć. Jej mały synek nieświadomie przypominał jej o nim. Miał zielone oczy, takie same kości policzkowe… Aż dziwiła się, że Lambert nie widział tego podobieństwa. W marcu przyszła na świat córka Helena, a miesiąc później Godryk ożenił się z piękną, ciemnowłosą Seleną, którą poznał podczas letniego wyjazdu do Londynu. Wszystkim brakowało Rachel i Salazara, ale musieli pogodzić się z ich odejściem. Nikt nie wiedział, jak Ravenclaw tęskniła za Wężowym Językiem, nigdy nie dowiedziała się o tym nawet Helga. Ich przyjaźń nieco się osłabiła, a stosunki ochłodziły. Rowena stała się bardziej ostrożna, więcej czasu spędzała samotnie na błoniach lub w bibliotece. Od czasu do czasu zapuszczała się do Hogsmeade, gdzie płaciła dwa srebrne sykle za kufel mocnej, grzanej ognistej whisky, siadała w ciemnym kącie, gdzie nie była narażona na podejrzliwe, zaciekawione spojrzenia mieszkańców i myślała. Często wracała do tego przedziwnego wydarzenia na klifie. Stos kości ubrany w czarną pelerynę, później jej upadek do jeziora…

Ale myślała także o Salazarze. Już nie raz pluła sobie w brodę, że tak łatwo zmarnowała okazję do bycia naprawdę szczęśliwą. Nie miała pojęcia, co sobie w ogóle myślała, raz po raz odrzucając zaloty Slytherina. Przecież miała tyle okazji, aby się w końcu otrząsnąć. A teraz… teraz on już zawsze będzie myślał o niej jak o pustej, nic nie wartej wieśniaczce. Bo w głębi duszy była nią. Tak naprawdę posiadała jedynie dużą wiedzę i talent do uprawiania magii. Poza tym nic więcej nie odzwierciedlała. Czuła,że zmarnowała życie, mimo że powołała na świat dwójkę cudownych dzieci i przyczyniła się do powstania szkoły, która może trwać jeszcze setki lat po jej śmierci, ucząc kolejne pokolenia młodych czarodziejów. Czasami myślała, że może lepiej by się stało, gdyby wszyscy dowiedzieli się o romansie jej i Slytherina. Nareszcie poczułaby się lepiej. Nienawidziła tej sympatii, którą darzyli ją mieszkańcy Hogwartu. Gdyby znali prawdę, mieliby do niej całkiem inny stosunek. I nie mówiliby już co jakiś czas o tym, dlaczego Salazar odszedł. Oficjalna wersja była taka, że nie mógł znieść takiej ilości szlam w zamku. Ów temat, na szczęście dla Roweny, powracał coraz rzadziej i rzadziej…



*



         Salazar siedział w fotelu i polerował piękny, krótki sztylet spoczywający na jego kolanach. Był pod wrażeniem precyzji, z jaką był wykonany. W końcu to robota goblinów. Nie wymagał czyszczenia, ale owa czynność jakoś uspokajała Slytherina. Klinga była ciemna, lśniąca, w rękojeści umieszczono błękitne, maleńkie szafiry. Posiadał wiele sztyletów. Był majętnymi szanowanym człowiekiem, a od momentu, gdy opuścił szkołę – spokojniejszym i szczęśliwszym. Jego ślub z Rachel odbył się tuż po wyjeździe i był na tyle huczny, że "Prorok Codzienny" nie omieszkał o tym napisać. W duchu miał nadzieję, że gazeta wpadnie w ręce Roweny i ta nareszcie zrozumie, jaki błąd popełniła. Salazar ani nikt inny nie wiedział jednak, że Ravenclaw zrozumiałą to już dawno. W przeciwieństwie do niej Slytherin nie kochał jej już. Najważniejsza była Rachel i to o niej myślał. Był z nią po prostu szczęśliwy. Dałamu trzech wspaniałych, mężnych synów i cudowną, uroczą córkę Elizabeth. Mieszkali w wielkim, kamiennym dworze, gdzie wiedli spokojne, pozbawione większych trosk życie. Nie musieli pracować. Jedyną myślą, która sprawiała, że Salazar i Rachel tracili nagle humor był fakt, że za kilka lat ich dzieci dostaną list z Hogwartu. A Salazar zobaczy tak dawno już zapomniany podpis Roweny z małym zawijasem przy "R". Będzie mógł, patrząc na niego, wyobrazić sobie, że przecież jej ciepła dłoń dotykała tego pergaminu… Nie miał pojęcia, dlaczego o tym myślał. Na pewno nie była to miłość, lecz raczej jakaś dziwna forma sentymentu. I mimo że Malfoy wiedziała praktycznie o wszystkim, z tego Salazar nigdy się jej nie zwierzył. Szczerze mówiąc, to w głębi ducha oczekiwał na jakąś sowę od Ravenclaw, aczkolwiek sam by jej nie odpisał. Po prostu był niesamowicie ciekaw, jak teraz im się żyje w Hogwarcie. Czuł także, że jego żona też nad tym się zastanawiała. Rzadziej bo rzadziej, ale myślała o tym.



- Co się stało? – cichy, lecz wyraźny głos blondynki rozbrzmiał gdzieś na drugim końcu pokoju.

- Dlaczego myślisz, że coś się musiało stać?

