Skończył się pierwszy rok, uczniowie zostali pod koniec upalnego czerwca odwiezieni powozami do domów, a Czwórka z radością i satysfakcją oddała się sprzątaniu i przygotowywaniu szkoły na początek nowego semestru. Mogły to zrobić skrzaty domowe, ale ta praca sprawiała im prawdziwą przyjemność.
Rowena oparła się biodrem o brzeg ławki w klasie Godryka. Wyglądała na pogrążoną w euforii. Włosy opadały kusząco na jej odsłonięte ramiona, szeleszcząca, granatowa suknia z tafty idealnie podkreślała jej kształty. Nie była już tak wychudzona. Regularne posiłki, dająca radość praca i spędzanie czasu nad ukochanymi tomami sprawiły, że zniknęły zapadnięte policzki, piersi i biodra przybrały kobiece kształty, a kości nie wystawały jej już tak bardzo. Nie wiedzieć, czy to przez dobrą sytuację, czy dojrzewanie, Rowena wyglądała nie jak zabiedzona pół-sierota wychowana w chacie na skraju lasu, lecz jak szczęśliwa i całkowicie spełniona młoda kobieta.
- Naprawdę nie byłam pewna, czy nam się uda, ale odnieśliśmy niesamowity sukces – oznajmiła uradowana. – Nie mogę uwierzyć, że pierwszy rok już się skończył. Tak szybko zleciał…
- Prawda? I pomyśleć, że to był pomysł Salazara – dodała Helga.
Ona również bardzo się zmieniła. Dzięki pracy nauczycielki bardzo się otworzyła i, w przeciwieństwie do Roweny, schudła. Teraz nie wyglądała jak puchata, nieśmiała dziewczynka. Pojawiła się talia, cała sylwetka stała się smukła. Dawniej włosy zaplatała w gruby warkocz. Teraz lubiła w długie, rude loki wplatać różnokolorowe wstążki. Uwielbiała brązowe i żółte jedwabne szaty, z przyjemnością pozwalała powiewać na wietrze długim, szerokim rękawom, kiedy wieczorami wychodziła na spacery brzegiem jeziora z Berengarem. Ich platoniczny romans kwitnął, było im dobrze w swoim towarzystwie, oboje chcieli, żeby to trwało już zawsze, ale żadne z nich nigdy dotąd nie napomknęło o ślubie.
- A ja nadal uważam, że mężczyźni nie powinni podejmować ważniejszych decyzji. Nie potrafią logicznie myśleć – stwierdziła ciemnowłosa, zabierając się za wkładanie do wysokiej, dębowej szafy nowych rolek pergaminu.
- Powiedz to publicznie – mruknął Slytherin. Z jakiegoś nikomu nieznanego powodu był naburmuszone. Znowu. – Lud ukamienowałby cię bez wahania, nie ważne, czy byliby to mugole, czy czarownicy. Oczywiście, zaraz po spaleniu.
Salazar nie zmienił się prawie w ogóle. Oczywiście, zmężniał, ale był nadal tym samym napuszonym, wciąż wywyższającym się człowiekiem. Może tylko używał mniej obraźliwych i szydzących epitetów, większość uwag wolał przemilczeć, myśląc, że w ten sposób pokaże wszystkim swoją dojrzałość. Jego stosunek do dzieci urodzonych w mugolskich rodzinach był niezmienny. Tylko na jego lekcjach każdy uczeń bał się odezwać.
- Faktycznie, czasami do czegoś się przydajecie – odparła Rowena. Postanowiła odpuścić. Nie chciała się znów kłócić. Już wystarczyło, że Godryk wszczynał sprzeczki dotyczące czystości krwi. Z przykrością musiała stwierdzić, że zdarzały się one coraz częściej.
Z Helgą wymieniły rozbawione spojrzenia. Od rana chciała ją o coś zapytać. Kiedy tylko nadeszło ciepłe lato, powietrze zaczęło pachnieć drzewami z lasu, a wieczory były ciepłe i romantyczne, związek Hufflepuff i Berengara bardzo się rozwinął. Dlatego Rowena z niecierpliwością oczekiwała na jakieś informacje o zaręczynach.
Kiedy wszyscy udali się do Wielkiej Sali na obiad, zatrzymała przyjaciółkę w połowie schodów prowadzących do holu. Odczekała, aż drzwi się zamknął, po czym od razu naskoczyła na Helgę:
- Chciałam cię o to zapytać już wcześniej, ale jakoś nie miała odwagi… to przecież twoje sprawy… Nie myśleliście z Berengarem o ślubie? Tak dobrze się wam układa, że to grzech zmarnować tak silne uczucie.
Helga najwyraźniej się zmieszała. Utkwiła wzrok w ostatnim stopniu, jakby miała nadzieję, że za chwilę się tam znajdzie i nie będzie musiała odpowiadać na to pytanie. Tak, myślała o tym wielokrotnie, ale dziewczynie nie wypadało jaki pierwszej wychodzić z propozycją zaręczyn. W ogóle czuła się dziwnie, bo to zwykle rodzice podejmują decyzję, kogo ma poślubić ich córka.
- No… ja myślałam. Nie mówiłam mu o tym, ale od czasu do czasu myślałam, to fakt – przyznała z lekkim rumieńcem. Kiedy zobaczyła minę przyjaciółki, pożałowała, że jej o tym powiedziała.
- A dałaś mu do zrozumienia, że chcesz z nim spędzić resztę życia? Przecież to takie piękne, możesz wybrać się z nim na romantyczną przechadzkę, ująć go za rękę… a nastrój zrobi resztę. Wyglądałabyś przepięknie w tej aksamitnej bladozielonej szacie na brzegu jeziora… Blask księżyca odbijający się w wodzie… Jesteś piękną i dobrą dziewczyną, Berengar byłby ślepy, gdyby tego nie zauważył – powiedziała Rowena, pozwalając swojej wyobraźni pognać hen daleko od zamku.
- Jesteś taka romantyczna… – westchnęła rudowłosa i spuściła wzrok, wpatrując się w swoje skórzane pantofle ze srebrnymi klamrami. – To dziwne, że jesteś sama.
- Uważam, że kobiety muszą się postawić mężczyznom. Ale ty sobie tym nie zaprzątaj głowy. Zrób tak, jak ci powiedziałam – przerwała jej szybko.
Nie chciała rozmawiać na temat swojego życia osobistego. Lambert co prawda otwarcie ją adorował, bardzo mu na niej zależało, ale Ravenclaw jak dotąd nie dała mu jasnej odpowiedzi. Nie chciała być tak okrutna i zwodzić go, ale miała do podjęcia ważną decyzję. Wolność i niezależność czy miłość. Tego była pewna, coś mocnego budziło się w jej sercu, a w okolicy brzucha czuła coś dziwnego, kiedy przypadkiem dotykał jej dłoni albo obdarzał jednym ze swoich zniewalających spojrzeń. Niezależność była jednak dla niej bardzo ważna, chciała skupić się na pomaganiu nieszanowanym kobietom, uświadomić je, że wcale nie są gorsze i słabsze od mężczyzn. Dobrze wiedziała, że spotka się z wieloma protestami, zwłaszcza ze strony płci brzydkiej. Musiała być silna.
*
Pod wieczór, kiedy zaczęły już pojawiać się pierwsze gwiazdy na szybko ciemniejącym niebie, Berengar zapukał do drzwi sypialni Helgi. W ręku trzymał bukiet świeżo ściętych stokrotek o dużych kwiatach i śnieżnobiałych płatkach. Dziewczyna wzięła je od niego z lekkim uśmiechem na twarzy. Miała na sobie jasnobrązową wełnianą suknię, we włosach żółte i czerwone wstążki, które sprawiały, że jej głowa zdawała się płonąć.
- Ładnie wyglądasz – powiedział czarodziej i wyciągnął rękę w jej stronę. – Zechcesz się ze mną przejść?
- Z przyjemnością.
Zeszli po schodach do holu. Wszystkie świece były pogaszone, przez witraże w oknach wlewało się srebrną łuną światło księżyca. Pełnia była w tym miesiącu wyjątkowa, na niebie ani jednej chmurki, a gwiazdy lśniły jak diamenty.