– Bo zawsze polerujesz miecz, kiedy jesteś spięty.

Obeszła jego skórzany fotel i usiadła naprzeciw komęża, w drugim. Długie, prawie białe włosy miała splecione w wymyślny warkocz, do którego przymocowane były perły i maleńkie diamenciki. Ubrana była w jasną, błękitną suknię, która idealnie pasowała do jej oczu.

- Wspomnienia. To wszystko. Po prostu żałuję pewnych wyborów. Chodź tu – odłożył sztylet na bok i wyciągnął ramiona w stronężony. Ta usiadła mu na kolanach i objęła go rękami za szyję.

- Jakich? – zapytała zgodnie z przewidywaniami Salazara.

- Chociażby pomysł bliższego poznania Roweny. Od początku mną gardziła, a ja głupi w to brnąłem – mruknął, czując, jak Rachel poruszyła się nieznacznie na jego kolanach.

- Nie myśl o tym. Nie liczy się ani to, co ona do ciebie czuje, ani co nawyczyniała, aby zniszczyć nasz związek.

- Masz rację. Teraz jesteśmy silniejsi. I wszystko przetrwamy – dodał i pocałował ją w usta. Wciąż pożądał jej tak samo mocno jak napoczątku ich małżeństwa. Ale było to dodatkowo połączone z uczuciem. U Roweny pragnął tylko ciała. Od zawsze intrygowała go jej wiedza, ale ów pustostan… brak racjonalnego myślenia… Była inteligentna, ale jej mądrość życiowe równa była zeru.



*



         Mijały lata. Założyciele Hogwartu się nieco postarzeli, ich dzieci wyrosły… Wszystkie ukończyły Hogwart, nawet dzieci o nazwisku Slytherin. Bez choćby chwili wahania Tiara Przydziału umieściła Thomasa, Ottona, Silvica i Elizabeth w domu ich ojca, gdzie powstała elitarna grupka Ślizgonów, gardzących szlamami i propagujących czystą krew. Przetrwała ona do dnia dzisiejszego, przez co wychowankowie Domu Węża cierpieli na brak przychylności ze strony trzech innych domów.

         Syn Roweny wyrósł na mądrego, pracowitego młodzieńca. Był naprawdę podobny do ojca. Wyjechał jednak do Europy pracować dla Gringotta, więc nie musiał być narażony na coraz bardziej podejrzliwe spojrzenia mieszkańców zamku. Helena zaś pozostała w Hogwarcie, wiodąc beztroskie, dostatnie życie. Nie była tak inteligentna jak jej matka, nad czym w głębi ducha bardzo bolała. Los obdarzył ją jedynie wygórowanymi ambicjami i namiastką tego, co mogła posiadać. Ale szybko domyśliła się, jak może zdobyć to, czego tak bardzo pragnęła. Był nim mianowicie diadem, który jakimś cudem został obdarzony ogromną magią. Osoba mająca go na głowie stawała się w mgnieniu oka mądrzejszy. Dla Heleny był to skarb tak nęcący, że łapała się już nie raz na marzeniu o nim. Nieświadomie planowała zdobycie go, acz dobrze wiedziała, że byłaby to kradzież, co z kolei jest bardzo poważnym grzechem.

         Dlatego córka Roweny żyła tak z nadzieją, że któregoś dnia po prostu znajdzie się jakieś idealne rozwiązanie, aby zmienić w końcu jej ciasny umysł.



         Helena była niewątpliwie bardzo oczytaną i wykwalifikowaną czarownicą, ale los nie szczędził jej też urody. Wraz z nią odziedziczyła po matce także chłód i wyniosłość, a niebyło to dobre połączenie. Posiadała wielu adoratorów zaciekle rywalizujących między sobą o jej rękę, lecz najostrzejszym i najodpowiedzialniejszym dla niej według rodziców był baron Leonard Salwadore. Prócz majątku i urody posiadał także niezwykle porywczy charakter, a utrzymanie nerwów na wodzy stanowiło dlań nie lada problem. W Helenie zakochany był na zabój, ta jednak odrzucała jego zaloty, nieświadomie powtarzając życiowy błąd swojej matki.

- Niech się pan nie stara – powtarzała mu. – Doceniam pańskie poświęcenie, ale nie kocham pana.

- Panienka miałaby ze mną iście rajski żywot. Czyż nie lepiej być z osobą, która kocha bardziej? – pytał w groteskowo poetycki sposób.

- Nie wiem. Uważam, że lepiej być z osobą, która się tak naprawdę kocha. Pan byłby dobrym mężem, ale nie dla mnie.

Baron był człowiekiem o słabych nerwach, szybko wypadał w złość, co bardzo nie podobało się młodej córce Ravenclaw. Obawiała się, że może on w przyszłości podnieść na nią rękę. Poza tym miała teraz ważniejsze plany.



~*~



         Jest to przedostatni rozdział na tym blogu. Szczerze mówiąc, to przywiązałam się. Ale niestety muszę zakończyć opowiadanie, aby założyć nowe. Chociaż nie wiadomo – ACTA od wczoraj jest już wprowadzona, więc nie mam pojęcia, czy onetowskie blogi przetrwają. Pamiętajcie jednak. Co by się nie działo, zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby zapobiec temu, co się dzieje. Sama czy w grupie. Wciąż będę pisać i publikować.