Bez słowa Berengar poprowadził towarzyszkę w stronę jeziora. Wyglądało na to, że Rowena miała rację. Nie potrzebowali słów, by zapanował romantyczny nastrój. Księżyc odbijał się w ciemnych wodach, na których lekki wiaterek tworzył zmarszczki. Czarodziej nagle zatrzymał się. Helga zrobiła to samo.
- Od kiedy cię poznałem, wiedziałem, że nie spotkam już lepszej dziewczyny – przemówił nieco drżącym z nerwów, ale z pewnością szczerym głosem. – Jesteś piękna, mądra i utalentowana… Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdybyś zechciała zostać moją żoną.
Zaczął czegoś szukać po kieszeniach. Hufflepuff przyglądała się temu ze łzami szczęścia i wzruszenia w oczach. W końcu z wewnętrznej kieszeni letniego, beżowego płaszcza wyciągnął złoty pierścionek z brylantowym oczkiem.
- Ja… oczywiście, sama nie wiem, co powiedzieć… – wyrzuciła z siebie ruda. – Rowena miała rację, musi być wieszczką jak Kasandra…
- Nie jest. Przez przypadek usłyszałem waszą rozmowę. Od dawna chciałem ci dać ten pierścionek, kazałem sprowadzić go z Anglii, ale nie miałem pewności, czy chcesz spędzić ze mną resztę życia – odpowiedział z uśmiechem wyrażającym ulgę i nieopisaną radość, jakby nie wierzył we własne szczęście.
Helga, po raz pierwszy zdobywszy się na taką śmiałość, przysunęła się do niego, przechyliła lekko głowę i niepewnie pocałowała go w usta. Berengar odpowiedział z niemałym entuzjazmem. Objął ją w talii; przez chwilę trwali w takiej pozie, nie odrywając się od siebie nawet na sekundę. Kiedy w końcu odsunęli się na niewielką odległość, Berengar włożył Heldze pierścionek na palec i ucałował wierzch jej dłoni.
- Wiesz, mógłbym się ożenić z tobą nawet jutro – wyznał.
Tym razem to on przełamał lody i przytulił narzeczoną. Ta poddała się bez żadnych oporów. Oboje byli tak ogarnięci własnym szczęściem, że nie wiedzieli, co powiedzieć.
*
Następnego dnia przy śniadaniu wszyscy już wiedzieli o zaręczynach Helgi i Berengara. Każdy chciał pomóc przy planowaniu wesela, propozycji i pomysłów było mnóstwo, najmniej zaś odzywali się właśnie narzeczeni.
- Wiecie, ja już raz swój ślub miałem – wtrącił się Godryk z rozbawieniem w głosie. – Na szczęście nie doszedł do skutku, ale widziałem, jak się trzeba natrudzić, żeby wszystko przygotować. Bo jak zaprosić mugolskiego duchownego do zamku pełnego ruszających się portretów, chodzących zbroi i ksiąg z zaklęciami?
- Można byłoby zorganizować ceremonię na błoniach, na brzegu jeziora, w miejscu ich zaręczyn – zaproponowała Rowena z płonącymi oczami i szerokim uśmiechem na ustach. Chyba tylko ona cieszyła się z tego całego wydarzenia tak, jak narzeczeni. – Przecież Bóg jest w każdym miejscu. Później można księdza odprawić, a przyjęcie zorganizować w Wielkiej Sali, uprzednio usunąwszy cztery stoły. Można zostawić jeden dla gości. Para młoda będzie siedzieć przy stole nauczycielskim, nakrytym najlepszym obrusem, jaki mamy w Hogwarcie.
- A co z gośćmi? – zapytała Deborah. Była tak szczęśliwa, że nie mówiła wiele.
- Trzeba będzie zaprosić matkę Helgi. Myślę, że dzieci z jej sierocińca też zasługują na to, żeby tu być – odpowiedział szybko Berengar, zanim Rowena otworzyła usta. – Nie chcemy z Helgą hucznego przyjęcia. To nie przystoi. Myśleliśmy też o uczniach, ale nie ma sensu ściągać ich w środku lipca z różnych części kraju na jeden dzień. Wystarczą wasi rodzice i kilku znajomych z Hogsmeade.
Hufflepuff przytaknęła kiwnięciem głową. Pozwoliła narzeczonemu ująć publicznie swoją dłoń. Nigdy wcześniej przed zaręczynami nie zezwoliłaby mu na to w towarzystwie przyjaciół.
To wszystko, co planowali dla nich, bardzo się jej podobało, ale Helga wolałaby wyjść za ukochanego bez tych wszystkich sztywnych manier, bez powozów ciągniętych przez białe konie i bez wielkich, hucznych ceremonii. Wystarczyłaby jej zwykła kolacja i spacer, sam na sam z Berengarem. Obije byli skromni, chcieli spędzić ze sobą jak najwięcej czasu, bez zbędnego szumu. Byli ludźmi swoich czasów. Skromni, pobożni, nieodczuwający potrzeba błyszczenia w społeczeństwie. Tak światłe umysły posiadali z tej całej grupy jedynie Rowena i Salazar. Według Helgi bardzo do siebie pasowali, nie miała pojęcia, dlaczego nie byli razem. Mogli być naprawdę piękną parą. Kasandra zawsze to mówiła, przynajmniej rudej, w tajemnicy. Dodawała też, że Slytherin mógłby sprowadzić Ravenclaw na złą drogę, ale tego Hufflepuff nie rozumiała. Tak czy siak, wesele trzeba było urządzić. Helga i Berengar nie mogli się doczekać, kiedy staną się małżeństwem.
~*~
Nie wiem, jak mam się wytłumaczyć. Padła mi w Sylwestra karta graficzna, dopiero pod koniec lutego komputer został naprawiony. Przepraszam, robiłam, co mogłam, by to jakoś przyspieszyć. No, ale teraz już się poprawię, na następny rozdział nie będziecie musieli tak długo czekać, choć nie jest do wykluczone, bo w przyszłym tygodniu jest wywiadówka. A jedyny epitet określający teraz moje oceny, to oj. Dedykacja dla Nicole. :*
Rowena oparła się biodrem o brzeg ławki w klasie Godryka. Wyglądała na pogrążoną w euforii. Włosy opadały kusząco na jej odsłonięte ramiona, szeleszcząca, granatowa suknia z tafty idealnie podkreślała jej kształty. Nie była już tak wychudzona. Regularne posiłki, dająca radość praca i spędzanie czasu nad ukochanymi tomami sprawiły, że zniknęły zapadnięte policzki, piersi i biodra przybrały kobiece kształty, a kości nie wystawały jej już tak bardzo. Nie wiedzieć, czy to przez dobrą sytuację, czy dojrzewanie, Rowena wyglądała nie jak zabiedzona pół-sierota wychowana w chacie na skraju lasu, lecz jak szczęśliwa i całkowicie spełniona młoda kobieta.
- Naprawdę nie byłam pewna, czy nam się uda, ale odnieśliśmy niesamowity sukces – oznajmiła uradowana. – Nie mogę uwierzyć, że pierwszy rok już się skończył. Tak szybko zleciał…
- Prawda? I pomyśleć, że to był pomysł Salazara – dodała Helga.
Ona również bardzo się zmieniła. Dzięki pracy nauczycielki bardzo się otworzyła i, w przeciwieństwie do Roweny, schudła. Teraz nie wyglądała jak puchata, nieśmiała dziewczynka. Pojawiła się talia, cała sylwetka stała się smukła. Dawniej włosy zaplatała w gruby warkocz. Teraz lubiła w długie, rude loki wplatać różnokolorowe wstążki. Uwielbiała brązowe i żółte jedwabne szaty, z przyjemnością pozwalała powiewać na wietrze długim, szerokim rękawom, kiedy wieczorami wychodziła na spacery brzegiem jeziora z Berengarem. Ich platoniczny romans kwitnął, było im dobrze w swoim towarzystwie, oboje chcieli, żeby to trwało już zawsze, ale żadne z nich nigdy dotąd nie napomknęło o ślubie.
- A ja nadal uważam, że mężczyźni nie powinni podejmować ważniejszych decyzji. Nie potrafią logicznie myśleć – stwierdziła ciemnowłosa, zabierając się za wkładanie do wysokiej, dębowej szafy nowych rolek pergaminu.
- Powiedz to publicznie – mruknął Slytherin. Z jakiegoś nikomu nieznanego powodu był naburmuszone. Znowu. – Lud ukamienowałby cię bez wahania, nie ważne, czy byliby to mugole, czy czarownicy. Oczywiście, zaraz po spaleniu.
Salazar nie zmienił się prawie w ogóle. Oczywiście, zmężniał, ale był nadal tym samym napuszonym, wciąż wywyższającym się człowiekiem. Może tylko używał mniej obraźliwych i szydzących epitetów, większość uwag wolał przemilczeć, myśląc, że w ten sposób pokaże wszystkim swoją dojrzałość. Jego stosunek do dzieci urodzonych w mugolskich rodzinach był niezmienny. Tylko na jego lekcjach każdy uczeń bał się odezwać.
- Faktycznie, czasami do czegoś się przydajecie – odparła Rowena. Postanowiła odpuścić. Nie chciała się znów kłócić. Już wystarczyło, że Godryk wszczynał sprzeczki dotyczące czystości krwi. Z przykrością musiała stwierdzić, że zdarzały się one coraz częściej.
Z Helgą wymieniły rozbawione spojrzenia. Od rana chciała ją o coś zapytać. Kiedy tylko nadeszło ciepłe lato, powietrze zaczęło pachnieć drzewami z lasu, a wieczory były ciepłe i romantyczne, związek Hufflepuff i Berengara bardzo się rozwinął. Dlatego Rowena z niecierpliwością oczekiwała na jakieś informacje o zaręczynach.
Kiedy wszyscy udali się do Wielkiej Sali na obiad, zatrzymała przyjaciółkę w połowie schodów prowadzących do holu. Odczekała, aż drzwi się zamknął, po czym od razu naskoczyła na Helgę:
- Chciałam cię o to zapytać już wcześniej, ale jakoś nie miała odwagi… to przecież twoje sprawy… Nie myśleliście z Berengarem o ślubie? Tak dobrze się wam układa, że to grzech zmarnować tak silne uczucie.
Helga najwyraźniej się zmieszała. Utkwiła wzrok w ostatnim stopniu, jakby miała nadzieję, że za chwilę się tam znajdzie i nie będzie musiała odpowiadać na to pytanie. Tak, myślała o tym wielokrotnie, ale dziewczynie nie wypadało jaki pierwszej wychodzić z propozycją zaręczyn. W ogóle czuła się dziwnie, bo to zwykle rodzice podejmują decyzję, kogo ma poślubić ich córka.
- No… ja myślałam. Nie mówiłam mu o tym, ale od czasu do czasu myślałam, to fakt – przyznała z lekkim rumieńcem. Kiedy zobaczyła minę przyjaciółki, pożałowała, że jej o tym powiedziała.
- A dałaś mu do zrozumienia, że chcesz z nim spędzić resztę życia? Przecież to takie piękne, możesz wybrać się z nim na romantyczną przechadzkę, ująć go za rękę… a nastrój zrobi resztę. Wyglądałabyś przepięknie w tej aksamitnej bladozielonej szacie na brzegu jeziora… Blask księżyca odbijający się w wodzie… Jesteś piękną i dobrą dziewczyną, Berengar byłby ślepy, gdyby tego nie zauważył – powiedziała Rowena, pozwalając swojej wyobraźni pognać hen daleko od zamku.
- Jesteś taka romantyczna… – westchnęła rudowłosa i spuściła wzrok, wpatrując się w swoje skórzane pantofle ze srebrnymi klamrami. – To dziwne, że jesteś sama.
- Uważam, że kobiety muszą się postawić mężczyznom. Ale ty sobie tym nie zaprzątaj głowy. Zrób tak, jak ci powiedziałam – przerwała jej szybko.
Nie chciała rozmawiać na temat swojego życia osobistego. Lambert co prawda otwarcie ją adorował, bardzo mu na niej zależało, ale Ravenclaw jak dotąd nie dała mu jasnej odpowiedzi. Nie chciała być tak okrutna i zwodzić go, ale miała do podjęcia ważną decyzję. Wolność i niezależność czy miłość. Tego była pewna, coś mocnego budziło się w jej sercu, a w okolicy brzucha czuła coś dziwnego, kiedy przypadkiem dotykał jej dłoni albo obdarzał jednym ze swoich zniewalających spojrzeń. Niezależność była jednak dla niej bardzo ważna, chciała skupić się na pomaganiu nieszanowanym kobietom, uświadomić je, że wcale nie są gorsze i słabsze od mężczyzn. Dobrze wiedziała, że spotka się z wieloma protestami, zwłaszcza ze strony płci brzydkiej. Musiała być silna.
*
Pod wieczór, kiedy zaczęły już pojawiać się pierwsze gwiazdy na szybko ciemniejącym niebie, Berengar zapukał do drzwi sypialni Helgi. W ręku trzymał bukiet świeżo ściętych stokrotek o dużych kwiatach i śnieżnobiałych płatkach. Dziewczyna wzięła je od niego z lekkim uśmiechem na twarzy. Miała na sobie jasnobrązową wełnianą suknię, we włosach żółte i czerwone wstążki, które sprawiały, że jej głowa zdawała się płonąć.
- Ładnie wyglądasz – powiedział czarodziej i wyciągnął rękę w jej stronę. – Zechcesz się ze mną przejść?
- Z przyjemnością.
Zeszli po schodach do holu. Wszystkie świece były pogaszone, przez witraże w oknach wlewało się srebrną łuną światło księżyca. Pełnia była w tym miesiącu wyjątkowa, na niebie ani jednej chmurki, a gwiazdy lśniły jak diamenty.
Bez słowa Berengar poprowadził towarzyszkę w stronę jeziora. Wyglądało na to, że Rowena miała rację. Nie potrzebowali słów, by zapanował romantyczny nastrój. Księżyc odbijał się w ciemnych wodach, na których lekki wiaterek tworzył zmarszczki. Czarodziej nagle zatrzymał się. Helga zrobiła to samo.
- Od kiedy cię poznałem, wiedziałem, że nie spotkam już lepszej dziewczyny – przemówił nieco drżącym z nerwów, ale z pewnością szczerym głosem. – Jesteś piękna, mądra i utalentowana… Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdybyś zechciała zostać moją żoną.
Zaczął czegoś szukać po kieszeniach. Hufflepuff przyglądała się temu ze łzami szczęścia i wzruszenia w oczach. W końcu z wewnętrznej kieszeni letniego, beżowego płaszcza wyciągnął złoty pierścionek z brylantowym oczkiem.
- Ja… oczywiście, sama nie wiem, co powiedzieć… – wyrzuciła z siebie ruda. – Rowena miała rację, musi być wieszczką jak Kasandra…
- Nie jest. Przez przypadek usłyszałem waszą rozmowę. Od dawna chciałem ci dać ten pierścionek, kazałem sprowadzić go z Anglii, ale nie miałem pewności, czy chcesz spędzić ze mną resztę życia – odpowiedział z uśmiechem wyrażającym ulgę i nieopisaną radość, jakby nie wierzył we własne szczęście.
Helga, po raz pierwszy zdobywszy się na taką śmiałość, przysunęła się do niego, przechyliła lekko głowę i niepewnie pocałowała go w usta. Berengar odpowiedział z niemałym entuzjazmem. Objął ją w talii; przez chwilę trwali w takiej pozie, nie odrywając się od siebie nawet na sekundę. Kiedy w końcu odsunęli się na niewielką odległość, Berengar włożył Heldze pierścionek na palec i ucałował wierzch jej dłoni.
- Wiesz, mógłbym się ożenić z tobą nawet jutro – wyznał.
Tym razem to on przełamał lody i przytulił narzeczoną. Ta poddała się bez żadnych oporów. Oboje byli tak ogarnięci własnym szczęściem, że nie wiedzieli, co powiedzieć.
*
Następnego dnia przy śniadaniu wszyscy już wiedzieli o zaręczynach Helgi i Berengara. Każdy chciał pomóc przy planowaniu wesela, propozycji i pomysłów było mnóstwo, najmniej zaś odzywali się właśnie narzeczeni.
- Wiecie, ja już raz swój ślub miałem – wtrącił się Godryk z rozbawieniem w głosie. – Na szczęście nie doszedł do skutku, ale widziałem, jak się trzeba natrudzić, żeby wszystko przygotować. Bo jak zaprosić mugolskiego duchownego do zamku pełnego ruszających się portretów, chodzących zbroi i ksiąg z zaklęciami?
- Można byłoby zorganizować ceremonię na błoniach, na brzegu jeziora, w miejscu ich zaręczyn – zaproponowała Rowena z płonącymi oczami i szerokim uśmiechem na ustach. Chyba tylko ona cieszyła się z tego całego wydarzenia tak, jak narzeczeni. – Przecież Bóg jest w każdym miejscu. Później można księdza odprawić, a przyjęcie zorganizować w Wielkiej Sali, uprzednio usunąwszy cztery stoły. Można zostawić jeden dla gości. Para młoda będzie siedzieć przy stole nauczycielskim, nakrytym najlepszym obrusem, jaki mamy w Hogwarcie.
- A co z gośćmi? – zapytała Deborah. Była tak szczęśliwa, że nie mówiła wiele.
- Trzeba będzie zaprosić matkę Helgi. Myślę, że dzieci z jej sierocińca też zasługują na to, żeby tu być – odpowiedział szybko Berengar, zanim Rowena otworzyła usta. – Nie chcemy z Helgą hucznego przyjęcia. To nie przystoi. Myśleliśmy też o uczniach, ale nie ma sensu ściągać ich w środku lipca z różnych części kraju na jeden dzień. Wystarczą wasi rodzice i kilku znajomych z Hogsmeade.
Hufflepuff przytaknęła kiwnięciem głową. Pozwoliła narzeczonemu ująć publicznie swoją dłoń. Nigdy wcześniej przed zaręczynami nie zezwoliłaby mu na to w towarzystwie przyjaciół.
To wszystko, co planowali dla nich, bardzo się jej podobało, ale Helga wolałaby wyjść za ukochanego bez tych wszystkich sztywnych manier, bez powozów ciągniętych przez białe konie i bez wielkich, hucznych ceremonii. Wystarczyłaby jej zwykła kolacja i spacer, sam na sam z Berengarem. Obije byli skromni, chcieli spędzić ze sobą jak najwięcej czasu, bez zbędnego szumu. Byli ludźmi swoich czasów. Skromni, pobożni, nieodczuwający potrzeba błyszczenia w społeczeństwie. Tak światłe umysły posiadali z tej całej grupy jedynie Rowena i Salazar. Według Helgi bardzo do siebie pasowali, nie miała pojęcia, dlaczego nie byli razem. Mogli być naprawdę piękną parą. Kasandra zawsze to mówiła, przynajmniej rudej, w tajemnicy. Dodawała też, że Slytherin mógłby sprowadzić Ravenclaw na złą drogę, ale tego Hufflepuff nie rozumiała. Tak czy siak, wesele trzeba było urządzić. Helga i Berengar nie mogli się doczekać, kiedy staną się małżeństwem.
~*~
Nie wiem, jak mam się wytłumaczyć. Padła mi w Sylwestra karta graficzna, dopiero pod koniec lutego komputer został naprawiony. Przepraszam, robiłam, co mogłam, by to jakoś przyspieszyć. No, ale teraz już się poprawię, na następny rozdział nie będziecie musieli tak długo czekać, choć nie jest do wykluczone, bo w przyszłym tygodniu jest wywiadówka. A jedyny epitet określający teraz moje oceny, to oj. Dedykacja dla Nicole. :*